- Miło cię poznać, Oswald.- Wendy wyciągnęła w jego stronę dłoń.
- Choć z tego co słyszałem ma ksywkę "Osa"- dopowiedziałem. (dop.aut. musiałam... Jakie to jest prawdziwe xD)
Gleeful ukradkiem posłał mi mordercze spojrzenie, przez które jeszcze bardziej się spiąłem. No to Dipper się wkopałeś. Choć z drugiej strony miałem ochotę zacząć się śmiać z tego wszystkiego.
- No, dobra... To, jak tam Dip Dip? Przygotowałeś te rekwizyty?
- Wiesz zaspałem w sumie i... tak nie za bardzo udało mi się je ogarnąć.
- Oh, nie martw się! Damy radę jakoś.- oświadczyła pełna entuzjazmu i przeszła do dalszej części Chaty.
Natychmiast zrzuciłem swoją rękę z ramienia Gleefula. Już miałem iść za Wendy, ale ten chwycił mnie za kołnierz koszuli.
- Nie żyjesz.- wyszeptał mi do ucha.
Kurde... Jaki ten gostek momentami był straszny.
- A co ja miałem zrobić?- spytałem cicho.
Gleeful z westchnięciem puścił mnie.
- Policzymy się później.- stwierdził i poszedł w swoją stronę.
Z myślową burzą poszedłem ogarnąć te rekwizyty wraz z Wendy. Nawet tym razem nie dekoncentrowałem się tak przy niej. Robiłem wszystko automatycznie, a myślami byłem przy błękitnym demonie. Doszedłem do wniosku, że chyba źle go oceniłem... Nie oznaczało to, że przestał mi przeszkadzać fakt, że chciał coś zrobić w sprawie Billa. Zaczynałem mu współczuć.
Udało nam się ogarnąć jakimś sposobem te nowe rekwizyty. Z wycieczkami było gorzej. Przeszkadzało to, że było tu więcej rozbrykanych dzieci niż zazwyczaj, a jak wiadomo dzieci są ciekawskie. Staraliśmy się je upilnować wraz z rodzicami, ale powoli zaczynało powstawać niezwykłe zamieszanie.
- Ale proszę cię zostaw róg tego psodorożca! Widzisz? Tam jest twoja mamusia.- wskazałem ręką na kobietę.
Mała dziewczynka, zamiast mnie posłuchać, przywaliła mi wyrwanym z głowy sztucznego psiaka rogiem i poszła bawić się z innymi dziećmi, które dopadły do automatu z kulkami. Moja głowa serio tego dnia była biedna.
Wendy dzielnie próbowała je odciągnąć od tego automatu. Niestety we dwójkę było nam ciężko. Jakiś chłopczyk uczepił się jej długich do pasa włosów i chyba próbował zrobić sobie z nich huśtawkę. Natychmiast grzecznie go pouczyłem, że tak się nie robi. Chłopczyk ze spuszczoną głową słuchał mnie.
Ostatecznie rodzice w końcu zaczęli ogarniać swoje pociechy. Przeprosili nas za wszelkie szkody, ale ja, jak to ja, stwierdziłem, że nic się nie stało.
Dzisiaj zamykaliśmy dosyć wcześnie, bo o 17.00.
- Jak chcesz to możesz zostać.- zasugerowałem, gdy naprawiliśmy trochę uszkodzone eksponaty.
- Niestety nie mogę Dipper.- oświadczyła- Dzisiaj miałam jeszcze pomóc tacie w rąbaniu drzew. Wiesz ma problemy z kręgosłupem i takie tam...
- A... Ok...
- Ale wiesz co? Mam pomysł! Ten twój kuzyn wydaje się być ciekawą osobą. Jutro z ekipą jedziemy nad jezioro. Jak chcecie to możecie jechać z nami.
- Pewnie!- od razu się zgodziłem- Ja na pewno. Choć nie wiem, czy on się zgodzi, ale dobra.
- To jesteśmy umówieni! Przyjedziemy po was ok. 9 nad ranem.
- Ok.
- Narka Dip Dip!
I wyszła, a ja zamknąłem za nią drzwi. Mimo, że miałem ciężki dzień to na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wesoło pogwizdując, przeszedłem wgłąb chaty.
- Ej! Gleeful! Jutro jedziemy!- oświadczyłem, wchodząc do salonu.
Tam Gleefula nie było. W kuchni zresztą też nie. Pobiegłem po schodach na górę z myślą, że pewnie się gdzieś zaszył.
- Will?- demona też nigdzie nie było.
Wpadłem na poddasze, gdzie kiedyś mieścił się mój i Mabel wakacyjny pokój. Teraz tam nie było nic prócz kilku pudeł. Podszedłem do trójkątnego okna i uchyliłem je na ościerz. Wyjrzałem przez nie. Tam dalej rozciągął się las.
Niestety nigdzie nie widziałem Gleefula, ani też trójkątnego demona. Szczerze powiedziawszy wolałem ich mieć na oku.
- Czego chcesz?- prawie wypadłbym przez to okno, gdyby ten idiota mnie nie złapał.
- Nie strasz ludzi!- warknąłem wkurzony, patrząc na Gleefula.
Mój dobry humor poszedł w siną dal, delikatnie mówiąc. On posłał mi tylko ironiczny uśmieszek, co tylko zbiło mnie z tropu.
- Gdzie ty byłeś?
- Na mieście.- oświadczył spokojnie- Sobie pozwiedzałem okolicę.
- Powiedz mi, że nie zrobiłeś czegoś głupiego...- wydukałem z taką małą nadzieją w sercu, że jednak nie popsuł mi wszelkich przyjaźni z tutejszymi mieszkańcami.
- Zależy, co masz na myśli.
- Eh... Nieważne już.- stwierdziłem, przeczesując włosy. Szybko zmieniłem temat.- Jedziemy jutro nad jezioro.- na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech. W końcu miałem szansę spędzić cały dzień z Wendy. Bez pracy, bez dzieciarni, która niszczyłaby wszystko wokół i bez natarczywych klientów.
Może i byłem człowiekiem aspołecznym i średnio przepadałem za jakimś większym towarzystwem, ale w sumie z nimi znałem się już dosyć długo, no i poza tym to czego się nie robi dla miłości? A no właśnie.
Po minie Gleefula nabrałem szczerych wątpliwości, czy to żeby on z nami pojechał było dobrym pomysłem. Po namyśle ostatecznie zgodził się bez jakiegoś większego marudzenia.
Cały wieczór nie rozmawialiśmy ze sobą. W sumie każdy był zajęty swoimi sprawami. On badał rośliny i zwierzęta w pobliskim lesie, ja zaś zjadłem kolację i stwierdziłem, że obejrzę sobie jakiś film na laptopie. Ostatecznie padło na "Nieuchwytnego".
Gdy byłem mniej więcej w połowie filmu i przytulałem do siebie poduszkę, poczułem czyjąś obecność. Przerwałem oglądanie i obróciłem się za siebie. Nikogo nie było. Znowu spojrzałem na ekran, a właściwie na oko Willa. Wzdrygnąłem się na jego widok.
- Nie przeszkadzam?- spytał dosyć piskliwie.
- Nie, nie.- natychmiast zaprzeczyłem- Coś się stało?
- Właściwie to... Nie. Po prostu nie lubię być sam, a mój pan jest zajęty...
- Ou... No tak. Nie no, jak chcesz to możesz tutaj sobie pobyć.
- Dzięki.
Will cofnął się trochę i usiadł w powietrzu. Natychmiast zamknąłem lapka, wiedząc że dzisiaj już raczej nici będą z filmu.
- To... Jak się masz?- spytałem.- Lepiej już?
Dziwnie bym się czuł gdybyśmy tak byli w jednym pokoju, a on nic tylko wlepiał by we mnie to swoje oko. Czasami cisza, nawet tak spokojną osobę, jak ja, może zacząć irytować.
- Tak. Nawet lepiej...
- Czyli co? Humorek ci się poprawił?
Demon spojrzał na mnie smutno. Czasami chyba brakuje mi wyczucia i taktu.
- Trochę.- westchnął.
- Hmm... To, co robiłeś cały dzień?- nieudolnie chciałem jakoś rozwinąć temat.
