5. Już nie będzie tak ładnie

2.5K 280 14
                                    


Siedzieliśmy w ciszy w Tajemniczej Chacie w salonie. Miałem wrażenie, że między mną, a nim wisi ciemna aura, jakby zaraz miała nastąpić burza, choć tak nie było.
Gdy w końcu mi się polepszyło, to stwierdziłem, że pójdę do łazienki opatrzyć ten siniak, który za pewne pięknie malował się na moim policzku. I nawet, gdy wchodziłem po schodach, ciągle czułem na sobie to spojrzenie Gleefula, które jakby nie patrzeć powolutku było uciążliwe dosyć.
Spojrzałem do lustra. Przeżyłem szok. Nic. Kompletnie nie było śladu po mojej bójce z nim. Może on za pomocą swojej magii jakoś to usunął?
W sumie wszystko było możliwe, ale jakoś chciałem wątpić. Stałbym tak długo przed tym lustrem. Miałem dziwną tendencję do takiego nagłego zastoju. Mogłem przez jakieś dziesięć minut wpatrywać się w swoją dziwaczną bliznę, którą usilnie od najmłodszych lat próbowałem zakryć. Cichy szum wiatru przez otwarte okno łazienki wpadł do pomieszczenia, tworząc proste słowa, które tylko sprawiły, że zacząłem się bać.

~~Godzina zero wybije
Mrok ludzkość spowije.
Na bliskich twemu sercu spadnie,
Już nie będzie tak ładnie...~~

Przymknąłem oczy... Chyba zaczynałem mieć niezwykłe omamy po tych wypadkach.
Nagle poczułem coś... Jakby czyjś oddech na karku i rękę błądzącą po moim ciele. Nie potrafiłem drgnąć. Nie potrafiłem otworzyć oczu. Bałem się... Tak cholernie się bałem, nawet nie wiedząc do końca czemu. Miałem wrażenie, że coś wbija się pod moją skórę, tworząc szramy na ramieniu. Syknąłem cicho z bólu, czując na ramieniu, jakby pojedyncze kropelki krwi spływały po nim. Ta przytłaczająca obecność obcej istoty, która stała za mną. Dalej nie otworzyłem oczu. Nie chciałem za nic w świecie wiedzieć, co jest za mną.

~~ Pierwszy człowieczek zginie,
Ich żywot przeminie...~

Czyj żywot? Kogo? Nie rozumiałem tych słów. Nic. Czysty strach.
Czułem, jak spod moich nóg ucieka grunt. I tak dalej nie otworzyłem oczu, obawiając się strasznie tego, co mogę zobaczyć... Ciepła posoka spływała po moim ramieniu, a to coś jakby ryło w nim jakiś znak. Miałem złe przeczucia.
Złapałem gwałtowny oddech, gdy usłyszałem pukanie do drzwi i głos Gleefula.
- Nic ci nie jest?- martwił się?
Otworzyłem oczy, nie czując już tajemniczej obecności. Podniosłem się z chłodnej posadzki, na której praktycznie klęczałem. Spojrzałem na swoje ramię, dalej czując pieczenie w tym miejscu. Nie widziałem tam nic. Kompletnie nic. Jakby w ogóle nic się nie stało.
Głowa bolała mnie jeszcze bardziej, niż po tamtym moim omdleniu. Usłyszałem huk. Wystraszony spojrzałem w kierunku drzwi. Gleeful znalazł się przy mnie. Nie widziałem w jego oczach, ani troski, ani zmartwienia, a mimo to i tak pomógł mi drugi raz.
- Zrobiłeś sobie coś?- spytał, silnie ciągnąc mnie za nadgarstki.
- Jeszcze mnie nie powaliło.- burknąłem i wyrwałem swoje ręce.
Czy on myślał, że mam skłonności samobójcze?!
- To nie strasz mnie na przyszłość i spróbuj tylko spytać o to, czy się martwię to strzelę w pysk.- oświadczył oschle.
- To, co tu robisz?
- Czułem krew.
- I dalej mówisz, że się nie martwisz?- prychnąłem. Ta rzeczywiście się nie martwił. Przeczył sam sobie.
- Jakbyś chciał wiedzieć to mamy dokładnie taką samą linię życia, którą liczy się w miesiącach. Jeśli, na przykład, coś by ci strzeliło do tej twojej główki, aby się zabić, to do miesiąca czasu i moje życie by się skończyło. Proste? Proste.
- A to... Nie masz tej magii swojej, czy czegoś...? Co powinno czynić cię tym znacznie dłużej żyjącym?
Gleeful nic nie odpowiedział. Jak on się o mnie nie martwił, choćby przez chwilę, to chyba zostanę Wróżką Zębuszką z Krainy Tęczy, którą kiedyś wymyśliła Mabel.
Dziwne, że nagle tak zaczynał mi pomagać, mimo że wcześniej trochę mi wlał... W tamtej chwili, gdy sprowadzał mnie po schodach na dół nie wiedziałem w sumie, co jest gorsze. To całe zdarzenie w łazience, czy ten właśnie fakt, że nagle trochę się mną opiekował? Tak, czy siak bardziej moje myśli skłaniały się na tor, że albo jestem nienormalny, albo świat staje na głowie. I pomyśleć, że zaledwie przedwczoraj żyłem sobie zupełnie normalnie, tak jak każdy dwudziestoparolatek, któremu coś jeszcze zostało z bycia dzieckiem.
- Może obejrzymy coś w telewizji?- zasugerowałem, chcąc umilić nam jakoś czas. Już sięgałem ręką po pilota, gdy:
- Nie, dzięki.
Dokładnie w tej samej chwili, gdy odmówił, usłyszeliśmy trzask drzwi i kroki. Cóż... Miałem nadzieję, że to Wendy przyszła zrobić sobie ze mną maraton horrorowy. Nadzieja matką głupich? To akurat święta prawda.
- No i widzisz bro, pomyliłem wymiary trochę i to dlatego...- do moich uszu doleciał spokojny głos Willa.
Nie odwróciłem się w ich stronę. Nie chciałem spotkać się twarzą w twarz z moim starym wrogiem.
Czułem, jak tym swoim przenikliwym wzrokiem wiercił mi dziurę w plecach. Tępo patrzyłem się na dywan, a ściślej na leżący tam orzeszek ziemny, któremu szczerze zazdrościłem w tamtej chwili. W takich momentach właśnie rzeczy, które normalnie nie zwracają naszej uwagi, nagle wydają się niezwykle interesujące.
Miałem też niekrytą ochotę wyskoczyć do dwójki braci z tekstem: "Wypad z mojego domu!". Prawda jest taka- tylko w myślach mogłem sobie kozaczyć, bo realia były zupełnie inne.
Poczułem delikatny dotyk na ramieniu. Miałem cichą nadzieję, że to Gleeful położył tą rękę, albo Will. Spojrzałem w bok na mojego sobowtóra, który spokojnie siedział na miejscu, znacznie dalej ode mnie. Przełknąłem nerwowo ślinę, gdy uścisk się wzmocnił.
- No cześć, Sosenko.- przy moim uchu rozbrzmiał ten głos. Głos Billa. Trochę inny niż, gdy był trójkątem.
Czułem, jak kanapa ugina się pod ciężarem osoby trzeciej. Mimo to dalej uparcie patrzyłem na Gleefula z miną, która błagała o pomoc. On w odpowiedzi wywrócił oczami i uśmiechnął się kpiąco, jednak ten uśmieszek szybko zszedł mu z twarzy. Czułem się, jak pomiędzy młotem, a kowadłem. Z jednej strony był Bill, z drugiej on.
Zdecydowanie wolałbym, mimo poprzedniej bójki, być dalej od tego trójkątnego demona, a bliżej swojego aroganckiego sobowtóra.
Nie ma bata! Nie odwrócę się do niego! Nie ma opcji żebym spojrzał Billowi w oczy. Żadna siła mnie do tego nie zmusi!
Mimo takich myśli jednak była siła, która zmusiła mnie do spotkania twarzą w twarz z Cipherem po tych 10 latach, a mianowicie on sam.
W moich oczach musiał malować się strach i szok. Był blisko. Przez moment hardo patrzyłem mu w oczy, a w zasadzie w oko, bo to prawe zasłonięte było opaską. Nie widziałem na jego twarzy złości, nienawiści, czy czegokolwiek innego. Był obojętny. Przerażony zamknąłem oczy, czując jak przejechał dłonią po mojej bliźnie na czole.
- Widzisz, dzieciaku? Mnie się nie da od tak pokonać.- uchyliłem oczy. Uśmiechał się dosyć kpiąco, ale puścił mnie. Odetchnąłem i odsunąłem się tak, że teraz byłem znacznie bliżej swojej kopii.
Po moich plecach przechodziły pojedyncze dreszcze. Serio się go bałem, ale też chwaliłem wszelkie znane mi bóstwa, że mam wszystko na miejscu i że nie wylądowałem w szpitalu lub gdzieś indziej.
Zdziwiłem się, gdy poczułem, jak ktoś opuszkami palców gładził moją dłoń. A mówiąc ktoś, miałem na myśli Gleefula. Chciał mi dodać odwagi? Otuchy? W sumie nie wiadomo. Trwało to chwilę... Może parę sekund? Kto wie? Dotyk z mojej dłoni szybko zniknął.
Dzielnie obserwowałem, jak Will spoczął obok brata. Nie kryli się ze swoimi uczuciami, bo blondyn objął go. Ciągle nie chciałem w to wierzyć, ale jednak to nie był sen, a rzeczywistość.
- To może odpowiecie na moje pytania?- zasugerowałem, nerwowo się śmiejąc- Czuję się jako jedyny taki "troszeczkę" niedoinformowany.
- Tutaj nie ma już czego wyjaśniać.- Gleeful w końcu się odezwał.
- Nie ma czego wyjaśniać.- odwróciłem się do niego, przedrzeźniając ten strasznie oschły ton.- No jasne! Bo ty wszystko wiesz!
- Spokojnie Dipper.- do moich uszu doleciał głos Willa. Spojrzałem na niego. Uśmiechał się, jakby chcąc dodać mi otuchy.- Jeśli chodzi o Billa możesz być spokojny. On ci nie zagraża. Tak samo ja. Jedyną osobą, która tutaj jest silna magicznie, to mój pan.
Widziałem, jak Bill przekrzywił głowę w bok.
- Jak to "twój pan"?- spytał.
Fajnie! Czyli nie byłem jedyną osobą na sali, która miała jakieś pytania.
Moja radość przeminęła dosyć szybko, gdy blondyn posłał w naszą stronę chłodne spojrzenie. Znowu przeszły mi dreszcze po plecach. Oczywiście na Gleefulu nie zrobiło tamto mordercze spojrzenie Billa wrażenia.
- Will? Straciłeś CAŁĄ moc? Jak?
- Nie patrz tak na mnie... Zawsze popełniałem błędy...- odpowiedział cicho błękitnowłosy.
To była chwila. To był moment, gdy Bill zerwał się z miejsca i stanął przed Gleefulem, który wyluzowany siedział w miejscu ze znudzoną miną i rękami splecionymi na piersi.
- No i co mi zrobisz, demonie?- spytał, patrząc wyzywająco na wkurzonego Billa.
To wyglądało strasznie, gdy tak się mierzyli tymi chłodnymi spojrzeniami.
Gleeful wystawił trochę swoją prawą rękę do przodu. W jego dłoni zaczął sobie tańcować błękitny ogień.
- Chciałbyś to mieć, co?- zadrwił.
Bil zrobił jeszcze jeden krok. Tylko jeden krok. Miał moją kopię na wyciągnięcie ręki... Właśnie... Miał.
To była sekunda, a demon wpadł z zawrotną prędkością na sąsiednią ścianę. Tak samo w sekundę Will znalazł się przy nim. Obydwoje klęczeli. Nawet widziałem, jak Will starł kciuckiem krew, która kapała z łuku brwiowego bliźniaka.
Gleeful powstał z miejsca. Na jego twarzy malował się dosyć dziwny uśmiech. W jego dłoni wciąż tańczyły błękitne iskierki.
Bill szybko stanął na nogi, przy czym pomógł mu brat.
- Jeśli myślisz, że ci ulegnę dzieciaku, to się grubo mylisz!- warknął Bill.
- Przestań...- Will pociągnął go za ramię.
Zerwałem się z miejsca.
- Ah, tak? Cóż... Zobaczymy...
Nim Gleeful zdążył zrobić cokolwiek więcej, dopadłem do niego i chwyciłem go mocno za nadgarstek.
- Przestań...- przybrałem cichy, wręcz błagalny ton.
Spojrzał na mnie, na moment z niedowierzaniem. Ryzykowałem? Owszem. Chciałem wierzyć, że odpuści i że w jakimś stopniu uszanuje moje zdanie. Bałem się cholernie, ale przezwyciężyłem ten strach, mimo że on mógł na prawdę wiele, skoro tak potraktował Billa Ciphera...
Szczerze? Robiłem to tylko dlatego, że nie chciałem mieć rozwalonego domu.
Zacisnął rękę w pięść. Spojrzał na tą dwójkę, a potem na mnie.
- Dobrze...- powiedział to na tyle cicho, że chyba tylko ja to usłyszałem.
Wyszarpał rękę z mojego uchwytu i wkurzony wyminął mnie energicznym krokiem. Do mojego ucha dotarł trzask drzwi. Była noc... To chyba nie był najlepszy pomysł, aby wychodzić o tej porze, bo ten las groźny był za dnia, a co dopiero, gdy ciemność spowijała świat?
- Nie musiałeś tego robić. Nie musiałeś tak ryzykować.- powiedział Bill, ale Will szturchnął go w ramię- No co?
- Czasami powinieneś nauczyć się panować nad gniewem. Nawet nie wiesz do czego on jest zdolny. Kiedyś go wkurzyłem i oberwałem strasznie.- Will wzdrygnął się na tamto wspomnienie.
Bill nie odpowiedział. Zrobił to samo, co Gleeful- poszedł w swoją stronę z cichymi przekleństwami na ustach.
- Nie przejmuj się, Sosenko. Przejdzie im.- Will uśmiechnął się ciepło.
- Oby...- westchnąłem.
- Obejrzymy jakiś film?- spytał.
- W sumie... I tak już nie usnę.- stwierdziłem i spocząłem na kanapie.

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz