S E V E N

76 8 3
                                    

💙Doris💙

Po jego podziękowaniu nastąpiła długa cisza, nie była ona niezręczna, oboje siedzieliśmy na ogromnej skale i patrzyliśmy się na morze.
-Powinniśmy już iść, zbiórka miała być o siódmej- przerwałam cisze.
-Racja- powiedział wstając i podając mi rękę.

Na plaży nie było nikogo, najwyraźniej wszyscy wrócili do hotelu i zapomnieli o nas.
-To co robimy?- zapytałam lekko zakłopotana.
-Mamy dwie opcje- mówił wkładając papierosa do buzi -Wrócimy do hotelu i przeprosimy za spóźnienie -zapalił fajkę- albo skorzystamy z tego, że nie zauważyli naszej nieobecności i zostaniemy tu na całą noc- spojrzał na mnie i puścił mi oczko.
-Hm- nie był to trudny wybór, uśmiechem nr 148 dałam mu znać, że wybrałam 2 opcje.
Zaśmiał się i chwycił mnie za nadgarstek.
-Chodź pokaże ci fajne miejsce, które odkryłem z chłopakami.

Wyszliśmy z plaży i poszliśmy w stronę lasu.
-Gdzie ty mnie prowadzisz?- powiedziałam jednocześnie śmiejąc się.
Odwrócił się i zapytał z powagą na twarzy:
-Ufasz mi?- patrzył prosto w moje oczy.
-Chyba nie mam wyboru- uśmiechnęłam się spuszczając głowę w dół, nie lubiłam uzyskiwać kontaktu wzrokowego z ludźmi.
-Zamknij oczy- po tych słowach poczułam motyle w brzuchu.

Jack i ja kolegowaliśmy się, często podwoził mnie i dziewczyny do szkoły. Czasami on i jego koledzy robili nam żarty, najczęściej mi, bo byłam najbardziej naiwna. Nie tryskałam jadem jak Tris i nie umiałam wzbudzić u nich szacunku tak jak Julia. Nie ufałam mu, wiem do czego był zdolny, bałam się, że mógłby to być jego kolejny żart, jednak mimo swoich wątpliwości zrobiłam to co mi kazał, zamknęłam oczy.

Prowadził mnie, czułam, że idę po schodach w górę. Miałam nadzieje, że nigdzie wysoko, ponieważ miałam lęk wysokości.
-Otwórz oczy- powiedział puszczając moją dłoń.
-O mój boże! -znajdowaliśmy się na samym szczycie latarni morskiej. Tak, na dachu.
-Spokojnie, nikt nas tu nie zobaczy- chłopak próbował mnie uspokoić.
Spojrzałam w dół, jeden niewłaściwy ruch, a byłabym martwa.
-Mam le-le-lęk wysokości- wydusiłam z siebie nadal patrząc na odległość, która dzieliła mnie od ziemi.
-Spokojnie, nic ci się nie stanie, w razie czego złapie cie, zaufaj mi- uśmiechnął się, a ja czułam jak się rumienie, cholera, miał taki piękny uśmiech.
-Byłem tu dzisiaj z Emenem, siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Wspominaliśmy wszystkie nasze chore i głupie pomysły, imprezy, mecze...- zobaczyłam jak po jego policzku spłynęła łza.
Wstałam, tak ja, osoba, która najbardziej na świecie boi się wysokości, stałam na dachu bardzo wysokiej latarni morskiej.
-Wstań- chłopak zdziwił się, ale zrobił to co mu kazałam.
-Widzisz to morze? To jest ta sama woda, którą widziałeś dzisiaj siedząc tu z Emenem, ten sam widok na który patrzyłeś się siedziąc na skale paląc, to samo morze na które pewnie patrzy się teraz Emen myśląc o tobie i o tym czy mu kiedyś wybaczysz- znowu niekontrolowanie złapałam go za ręce.
-Wybaczysz mu?- zadając to pytanie spojrzałam mu proste w jego piękne, kasztanowe oczy.
-Tak- wyszeptał spoglądając na wodę, która najwyraźniej go uspokajała.
-Powiedz mu to- puściłam jego dłoń.
-Emen, wybaczam ci, kocham cie jak brata i nie potrafię się na ciebie gniewać. Toleruje to, że wolisz mężczyzn. Wybacz mi, że tak zareagowałem, byłam w szoku, przepraszam.
Jack głośno westchnął z ulgą.
-Dzięki Doris- posłał mi szczery uśmiech i z powrotem usiadł. W końcu zorientowałam się, że stoję na dachu bardzo wysokiej latarni i z paniki podskoczyłam. Niestety nie wylądowałam w odpowiednim miejscu i moja noga zaczęła zsuwać się. Jack szybko podał mi rękę i pociągnał mnie do siebie, siłę to on też miał.
-Doris, nic ci nie jest?!- zapytał przerażony, a ja, tylko pokiwałam głową i usiadłam.

Spokojnie sobie rozmawialiśmy siedząc na dachu starej, nieczynnej, latarni morskiej, aż do momentu gdy mój brzuch, a dokładniej głośne burczenie przerwało nam interesującą konwersację.
-Jesteś głodna?- zaśmiał się Jack.
-Trochę-moja twarz się zaburaczyłam, a ja próbowałam zachować powagę.
-Niedaleko jest Mcdonald, idziemy?- zapytał jednocześnie unosząc brew.
Wybiła godzina dziesiąta, co oznaczało, że do zbiórki przed hotelem zostało jeszcze dziesięć godzin.

Czekała nas długa noc.

Cute ChicazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz