T H I R T Y O N E

6 1 0
                                    

💛Julia💛

Julia Christensen: Hej! Robisz coś dzisiaj?

Dorkka💘: Przygotowuje się do sprawdzianu.

Trisek🍑: Spędzam wieczór z Bradem😜

(Rick) Skarbek💋: Dziadkowie przyjechali😔

Nikt nie mógł się spotkać, nie wiedziałam, czy to była kwestia tego, że przestałam być lubiana, czy rzeczywiście wszyscy moi znajomi byli zajęci. Nie skłamię, było mi przykro. Pierwszy raz od bardzo dawna spędziłabym sama piątkowy wieczór. Moich starych oczywiście nie było, ojciec od tygodnia był w Niemczech na szkoleniu, a matka na weekend wyjechała do Barcelony odwiedzić znajomą.

Zamknęłam laptopa i rzuciłam nim o ścianę. Tak, nie miałam szacunku do drogich rzeczy, szczególnie do tych co były kupowane przez moich starych. Rodzice srali pieniędzmi, więc wszystko zawsze dostawałam na tacy. Kiedy byłam dzieckiem, notorycznie psułam drogie prezenty od nich, licząc, że zbiednieją i zwrócą na mnie uwagę. Jednak z czasem uświadomiłam sobie, że robiłam to na próżno.

-Wychodzę!- krzyknęłam trzaskając drzwiami za sobą.
Przed moimi oczami ukazał się duży, biały, modernistyczny dom, w którym zamieszkiwała jedna z moich przyjaciółek. To miejsce zawsze kojarzyło mi się z dzieciństwem, wakacjami, pieczeniem pierników w święta. Zanim rodzice Doris się rozwiedli, w tym domu było tyle ciepła. Wchodząc tam czułam miłość, radość, to była taka idealna, kochająca się rodzina. Zawsze jej tego zazdrościłam, mimo, że powinno być to na odwrót, bo przecież to ja miałam wolną chatę 24 godziny na dobę i urządzałam najdziksze imprezy w tym mieście.
Wyjęłam pety i kierując się w stronę centrum szukałam w torbie zapalniczki.

Wybiła dwudziesta pierwsza, jak na czerwiec było już dosyć ciemno. Szłam długą ulicą przez pasma handlowe. Mogłam wybrać się na małe zakupy, ale nie miałam siły nosić toreb. Przez to, że Henry poszedł na emeryturę, brakuje mi prawej ręki. Przechodząc obok Louis Vution zaczęłam nerwowo szukać zagubionej karty w mojej nieposiadającej dna torbie. Po drodze napotkałam wracającą z zakupów Kler.
-Szukasz czegoś?- zapytała z nutką pogardy w głosie.
-Tak- odpowiedziałam głębiej wpychając rękę w torbe- nie wiem gdzie jest mój dowód.
-Wow.. Czy Julia Christensen idzie  s a m a  do klubu?- zapytała śmiejąc się, a ja nadal coraz głębiej wpychałam rękę w torbę.
Byłam lekko zdenerwowana, głównie dlatego, że bez mojego fałszywego dowodu w żadne fajne miejsce by mnie nie wpuścili (chyba, że byłaby ze mną Tris, ona potrafiła rozmawiać z ochoroną) ale również z bezpotrzebnego komentarza Kler. Może rzeczywiście moje grono znajomych ograniczało się do piątki osób  i paru znajomych mojego brata, aczkolwiek nic dziwnego skoro wzięłam się w garść dopiero po ukończeniu szesnastego roku życia, przed pomocą Tris byłam zwykłym odrzutkiem społecznym.
-Znam fajne miejsce niedaleko do którego wpuszczą nas bez problemu- powiedziała szatynka.
Choć na początku nie spodobał mi się ten pomysł, nigdy nie przepadałam za towarzystwem Kler, po chwili na namysłu zgodziłam się. Nie miałam nic ciekawszego do roboty, a miałam ochotę się trochę rozerwać.

-Rey! -pisnęła moja towarzyszka na widok jakiegoś łysego typka.
Mężczyzna również pisnął i szybko podbiegł w naszą stronę.
-O maj gad kocie, nie widziałem cię tak długo- powiedział mocno wtulając się w nią. Gdy się od niej odkleił spojrzał na mnie.
-To jest Julia, moja koleżanka- odpowiedziała mu na niezadane pytanie.
-Miło mi- powiedziałam podając mu rękę. Spojrzał się na moją dłoń i ucałował ją, dziwak.
Po krótkiej wymianie ploteczek Kler zaprowadziła mnie do baru. Dziewczyna zamówiła na jakieś drinki, nie ufałam jej, ale w tamtym momencie miałam ogromną ochotę się napić.

-Na raz- powiedziała gdy jakiś mężczyzna podał nam do stolika różowe napoje.
-Co to?- zapytałam się wąchając dziwny napój.
-Nie mam pojęcia..jakaś wóda.
Spojrzałam na nią trochę zaniepokojona. Kiedyś, nie przejmowałam się tym co pije, pale, czy wstrzykuje sobie w żyły, bo kiedyś ktoś nie próbował mnie zabić. Ciągle czułam się na celowniku, dlatego starałam zachować ostrożność. Mimo mojego braku zaufania do dziewczyny, wypiłam wszystko naraz.
Kiedy odłożyłam kieliszka na stół dziewczyna śmiejąc się głośno zaklaskała.
"Dobra mała, idziemy na parkiet"- to były ostatnie słowa wypowiedziane przez Kler, które pamiętam z tamtej nocy.

Cute ChicazOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz