💛Julia💛
Ciemność, jedyne co mogłam wtedy dostrzec. Poczułam zimne, mokre ręce gładzące moje zmarźnięte policzki, później odzyskałam czucie. Wzięłam wdech, świeże, górskie powietrze, tego potrzebowałam. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Na początku widziałam światło, potem czyjś cień. Rick trzymał mnie, a ja leżałam na jego kolanach. Obejmował mnie patrząc na mnie z czułością. Byłam cała mokra, a na dodatek miałam lekko podarte ubrania i cały makijaż rozmyty, ogólnie wyglądałam strasznie.
-Co się stało?-zapytałam z lekko chrypką w głosie.
-Spadłaś- powiedział bawiąc się kosmykiem moich włosów -Na szczęście nic ci się nie stało.
-Spadłam.. -szepnęłam próbując sobie przypomnieć co się stało.
Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Byliśmy nad wodospadem, słońce powoli zachodziło, za nami były drzewa, ogromny las.
-Gdzie jest nasza wycieczka?- zapytałam odwracając się w stronę chłopaka.
-Już dawno odjechała- powiedział łapiąc mnie za ręce.
-Jak długo tu leże?- zapytałam patrząc mu w oczy.
-Z godzinę- przyłożył ręce do moich zmarzniętych policzków.
-Jak mnie znalazłeś?- zapytałam.
-Chciałem z tobą porozmawiać, ale zauważyłem, że cię nie było, więc zacząłem cię szukać..
-Dziękuję- mocno go objęłam -Uratowałeś mi życie- oderwałam głowę od jego torsu -Jestem ci wdzięczna.Wracaliśmy przez las wzdłuż wyznaczonej ścieżki. Powoli zaczęło się ściemniać. W połowie drogi zaczęło boleć mnie prawe kolano, więc Rick wziął mnie na swoje plecy. To było kochane, zachował się jak prawdziwy gentlemen. Z nim czułam się bezpieczna. Przez całą drogę rozmawialiśmy, nie dość, że był zabawny to jeszcze inteligentny, ideał mężczyzny. Nawet dał mi swoją bluzę, mimo, że było mi ciepło.
-Julia!- usłyszałam głos Doris.
Nagle zza drzew wybiegła moja śnieżynka, a za nią Tris, Jack i wychowawcy klas.
Pobiegłam w stronę przyjaciółek i mocno je uściskałam.
-Gdzie byłaś? Co się stało?- zapytała zapłakana Doris, która najwyraźniej bardzo przejęła się moją nieobecnością.
-Spadłam, ale nic mi nie jest- odpowiedziałam patrząc w jej szklane oczy.
-To był wypadek?- zapytała zaniepokojona Tris.
-Tak, chyba- spojrzałam na Ricka- siedziałam na samym szczycie, nawet nie zauważyłam kiedy wycieczka odeszła.
-Julia!- krzyknął pan Smoke.
Podszedł do nas wraz z nauczycielami i Jackiem.
-Co się stało?- zapytała przerażona pani Lousse. Spojrzała na moje kolana, podarte ubrania -Wszystko w porządku?
-Tak proszę pani, na szczęście nic mi nie jest, Rick uratował mi życie- mówiąc objęłam mojego bohatera.
Jack nie wyglądał na zadowolonego, patrzył na chłopaka jakby miał do niego jakieś wyrzuty.
-Dobrze, wracajmy do autokaru- powiedział pan Smoke.
-Zadzwonię do twoich rodziców i poinformuje ich o wypadku- wtrąciła pani Ray.Słońce już prawie zaszło, wchodziliśmy do autokaru, wszyscy z niecierpilowością czekali na powrót do hotelu. Usiadłam na samym końcu obok Tris i Dori. Ciągle słyszałam pytania "Czy wszystko dobrze?", "Co się stało?". Moją odpowiedzią było "Wszystko dobrze,
miałam mały wypadek". Dopiero jak autokar ruszył zdałam sobie sprawę, że mój "mały wypadek" wcale nie był taki "mały". Mogłam zginąć, gdyby Rick mnie nie znalazł pewnie bym utonęła, bądź mogłam się rozbić o jedną ze skał. Miałam szczęście, że uszłam z życiem.
Zamknęłam oczy i próbowałam przypomnieć sobie co było przyczyną mojego wypadku. Czy napewno powodem była chwila mojej nieuwagi? Otworzyłam oczy. Spojrzałam na Ricka i wszystko mi się przypomniało.-Ktoś mnie zepchnął- powiedziałam.