8. Gierki Ciphera

2.6K 282 57
                                    

Na jego twarzy wykwitnął dziwny uśmiech. Natychmiast się odsunąłem od demona na bezpieczną odległość i poleciałem na górę. Miałem zamiar zacząć pracować nad czwartym, już własnym Dziennikiem. Musiałem sobie wymyślić jakiekolwiek zajęcie. Sama obecność Billa była bardzo uciążliwa dla mojej osoby.
Zleciałem na dół z pudełkiem. Pochwyciłem do ręki teczkę z notatkami, którą odstawiłem na jedną z półek. Nie spotkałem w salonie Billa. I bardzo dobrze! Bałem się go po prostu i chyba dlatego chciałem go za wszelką cenę unikać.
Wyłożyłem wszystko na stół i zająłem miejsce na kanapie, zastanawiając się od czego by tu zacząć. Otworzyłem jeszcze czysty Dziennik, chwytając do rąk pierwszą, lepszą notatkę. Odetchnąłem i zacząłem przepisywać. Coś mi nie szło. Moje ręce drżały, robiłem proste błędy, literówki. I to wszystko wina tego demona, który gdzieś tu się panoszył.
Westchnąłem, przekreślając kolejny wyraz. Spojrzałem na całą stronę, która wyglądała okropnie. Odłożyłem długopis i podparłem brodę rękami, niezadowolony patrząc na Dziennik. Po chwili wyrwałem oszpeconą kartkę i zgniotłem, a ostatecznie rzuciłem ją za siebie. Oparłem się o kanapę i przymknąłem oczy, odchylając głowę do tyłu.
Wzdrygnąłem się, czując na ramionach mocny uścisk. Uchyliłem oczy, patrząc w tą złotą tęczówkę. Demon patrzył to na mnie, to na rozłożony Dziennik na moich kolanach. Ten jego uśmiech trochę mnie przerażał.
- Znowu marnujesz swój czas na te książeczki?- spytał, przekrzywiając trochę głowę w bok.
Nie odezwałem się. Miałem dziwną gulę w gardle. Spuściłem wzrok na swoje kolana. Demon puścił moje ramiona. Znowu chwyciłem za długopis i zacząłem przepisywać, ale za nic nie mogłem się skupić na swojej pracy, czując na sobie ten palący wzrok. Próbowałem to ignorować, bo w końcu, co on mógł mi zrobić?
 Kątem oka zerknąłem na Billa, który z zaciekawieniem przyglądał się moim marnym wysiłkom stworzenia czegoś sensownego. Szybko zabrałem się do przepisywania.
Znowu poczułem ten silny uścisk na lewym ramieniu. Wstrzymałem oddech, gdy demon oparł głowę o moją prawą kończynę. Ani drgnąłem, tylko tępo patrzyłem się w swoje krzywe pismo.
- Aż tak się mnie boisz, Sosenko?- zerwałbym się z miejsca najchętniej, ale jakoś mnie zamurowało dosłownie.
- Nie boję się ciebie, Trójkącie.- prychnąłem, siląc się na stanowczy ton, co tradycyjnie mi nie wyszło.
- Oczywiście.- mruknął ironicznie.- Nie umiesz udawać, Sosenko.- ciężar z mojego ramienia zniknął, a mimo to dalej czułem tą jego uciążliwą obecność.
- I tak jesteś nieszkodliwy.- stwierdziłem, gapiąc się przed siebie.
- Myślisz, że na jaki czas? Nie utrzymacie mnie długo w ryzach, dzieciaczki. Widzisz Dipper, cały sęk tkwi w tym, że mnie się nie da kontrolować. Chyba sam w to nie wierzysz, co?
- Po tym, co widziałem...
- Po tym, co widziałeś- przerwał mi- powinieneś zdawać sobie sprawę z kim macie do czynienia. Gdyby nie fakt, że twój sobowtór bawi się w marnego złodzieja, nawet nie moglibyście mnie drasnąć.
Coś w tym było, jednak nie miałem zamiaru przyznać mu racji. Zatrzasnąłem Dziennik i wstałem z miejsca, nie patrząc nawet na Billa, który najpewniej szczerzył się, jak kretyn. Chciał mnie nastraszyć? Udało mu się to.
Poszedłem do kuchni. Musiałem się uspokoić. Stanąłem naprzeciwko szafki i wyciągnąłem z niej szklankę. Gdy zamykałem ją, coś ze świstem przecięło powietrze i nim zdążyłem odskoczyć, wbiło się obok mojej dłoni w drewniane drzwiczki. Z niedowierzaniem patrzyłem na metalowe ostrze noża. Teraz na bank byłem blady, jak ściana.
- Gdy odzyskam swoją moc, postaram się nie chybić.- usłyszał szept przy swoim uchu. Z wrażenia wypuściłem szklankę, która rozprysła się na drobne kawałki, cudem nie kalecząc moich nóg.
- Jesteś szalony!- warknąłem, patrząc w oko demonowi.
- No wow!- klasnął w dłonie.- Teraz to odkryłeś? Brawo!
- Nie żartuj sobie ze mnie.
- Taka moja natura, Sosenko.- wzruszył ramionami.-  Czego się spodziewałeś po demonie? Chyba nie tego, że cię pogłaszczę po głowie i dam lizaka w nagrodę za twoje "osiągnięcie"?
- Jasne. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby to był zatruty lizak.
- To już prędzej.- zaśmiał się i sięgnął dłonią ponad moim ramieniem, wyszarpując nóż z drzwi szafki.- Twierdzisz, że jestem nieszkodliwy?- spytał, przeglądając się w ostrzu.- To ci zdradzę pewną tajemnicę, którą niektórzy z was też posiadają: w moich rękach wszystko może stać się śmiertelną bronią.
Na te słowa natychmiast wyminąłem szkło, zanim Cipher w ogóle się ruszył. Szybkim krokiem ruszyłem do swojego pokoju, słysząc za sobą ten jego śmiech i kroki. Moje serce biło, jak szalone ze strachu.
- Nie masz czego się tak bać, Sosenko! Nic ci nie zrobię!- usłyszałem, gdy stałem już na pierwszym piętrze.
Niczym torpeda wleciałem do swojego pokoju, zatrzaskując drzwi oraz opierając się o ścianę obok i osuwając się na podłogę. Starłem rękawem kropelki potu i odetchnąłem na krótką chwilę. Potrzebowałem spokoju i odizolowania od tego cholernego demoniska, które tak bezczelnie chodziło sobie po moim domu.
Moje ręce drżały. Mówiłem sam do siebie, że powinienem się uspokoić. Powoli to pomogło. Do czasu.
Usłyszałem kroki za drzwiami, które się urwały.
- No chodź, Sosenko się pobawić! Nudnawo w tym domu troszeczkę, nie sądzisz?
- Chyba cię pojebało!- odkrzyknąłem, patrząc na klamkę, która drgnęła.
Ha! Punkt dla mnie! Drzwi były zamknięte, tak by nikt tu nie wlazł.
Moja radość przeminęła bardzo szybko, gdy demon zastosował swoją ranną metodę i wyważył drzwi kopniakiem. Przełknąłem nerwowo ślinę.
"No to po mnie."- przeszło mi przez myśl, gdy Bill dumnym krokiem wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi i przekręcając zamek.
Jego spojrzenie złotego ślepia prześlizgnęło się po pokoju, aż w końcu trafiło na mnie. W ręce dalej trzymał swoją "zabawkę", którą sprawnie obracał w dłoni.
Nim się obejrzałem znalazł się przede mną i usiadł na przeciwko. Jego uśmiech się poszerzył.
- Jestem za!- oświadczył, co zbiło mnie z tropu.- Możemy zagrać w chowanego, ale pod warunkiem, że to ja jestem szukającym.
- I tak byś oszukiwał.- prychnąłem, jakoś panując nad strachem.
Jednak ten nóż w jego dłoni, dalej powodował u mnie niepokój.
Skąd on brał te pomysły? Się demonowi chowanego zachciało! Pff... Jeszcze czego?
- Ależ ja jestem bardzo uczciwy.
- Mhm... Tylko kradniesz ludziom ciała.- odruchowo spojrzałem na swoje dłonie, na których widniały wciąż blizny po tamtych widelcach, które Bill raczył mi wbić, będąc w moim ciele.
- Kradnę? Mylisz się. Używam po prostu ciekawej gry słów.
- Odłóż ten nóż. Nie ufam ci.- stwierdziłem, widząc, jak blondyn się nim bawił w mojej obecności.
- Powiedziałem ci, że nie chybię, gdy odzyskam swoją moc. Nie powinieneś czuć się zagrożony.
- Mając na przeciwko psychopatycznego demona z nożem w ręku? Tak, faktycznie.- burknąłem sarkastycznie, uważnie na niego patrząc.
Bill się zaśmiał, ukazując swoje idealnie białe zęby. Nie. Już wyprowadzam was z błędu. To nie był przyjemny uśmieszek w stylu "Ah! Jaki ten świat jest wspaniały!". W żadnym wypadku.
Chciałem się wyślizgnąć, jakoś, ale demon mi na to nie pozwolił, opierając rękę o ścianę obok mojej głowy.
- Ciesz się, że nie zrobiłem jeszcze tym nożem żadnego użytku!- ostrze przez moment przesunęło się po mojej szyi, by szybko zniknąć.- To, jak Sosenko? Grasz ze mną w tego chowanego, czy wolisz abym wymyślił mniej przyjemną dla ciebie zabawę?
Chyba nie mówił na poważnie... Miałem taką nadzieję, którą on szybko zgasił, gdyż mówił to całkiem poważnie, bez tego swojego uśmieszku na ustach.
Przebadałem wszystkie za i przeciw.
- Dobra. Zagram z tobą.- mruknąłem, szybko wstając, co uczynił również Cipher.
- Dobry wybór, Dipper.- Bill dotknął dłonią mojego ramienia.- Tylko pamiętaj, że w moich grach jedyną zasadą jest brak wszelkich zasad.
Zrzuciłem jego dłoń i szybko wyszedłem z pokoju. Zleciałem szybko na dół, a do moich uszu doleciał ten prostu komunikat:
- Szukam!
Rozejrzałem się i szybko ruszyłem na dół po schodach do pomieszczenia, gdzie kiedyś znajdywały się woskowe figury wujka Stanka. Ostatecznie wylądowałem w dosyć obszernej, starej szafie.
Fakt, faktem było tam duszno, ale póki co lepszej kryjówki nie miałem.
W co ja się najlepszego wpakowałem? Wujaszkowie pewnie by się przewrócili z wrażenia, gdyby zobaczyli, że gram z Cipherem w chowanego.
Do moich uszu po dłuższej przerwie doleciały kroki. Wstrzymałem oddech i ostrożnie przesunąłem się w najciemniejszy kąt szafy, by w razie czego trudno było mnie zauważyć. Czekałem tak kilka minut, słysząc tylko szalone bicie swojego serca. Niepewnie przysunąłem się do drzwi, nasłuchując, ale usłyszałem tylko, jak kroki się oddalają i znikają zupełnie.
Uchyliłem je, by wpuścić trochę powietrza i przy okazji wychyliłem głowę, czy Cipher, aby na pewno zniknął. Nie było go tutaj, co mi bardzo nie pasowało. Mój szósty zmysł alarmował, ale nie do końca wiedziałem czemu.
- Cholerny Cipher.- mruknąłem pod nosem.
Nagle ktoś zasłonił mi swoimi dłońmi oczy, przez co prawie krzyknąłem.
- Ładnie to tak przeklinać kogoś, kto jest obok?- przy moim uchu rozległ się jego głos.- No Sosenko, całkiem niezła ta kryjówka, ale musisz się bardziej postarać. To jak będzie? Dalej chcesz grać?
Miałem wrażenie, że w tej chwili rzucał mi jakieś swego rodzaju wyzwanie. Jeśli myślał, że stchórzę to się grubo mylił. Może i nie miałem ochoty grać akurat z nim, ale lepsze było to niż jakieś inne jego gierki.
- Czemu akurat ty masz być szukającym?
- Bo obawiam się, że szukałbyś mnie cały dzień i byś mnie nie znalazł.- dałbym sobie głowę uciąć, że na jego twarzy pojawił się ten paskudny uśmiech.- Zanudziłbym się na śmierć.
Graliśmy tak dosyć długi czas. W międzyczasie zrobiłem sobie przerwę i zjadłem obiad wraz z nim. Potem kontynuowaliśmy. Za każdym razem, gdy tak się pojawiał nie wiadomo skąd, miałem wrażenie, że dostanę zawału. Moja ostatnia kryjówka to było poddasze, z którego przeszedłem na część zadaszenia, na którym kiedyś często przesiadywałem i na którym również kiedyś spotkałem Billa.
Blondyn długo się nie zjawiał, a ja zacząłem rzucać z wrażenia szyszki, które się tam nazbierały. To zajęcie tak mnie pochłonęło, że nawet nie zauważyłem, jak przyszedł tutaj.
