Stałem w miejscu wciąż mocno obejmując Malię. Nie potrafiłem wypuścić jej z ramion nawet na krótką chwilę. Jednocześnie wiedziałem, że wyznanie uczuć w tym momencie nie było dobrym pomysłem. Nie chciałem jej zostawiać, nie chciałem uciekać, ale nie potrafiłem też narażać moich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, że osobą, która im zagrażała byłem ja. Wiedziałem że nawet gdy dowiedzą się prawdy, niczego to nie zmieni. I w tym tkwił problem. Nie chciałem zrobić im krzywdy, gdy Pożoga przejmie nade mną kontrolę, nie będę sobą, nie zawaham się przed niczym. Przecież widziałem Poparzeńców, żadne uczucia nie wchodziły w grę. Wiedziałem też jedno, moi przyjaciele się zawahają. Nigdy nie będą chcieli mnie zranić, nawet jeśli tego będzie wymagała sytuacja. Gdyby nie Malia, po dokładnej analizie sytuacji, pewnie już by mnie tu nie było.
Pogłaskałem Malię po włosach, jeszcze mocniej ją do siebie przyciągając, w tej samej chwili dziewczyna zaczęła się trząść, a z jej ust wydobył się cichy szloch. Płakała. Płakała przeze mnie. Czułem się z tym potwornie źle. Gdy widziałem jej łzy, czułem ze pęka mi serce. Uniosłem dłonią jej podbródek, aby spokojnie móc spojrzeć prosto w te piękne, bystre brązowe oczy.
– Nie płacz Mals – szepnąłem ocierając jej policzki.
– Nadal nie mogę uwierzyć, że chciałeś nas zostawić. Odejść bez pożegnania... – Powiedziała powstrzymując kolejny szloch. - Chciałeś mnie zostawić...
–To nie tak – zaprotestowałem szybko – Nigdy bym was nie zostawił, a tym bardziej ciebie. Nie zostawiłbym kogoś kto nadał mojemu życiu sensu. Ta informacja była i jest dla mnie szokiem. Powinienem zniknąć i przestać was narażać – dodałem ciszej.
Malia wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić, jednak znowu wybuchnęła płaczem. Zacząłem gładzić ją uspokajająco po plecach.
– To moja wina. Wszystko co cię Spotkało to moja wina! To że tu jesteś, to że cię zarazili. Miałam w tym swój udział. Nie pozwolę ci odejść! Chociażbym miała cie związać i wlec za sobą, zrobię to! Niech to do ciebie wreszcie dotrze, nigdy więcej nie będziesz sam. Zrobię wszystko, żeby ci pomoc, przypomnę sobie recepturę na lek, wymyślę nową, ale nie pozwolę Ci odejść, rozumiesz? Nie pozwolę Ci zginąć, bo gdy ty odejdziesz, ja zrobię to samo. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Newt – powiedziała cicho i mocno się do mnie przytuliła. Po chwili nieco się odsunęła, aby ponownie spojrzeć mi w oczy.
– Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz – szepnęła łapiąc mnie za dłoń.
– Zawsze będę obok – odparłem bez namysłu – Nigdy więcej nie będę próbował cie zostawić -szepnáłem i złaczyłem nasze usta w delikatnym i czułym pocałunku. Jeśli magia istnieje, to ta chwila zdecydowanie była magiczna.
Po dłuższej chwili, czyjś gwizd zmusił nas do przerwania tej przyjemnej czynności.
– No proszę, proszę. Spuścić was na chwilę z oczu – nie musiałem się odwracać by wiedzieć do kogo należy ten głos.
– Wal się Minho – odparłem, jednak lekko się uśmiechnąłem.
Minho w przeciągu kilku sekund znalazł się tuż obok nas.
– Mal, ty ryczysz? No nie mów, że on aż tak źle całuje – Azjata parsknął śmiechem, a ja posłałem mu piorunujące spojrzenie. Minho gdy udało mu się opanować śmiech, momentalnie spoważniał. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na Malię.
– Czy wydarzyło się tu coś o czym powinienem wiedzieć? Zresztą to nie ważne. Sprawy się skomplikowały, zaraz będzie tu Thomas i Teresa, musimy pogadać.
Kiwnąłem głową i poddałem Malii dłoń, aby pomóc jej zejść z podwyższenia. Zgodnie ze słowami Minho, chwilę później obok nas zjawił się Thomas.
– Musimy się zmywać. Na własną rękę dotrzemy do Denver – powiedział stanowczo brunet.
– To może potrwać wieki! – stwierdziła Malia patrząc uważnie na brata. – Wiesz, ze nie mamy tyle czasu, musimy się tam znaleźć jak najszybciej!
– Wiem! Ale Charlie to zdrajca, może nas zaprowadzić na pewna śmierć! – warknął Minho zaciskając dłonie w pięści.
– Zdrajca? – spytałem szybko – Coś mnie ominęło?
Wszyscy zrobili dziwne miny, a ich wzrok powędrował w dol.
– Newt... ty – zaczął Thomas, ale Malia weszła mu w słowo.
– Newt wie – odparła smutno.
Thomas spojrzał mi w oczy i cicho westchnął.
– Charlie coś kręci i albo rzeczywiście w jakiś pokrecony sposób chce nam pomoc, albo wciąż pracuje dla DRESZCZ-u.
– Uratował Malię – powiedziałem cicho, ściągając na siebie wzrok pozostałych. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż trzymam dłoń blondynki. I chyba bardziej to, niż moje słowa najbardziej zwróciło uwagę Thomasa.
– Mógł mieć w tym jakiś interes. Ale z drugiej strony, postrzelił własnego ojca - dodała Malia.
– Ojca? – powtórzył Minho.
– No tak, wy nic nie wiecie – Malia pacnęła się otwarta dłonią w czoło. – Szczurowaty to ojciec Charlie'go.
– Ze co? – warknął Minho.
– To trochę zmienia postać rzeczy – powiedziałem cicho
– Sądzicie, że Janson się niczego nie domyślał? Pozwoliłby by jego własny syn knuł coś przeciwko organizacji?
– To nie ma najmniejszego sensu – westchnęła Malia. – Musimy coś wymyślić.
– Musimy dotrzeć do Denver – powtórzył Thomas.
– I to jest nasz plan? – prychnął Minho.
– Lepszego nie mamy – odparła Malia przygryzając wargę.
–Teresa znalazła jakieś stare mapy, może uda nam się chociaż trochę zorientować w terenie.
– Ja się tym zajmę – powiedział stanowczo Minho i podszedł do Teresy wyjmując jej mapy z dłoni. - Ruszamy z samego rana - dodał.
– A co z Arisem i Evanlyn? – spytała Malia, ściągając na siebie wzrok Minho.
– Im tez nie możemy ufać. Pora się rozdzielić – dodał stanowczo, ale w jego głosie dało się wyczuć coś na kształt smutku.
– Przecież nie możemy ich tu zostawić – zaprotestowała Malia.
– Oni ufają Charliemu, trochę was ominęło – wyjaśnił Thomas – Chcą wyruszyć z nim.
********
Nowy mini rozdział za nami. :) Wracam po długiej przerwie, od teraz postaram się wrzucać nowe posty częściej. :) Rozdziały będą krótsze, ale będą pojawiały się o regularnie. :) Dziękuje za wszystkie komentarze, dzięki wam powstał ten mini rozdzialik, coś jak zajawka, tak na probe czy jeszcze kogoś z Was interesuje to opowiadanie. :)
Błędy wyłapię jak odzyskam laptopa. :)
CZYTASZ
I always remember you || The Maze Runner
FanfictionNic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Każde istnienie jest częścią planu, którego nie potrafimy zrozumieć. Rodzimy się wolni. Nasze decyzje, pokazują kim naprawdę jesteśmy. Możemy stanąć po stronie dobra, bądź świadomie wybrać zło. Nie ma czegoś p...