Nie wiem ile czasu spędziliśmy w helikopterze, ale z pewnością było to więcej, niż kilkanaście minut. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał godzinę trzynastą. Ostatni raz sprawdzałam czas gdy opuściliśmy labirynt. Wtedy była jedenasta. Doliczając do tego film, który obejrzeliśmy, sytuację z Gally'm i krótką wymianę zdań z Charlie'm, wychodziło na to, że lecimy około godziny. Powoli zaczynałam się niepokoić. Nie byłam jedyna. Kilkakrotnie napotkałam pytający wzrok Minho, który z rosnącym zdenerwowaniem wpatrywał się w okno. Wszyscy byliśmy poddenerwowani, poraz kolejny nasze życie było w rękach DRESZCZ-u. Ucieczka miała dać nam wolność i odpowiedzi. Tymczasem dostarczyła kolejnej porcji pytań. Korzystając z tego, że siedziałam na przeciwko okna, mogłam bez przeszkód obserwować otoczenie. O ile wcześniej miałam wątpliwości, odnośnie tego co mówiła pani Paige, teraz zaczynałam jej ufać. Lecieliśmy sporo czasu, a pod nami przez całą podróż, rozciągała się pustynia. Z pod ogromu piachu, niekiedy wystawały pozostałości po konstrukcjach, które kiedyś podtrzymywały liczne budowle.
Jeśli słońce naprawdę wypaliło ziemię, Pożoga też musiała istnieć. Na wspomnienie chorego człowieka, którego widzieliśmy na filmie, na mojej twarzy pojawił się grymas. Przez co musieli przechodzić zarażeni? Jak to możliwe, że istniała tak straszna choroba? Czy naprawdę tylko my byliśmy w stanie pomóc tym ludziom? Miałam coraz większy mętlik w głowie.
- Zaraz będziemy na miejscu - powiedział Charlie i podniósł się z miejsca.
Thomas i Newt wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a ja z uwagą obserwowałam Charlie'ego. Jeśli wierzyć w to co mówił wcześniej, za chwilę znajdziemy się w siedzibie DRESZCZ-u. Kątem oka zerknęłam na Minho. Jego dłoń była zaciśnięta na rękojeści noża, który zawsze nosił przy sobie. Gdy zauważył, że na niego patrzę, nieznacznie kiwnął głową i bezgłośnie wypowiedział jedno słowo: Uważaj.
Przymknęłam prawą powiekę, a lewą dłoń włożyłam do kieszeni bluzy. Miałam tam schowany nóż, który drugiego dnia dostałam od Newta. Minho gdy upewnił się, że zrozumiałam przekaz, odwrócił wzrok, aby nie wzbudzać podejrzeń, pracowników organizacji. Byliśmy poza labiryntem, a Minho nadal odgrywał rolę przywódcy. Nie miałam mu tego za złe, a wręcz przeciwnie. Doskonale spełniał się w tej roli. Potrafił zachować trzeźwość umysłu, gdy inni panikowali. Był porywczy, wyszczekany, denerwujący, ale był też moim przyjacielem. Przede wszystkim przyjacielem. Najlepszym jakiego mogłam sobie wymarzyć. Początek naszej znajomości nie należał do najprzyjemniejszych, oboje mamy trudne charaktery, dlatego wzajemne 'rozgryzienie' się nawzajem, trochę nam zajęło. Azjata był nadzwyczaj stanowczy, nie owijał w bawełnę. Zawsze mówił co myśli, chyba nie rozumiał czym jest 'takt' i 'delikatność', jednak nie każda przyjaźń musi wyglądać cukierkowo. Najważniejsze, żeby czuć, że można liczyć na drugą osobę. A ja mogłam liczyć na Minho. Zawsze. Chociażby w tej sytuacji. Mimo, że wydawała się bez wyjścia, on nie zamierzał się poddać. Co zapaliło iskrę nadziei w moim sercu. Nie miałam pojęcia czego możemy się spodziewać.
