Gdy dotarliśmy na miejsce, wszyscy oprócz Minho i Brendy, z ulgą opuściliśmy limuzynę. Droga może i nie była wyjątkowo długa, ale kilkunastominutowa, nieprzerywana kłótnia tej dwójki, dała nam się we znaki. Nawet opanowany dotąd Charlie, nie mógł powstrzymać krytycznych komentarzy, co jakiś czas próbując się wtrącać, aby przerwać tę pełną sarkastycznych uwag, rozmowę. Jednak jakakolwiek tego próba, podjęta przez którekolwiek z nas, kończyła się fiaskiem.
- Naprawdę nie mam ochoty tam iść - mruknął Thomas, wkładając ręce do kieszeni spodni.
- Ani ja - zgodziła się z nim Malia.
Staliśmy pod ogromnych rozmiarów willą, właściwie chyba nikt by się nie obraził, gdybym nazwał to miejsce małym pałacem. Z wewnątrz dochodziły do nas stłumione dźwięki, jakieś rytmicznej piosenki i cichy gwar. Zapewne ktoś w środku świetnie się bawił. Na myśl o tym, że w takiej sytuacji ludzie mogą myśleć o zabawie, coś się we mnie zagotowało. Od początku pomysł z balem czy raczej skrywającą się pod tą nazwą imprezą, nie bardzo mi się podobał. Potrafiłem zrozumieć, że w mieście chcą zachować pozory normalności, że nasi rówieśnicy po tym, co przeszli zasługują na odrobinę zabawy, jednak to wszystko nie trzymało się kupy. Jedyne czego potrzebowałem w tej chwili to odrobina spokoju, zakładam że Malia, Thomas i Minho myśleli podobnie. W takim razie to my byliśmy nienormalni, czy reszta nie myślała realnie?
- Teraz za późno, żeby się wycofać - powiedziałem cicho, opierając się o złotą poręcz schodów.
- Porozmawiacie z tym gościem, a potem się zmywamy - stwierdził Minho, który dopiero do nas dołączył.
Sądząc po jego szerokim uśmiechu i wściekłości wymalowanej na twarzy Brendy, prawdopodobnie wygrał batalię na słowa.
- Poprawka, najpierw ten gość - mruknęła dziewczyna, akcentując ostatnie słowo - Musi chcieć porozmawiać z wami.
- To są chyba jakieś jaja - warknął Thomas - Tracimy cenny czas, zamiast obmyślać plan, dajemy się zaciągnąć tutaj, a teraz mówisz nam, że ten pikolony człowiek może nie chcieć z nami gadać? Cudownie!
- Owszem Thom - potwierdziła spokojnie Brenda - Mówiłam, że musicie go do siebie przekonać. Wejście tam i stwierdzenie, że ma wam dać samolot, raczej nie przejdzie.
- Przecież on doskonale wie, że jesteśmy tutaj tylko i wyłącznie w tym celu - wtrąciła Malia.
- Och dajcie spokój! - zarządził Charlie - Wchodzimy tam, przez godzinę udajemy najszczęśliwszych ludzi na świecie i będzie po sprawie - dodał zirytowany - Lepiej już wejdźmy, zanim się wzajemnie pozabijamy.
Brenda wymamrotała coś pod nosem, zarzuciła swoimi długimi czarnymi włosami i pewnym krokiem ruszyła w kierunku wejścia, po drodze chwytając Charlie'go pod ramię. Minho zerknął na nas i popukał się w czoło, dając tym samym znać, co myśli o stanie psychicznym Brendy. Po chwili wszyscy znaleźliśmy się w budynku. O ile wnętrze domu Brendy można było uznać za gustowne, tutaj wszystko było luksusowe i wyglądało na naprawdę drogie. Skórzane kanapy, szklane meble, mnóstwo luster. Mimo, że dom był ogromny, odpowiednie zagospodarowanie przestrzeni, uczyniło go jeszcze przestronniejszym. Główną rzeczą rzucającą się w oczy, były ogromne marmurowe schody i znajdująca się nad nimi loża. Zdążyłem rozejrzeć się po pomieszczeniu i większość bawiących się osób, była na oko w naszym wieku. Natomiast dwójka mężczyzn siedząca z drinkiem w loży, zdecydowanie musiała mieć dobrze po pięćdziesiątce.
W jednej chwili poczułem, że ktoś łapie mnie za dłoń. Spojrzałem na Malię i posłałem jej uśmiech.
- Nie stójcie tak - mruknęła szeptem Bredna, pokazując głową że powinniśmy się ruszyć.
CZYTASZ
I always remember you || The Maze Runner
FanfictionNic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Każde istnienie jest częścią planu, którego nie potrafimy zrozumieć. Rodzimy się wolni. Nasze decyzje, pokazują kim naprawdę jesteśmy. Możemy stanąć po stronie dobra, bądź świadomie wybrać zło. Nie ma czegoś p...