- Powłóczyłem się po mieście i po lesie. Trochę posiedziałem przy moim bracie... W sumie nic ciekawego. A ty?
- Oprowadzałem wycieczki wraz z Wendy. A jutro jedziemy z Gleefulem nad jezioro.
- Dał się wyciągnąć?- trójkąt był zdziwiony.
- Powiedział, że jedzie. W sumie nie dziwię mu się, skoro chciał poznać ten świat to... Ale nawet jakby zrezygnował, to najwyżej pojadę sam. Cóż, czego się nie robi, aby spędzić czas z osobą, z którą żyje się w friendzonie.- opadłem na poduszkę, kładąc ręce pod głowę.
Demon zbliżył się i opadł na moją klatkę piersiową.
- Co to "friendzone"?- spytał.
- Emm... Wiesz... Friendzone działa na zasadzie, że masz dwóch przyjaciół. Zazwyczaj to kobieta i facet. On kocha ją, ale ona tego nie odwzajemnia, a nawet i w niektórych przypadkach, nie wie o uczuciu tego faceta... Choć czasami też jest odwrotna sytuacja, że to kobieta jest zakochana w facecie, ale on ją ma tylko za przyjaciółkę, czy kogoś...
Demon analizował każde moje słowo. Był zamyślony.
- Współczuję.- odparł po chwili ciszy.
- W sumie... nie masz czego. Nie jest tak źle.- zaśmiałem się nerwowo. Co ja mówię? Czego ja uczę? Friendzone to tragedia!
- Nie umiesz kłamać... Nawet nie muszę mieć swojej zdolności czytania w myślach, aby to wiedzieć.- oświadczył.
- Em... Jednak jakoś daję radę. Wiesz 10 lat...
- Wow. To ta ruda?- skinąłem głową.- Nie pasujecie do siebie.
- Jak to?- spytałem zbity z tropu. Na prawdę w tym momencie zgasił mnie... Przecież bez przesady! Nie byłem chyba taki zły... Dobra... Nie oszukuj się Dipper. W porównaniu do tego Jacoba wypadasz marnie.
- No sam pomyśl... Zlewa cię te 10 lat... Chyba nie jest odpowiednią osobą dla ciebie.- demon pociągnął mnie za policzek- Ty byś pasował do kogoś innego.
- Kogo niby?
Demon zachichotał, ale nie odpowiedział. Może... miał rację? Może powinienem dać sobie spokój z Wendy? Szukać sobie innej dziewczyny? W sumie w Wodogrzmotach było dużo ładnych kobiet, jednak nigdy nie zwróciłem na żadną z nich szczególnej uwagi.
Spojrzałem na zegarek. Było grubo po 23.
- Mogę z tobą spać?- spytał Will. Trochę się zdziwiłem. Znowu był smutny.- Wybacz, że tak się naprzykrzam, ale... On serio nie ma humoru. Tak to pewnie bym był przy nim, ale...
Demon zaczął mi wyjaśniać.
- No dobra! Wskakuj.- przerwałem mu ze szczerym uśmiechem. Co raz mniej się go bałem.
Demon zadowolony wskoczył na poduszkę. Po chwili przekręciłem się w jego stronę. Will ściągnął swój cylinder i odłożył go na szafkę nocną. Dziwne było to, że chwycił łapkami skrawek mojej koszuli i się w niego wtulił, zamykając oko.
- Jesteś demonem, a musisz spać...
- Nie muszę. Nawet nie usnę, bo nie umiem, ale lubię czasem pozorować sen i przyglądać się śpiącym ludziom.
- Nie nudzi cię to?
- Spokój na ich twarzy oraz ich sny nigdy nie są nudne.- oświadczył.
- To w takim razie... Dobranoc.
- Dobranoc.
CZYTASZ
Reverses
FanfictionDipper Pines i Dipper Gleeful to dwa, naturalne przeciwieństwa. Są rzeczy, które ich dzielą, ale są też rzeczy, które ich łączą. Bill Cipher i Will Cipher to bracia, o różnych osobowościach. Żyć bez siebie nie mogą i to bardzo dosłownie. Co się sta...