Newt nieznacznie przesunął się w moją stronę.
- Musimy trzymać się razem - powiedział cicho udając, że wiąże sznurówkę.
- I uważać na siebie - dodałam cicho, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Wiedziałam, że Newt mówiąc, że mamy trzymać się razem, miał na myśli całą grupę. Znając metody DRESZCZ-u, gdy nas rozdzielą, możemy się już więcej nie zobaczyć.******
- Witajcie w siedzibie DRESZCZ-u - powiedział Charlie zdejmując maskę i szeroko się uśmiechając.
Stałem w miejscu, zastanawiając się jakie będą konsekwencje obicia jego "pięknej" twarzy.
DRESZCZ zniszczył mi życie. Zniszczył życie wszystkim Streferom. Omal nie pozbawił nas życia, a ten dureń wypowiedział to zdanie w taki sposób, jakby witał nas na ekskluzywnych wakacjach.
- To spełnienie moich marzeń - mruknął Minho - Zawsze chciałem tu trafić. Purwa nadal nie wierzę, że dożyłem tego zaszczytu - dodał prychając.
Po chwili obok nas pojawił się Janson, drugi z mężczyzn z którymi rozmawialiśmy. Gdy tylko wszedł do pomieszczenia, ogromne metalowe drzwi się zamknęły. Zdążyłem dostrzec kartę, którą schował do kieszeni.
Janson zdjął maskę i spojrzał na nas z kpiącym uśmiechem. Mężczyzna miał około pięćdziesięciu lat. Był siwy, a jego twarz przypominała, głowę szczura. Krzywy zgryz, nieumiejętnie zapuszczane wąsy i chytry wzrok. Z całą pewnością nawet w młodości, Janson nie grzeszył urodą.
Mężczyzna nacisnął włącznik, a pomieszczenie w którym staliśmy, wypełniło się światłem. Znajdowaliśmy się na korytarzu, jakiegoś ogromnego budynku, jeśli wzięło się pod uwagę długość korytarza. Pomalowane na szaro ściany, łączyły się z betonem, z którego składała się podłoga. Nie było tu okien, a szczelnie zamknięte, ogrome, metalowe drzwi i brak klamki, przyprawiały o dreszcze.
- Nareszcie możemy normalnie porozmawiać - mruknął mężczyzna i oparł się o ścianę. - Zanim ruszymy dalej, musimy wyjaśnić sobie kilka spraw. Gratuluję ukończenia próby, chociaż nie ukrywam, że po waszej grupie spodziewaliśmy się, że nastąpi to dużo wcześniej.
- Co? To znaczy, że nie jesteśmy jedyni? - spytałem zanim zdążyłem ugryźć się w język.
- Ach te dzieciaki. Zawsze muszą przerywać - siwowłosy teatralnie wywrócił oczami. - Wracając. Tak, oprócz Grupy A do której należycie, istnieje Grupa B. Tamci dotarli tu kilka dni wcześniej. Będziecie mieli okazję się poznać.
Spojrzałem na Minho i Thomasa. Skoro jakaś grupa już tu jest, może nie grozi nam tu niebezpieczeństwo? Warto by było porozmawiać z tamtymi, może wiedzą coś więcej na temat tego, co się stało.
- Malia. Możesz odłożyć nóż, nie będzie Ci potrzebny, poproś kolege by zrobił to samo - mruknął Szczurowaty, jak zacząłem w myślach nazywać Jansona.
Zerknęłam na przyjaciół, a widząc i zdezorientowane miny, przygryzłem policzek od środka. Janson od początku wiedział, że coś planujemy.
- Specjalnie nie pozbawiliśmy was broni. Liczyłem na to, że zachowacie się jak należy. Tym bardziej, że niektórzy z was wracają do domu - dodał z uśmiechem - Prawda Tereso? Thomas? Malia? Nie poznajecie? - dodał kpiącym głosem - Naprawdę nie? A to zagłostka.
Thomas wyrwał się do przodu, a jego pięść zaledwie o centymetr minęła twarz Szczurowatego. Pociągnąłem przyjaciela za ramię.
- Daj spokój Tommy, to prowokacja - powiedziałem cicho.
Szczerze zdziwiła mnie jego reakcja. Dotychczas Thomas stronił od przemocy, a teraz pierwszy wyrywa się z pięściami.
Nie wiedziałem o co chodzi Szczurowatemu, ale poraz kolejny nas prowokował. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogliśmy nic zrobić. DRESZCZ znów miał nas w garści, o czym Janson doskonale wiedział.
- Mogłeś sobie darować - mruknął Charlie, a Szczurowaty prychnął. - Może ty zdasz raport, a ja zajmę się resztą? - spytał brunet, jednak ton jego głosu, świadczył o tym, że chłopak już postanowił.
Nie wiem kim był Charlie, ani tym bardziej jakie relacje łączyły go z Jansonem, jednak mężczyzna ustąpił.
- Nie próbujcie żadnych sztuczek. Przy próbie ucieczki włączy się alarm, a Nasi ludzie nie zawahają się strzelić - dodał i odwrócił się, aby chwilę później zniknąć w jednym z korytarzy.
- Zaprowadzę was do pokoi. Będziecie mogli się przebrać, umyć. Z resztą Streferów spotkacie się podczas kolacji - powiedział Charlie i zaczął powoli posuwać się na przód.
- Jak długo tu zostaniemy? - spytała Malia, mój wzrok natychmiast odszukał jej twarz.
- Aż do rozpoczęcia drugiej fazy - odparł Charlie nawet na nią nie spoglądając.
- To znaczy? - spytała Teresa, która odezwała się poraz pierwszy odkąd opuściliśmy labirynt.
- Dowiecie się w swoim czasie.
- Purwa. Ty cholerny Sztamaku. Mam już tego dosyć. Dowiecie się w swoim czasie, jeszcze nie pora. Nie możecie powiedzieć niczego wprost? - warknął Minho.
Charlie gwałtownie się zatrzymał, jednak nic nie odpowiedział. Otworzył jedne z drzwi i gestem kazał nam wejść do środka.
- Wy nie - powiedział Charlie blokując wejście Malii i Teresie.
- Co? O co chodzi? - spytałem stanowczo obdarzając Charlie'ego niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
- Właśnie w czym problem? - poparł mnie Thomas.
- Dziewczyny na pewno potrzebują odrobiny prywatności. W siedzibie jest dość pokoi - powiedział chłopak.
- Teraz zaczęliście się tym przejmować? - prychnęła Malia - Dzięki, ale nie skorzystamy - dodała.
- Przykro mi, ale takie są ustalenia - mruknął Charlie i zatrzasnął drzwi .
Orientacyjnie uderzyłem w drzwi. Cholera! Mieliśmy trzymać się razem. Jak zwykle nasze plany, szlak trafił.
- Tommy to wszystko coraz bardziej śmierdzi - mruknąłem siadając na jednym z łóżek.
- Musimy stąd spadać - dodał Minho.
- Podziwiam twój entuzjazm Minho, ale to twierdza. Sam widziałeś. Do tego odcięli nas od siebie. Jak znajdziemy Malie i Teresę? - spytałem zrezygnowany.
- Słyszałeś tego Sztamaka, spotkamy się na kolacji. Wtedy coś ustalimy - powiedział Minho - Musimy wymyślić jak się stąd wydostać i najlepiej będzie jeśli zrobimy to jak najszybciej. Grupa B jest tu od kilku dni, a to oznacza, że z rozpoczęciem drugiego etapu, czekali na nas. Teraz nic nie stoi im na przeszkodzie.
- Świetnie Minho, niesamowity tok myślenia - mruknął Thomas - Masz jakiś plan?
- Nie. Jeszcze nie - odparł Azjata kładąc się na łóżku. - Ale to tylko kwestia czasu.
- Czasu, którego nie mamy - westchnąłem przewracając oczami. - Nie dziwi was to, że rozdzielili nas od dziewczyn? Nie wierzę w ich nagłą troskę - dodałem po chwili.
- Ani ja. Coś jest na rzeczy - mruknął Thomas.
- Nie szukajcie dziury w całym. Może naprawdę tak będzie lepiej. To dziewczyny. Ostatnie kilka dni spędziły w towarzystwie kilkudziesięciu chłopaków. Może muszą od tego odpocząć - rzucił Minho podnosząc się z łóżka.
- Nie przekonuję mnie to -powiedział Thomas, a ja pokiwałem głową.
- Przewidzieli, że będziemy próbowali uciec, a rozdzielając nas, uniemożliwią nam zaplanowanie czegokolwiek - mruknąłem po czym zeskoczyłem z łóżka. Zgarnąłem z krzesła ubrania, zapewne przygotowane dla każdego z nas i ruszyłem w stronę łazienki.*****
Gdy Charlie wyszedł z pokoju, spojrzałam z niepokoiem na Teresę. Brunetka wyglądała na nadzwyczaj spokojną.
- Jak skontaktujemy się z chłopakami? - spytałam z nerwów zaciskając pięść.
Nie wierzyłam w nagłą troskę DRESZCZ-u. Na pewno nie chodziło im o nasz komfort.
Celowo rozbili naszą grupę, abyśmy nie mogli ustalić planu działania. Jestem pewna, że o to im chodziło.
- Spokojnie Mal. Szukasz dziury w całym - westchnęła Teresa - Spotkamy się na kolacji. Te kilka godzin niczego nie zmienią.
- Nie ufam im - mruknęłam z nerwów chodząc w kółko.
- Może powinniśmy? To co mówili brzmiało przekonująco - powiedziała niepewnie brunetka.
- Nie myśl, że nie mam uczuć. Jest mi strasznie żal tych ludzi, Pożoga to okropna choroba, ale to jak potraktował nas DRESZCZ było jeszcze gorsze.
- Nie zapominaj, że my też przy tym pracowałysmy - westchnęła Teresa, a ja zagryzłam wargę.
- I to była najgorsza decyzja w moim życiu - warknęłam. - Idę się wykąpać - dodałam kończąc rozmowę.
Tessa uderzyła w czuły punkt. Nie chciałam dłużej o tym rozmawiać. Nie. Ja nie chciałam w ogóle o tym rozmawiać. Wolałam uciec od tego tematu. Współpraca z DRESZCZ-em była czymś czego wciąż się wstydziłam. Nie mogłam tego zaakceptować, póki nie dowiem się całej prawdy, nigdy tego nie zrozumiem.
- Ale... - zaczęła Teresa.
- Nie chce o tym rozmawiać - mruknęłam i ruszyłam w stronę białych drzwi, znajdujących się w głębi pokoju. Tak jak się spodziewałam, prowadziły do łazienki. Weszłam do środka i zamknęłam je na zamek. Odwróciłam się i usiadłam na brzegu ogromnej wanny, omiatajac wzrokiem pomieszczenie. Duża, jasna łazienka, urządzona w sposób minimalistyczny, tworzyła swoistego rodzaju kontrast z ponurym pokojem, który nam przydzielono. Przypominał bardziej opuszczony magazyn do którego na siłę wepchnięto kilka, piętrowych łóżek i starych mebli. Na szafce pod oknem dostrzegłam stertę, poukładanych ubrań. Podeszłam do nich, niemal od razu biorąc w dłonie parę czystych jeansów. Moje spodnie oprócz licznych plam i dziur, zaczęły mi po prostu spadać. Musiałam schudnąć i to całkiem sporo. Przejrzałam kilka par, aż wybrałam te odpowiednie. Do tego zwykła czarna koszulka i rozpinana bluza. Wszystko oprócz spodni, posiadało nadruk 'Dreszcz'. Pozbyłam się ubrań i weszłam pod prysznic. Chciałam jak najszybciej zmyc z siebie cały ten brud. Woda dawała ukojenie. Czułam dreszcze gdy zimna woda spływała po moim ciele, sprawiajac, że dostałam gęsiej skórki. W Strefie mogliśmy pomarzyć o takich luksusach jak prysznic. Każdy w miarę możliwości dbał o higienę, jednak nic nie jest w stanie zastąpić prawdziwej łazienki.
Po około dwudziestu minutach, wyszłam spod prysznica. Szybko się ubrałam, poczym zajełam się suszeniem włosów. Pierwszy raz od dawna miałam w rękach szczotkę. Okazało się, że moje włosy są dość cienkie i łatwo dają się ułożyć. W Strefie nosiłamm je związane. Ze względu na wilgoć niesamowicie się puszyły.
Przemyłam twarz i cicho zaklęłam. Teraz mogłam uważnie przyjrzeć się swojej twarzy. Z głębokiego rozcięcia na prawym policzku, pozostała ogromna blizna. Odrobinę wyblakła, ale wciąż była dobrze widoczna. Ciągnęła się od połowy policzka, aż do ucha. Teraz gdy moja twarz była idealnie czysta, blizna była doskonale widoczna. Westchnęłam i odwróciłam się od lustra, aby odłożyć szczotkę. W tym samym czasie coś przykuło moja uwagę. Dostrzegłam w lustrze jakiś czarny napis, który znajdował się na moim ciele. Był umiejscowiony na karku, dlatego nie byłam w stanie go odczytać. Wybiegłam z łazienki tak szybko, że Teresa omal nie wypuściła kubka, który trzymała w dłoni.
- Co jest tam napisane?
Teresa spojrzała na mnie jak na wariatke. Odwróciłam się tyłem i wskazałam ręką na swój kark. Teresa przez chwilę milczała, a ja zaczęłam się niecierpliwić.
- Grupa A, obiekt A3 - Sojusznik, Własność DRESZCZ-u - przeczytała niepewnie.
Własność DRESZCZ-u? Jakim prawem traktowali mnie jak rzecz?
- Sojusznik? O co chodzi?
Teresa wzruszyła ramionami.
- Ciekawe czy ty też coś takiego masz - powiedziałam cicho.
- Sprawdź.
Pokiwałam głową i odgarnełam włosy Teresy.
Grupa A
Obiekt A1
Zdrajczyni
Własność DRESZCZ-u
Przygryzłam wargę próbując zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Nie wiedziałam co znaczą te przypisy. O ile nad 'Sojusznkiem' można się było zastanawiać, o tyle określenie Teresy było dość jednoznaczne.
- I? - spytała zniecierpliwiona dziewczyna.
- Grupa A, obiekt A1, Własność DRESZCZ-u - odpowiedziałam.
- To wszystko? - Teresa odwróciła się w moją stronę i spojrzała mi prosto w oczy. - Tylko nie kłam - dodała.
- Jest coś jeszcze - powiedziałam niepewnie - Pod numerem obiektu jest jeszcze jedno słowo.
- Jakie?
Zawahałam się przed odpowiedzią.
- Wykrztusisz to wreszcie?
- Zdrajczyni - szepnęłam.*****
Kolejny rozdział za nami. Dziękuję za wszystkie wyświetlenia i ciepłe słowa.
Uwielbiam Was.
CZYTASZ
I always remember you || The Maze Runner
FanfictionNic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Każde istnienie jest częścią planu, którego nie potrafimy zrozumieć. Rodzimy się wolni. Nasze decyzje, pokazują kim naprawdę jesteśmy. Możemy stanąć po stronie dobra, bądź świadomie wybrać zło. Nie ma czegoś p...