- No Sosenko, co raz lepiej ci idzie.- stwierdził, gdy rzuciłem kolejną szyszkę przed siebie.- Choć to dosyć przewidywalne miejsce.
Rzuciłem mu nieprzychylne spojrzenie, przez które tylko się zaśmiał.
- Gdzie podziałeś nóż?- spytałem, widząc, że demon nie ma nic w rękach.
- Skąd wiesz, że go nie mam przy sobie?- spytał, wyciągając narzędzie z rękawa swojego płaszcza, które niebezpiecznie zalśniło w słońcu.
Jakkolwiek by nasze rozmowy nie wyglądały, to dalej gdzieś w środku czułem strach. Nie było szans, abyśmy przeszli z relacji wrogów na coś, że tak powiem, lepszego.
Spuściłem wzrok na swoje kolana.
- Nie odpowiedziałeś mi na moje wcześniejsze pytanie.- Bill usiadł obok i spojrzał w dół.
- Jakie pytanie?
- Znowu marnujesz swój czas na te książeczki, których się pozbyłem, te parę lat temu. Po co?
- Kto wie komu się przydadzą.- wzruszyłem ramionami.
- Jasne. A tobie się przydały w starciu ze mną?- spytał sarkastycznie.
Nic na to nie odpowiedziałem. Ze wszystkich tych magicznych stworzeń, jakie tam były opisane akurat on był wyjątkiem, którego wtedy nie mogłem pokonać.  Poza tym nie musiałem się mu tłumaczyć. Jeszcze czego!
- Jesteś taki głupiutki czasem. Twój wujaszek też był.
- Nawet nie waż się tak o nim mówić.- posłałem mu wściekłe spojrzenie.
- A kto mi zabroni? Ty? Stawiacie sobie za wysokie progi.- zadrwił.
- My?
- Tak- wy. Ty i twoje lustrzane odbicie. Ludzie nigdy się nie nauczą, że są rzeczy, których nie mogą zrozumieć lub nad nimi zawładnąć, a i tak próbują. Dziwi mnie to, choć wasza wytrwałość jest... dziwna. Kiedyś i tak runiecie, jak zamki z kart.- mówił zamyślony, patrząc w dal.
- Skąd te przeczucia?
- To nie są przeczucia. Ja to wiem, Sosenko. Przeczucia macie wy. Demony mają wiedzę. Na tym polega różnica.
Dziwiło mnie, że nagle tak zaczął mnie pouczać. Naszły go jakieś demoniczne refleksje, czy jak? Mimo to z jakimś swego rodzaju zainteresowaniem słuchałem, co ma do powiedzenia. Nie żebym chciał się z nim zaprzyjaźnić. A nawet gdybym chciał, to kto, jak kto, ale Bill to nie jest osobą stworzoną do przyjaźni. Wręcz przeciwnie.
- Jesteście słabi, chorowici, popadacie ze skrajności w skrajność.- zaczął wymieniać.- Ciągle się wahacie, nie jesteście stali w uczuciach, więc powiedz mi, jakim prawem mielibyście nie runąć?
- A demony niby są takie stałe w uczuciach?- spytałem z kpiną.
- No, a nie?- na jego twarzy pojawił się uśmiech.- Zadajesz zbyt głupie pytania, nawet jak na ciebie.
No tak, przecież z Willem oni musieli być bardzo długi czas. Nawet teraz miałem wątpliwości, co do tego, czy ten diabeł mógł czuć cokolwiek lepszego niż nienawiść...
Zauważyłem, że powoli zaczynało się ściemniać i oziębiać.
- Zawsze byłem przekonany, że demony są złe. W szczególności ty.
- Nie jestem "zły".- stwierdził, rysując w powietrzy cudzysłów dłońmi- Wolę inne określenia. Możesz sobie mówić, że jestem szalonym demonem, nie mającym za grosz poczytalności lub psychopatyczną istotą, chcącą zawładnąć światem. Te są bardziej trafione, bo w końcu nie bez powodu się mnie boisz, czyż nie?- spojrzał na mnie z chłodnym uśmiechem.
Nie minęła chwila, gdy demon znowu wyciągnął nóż, podrzucając go, co jakiś czas. Przełknąłem nerwowo ślinę i zacząłem się wycofywać, jakoś tak bojąc się o swoje życie.
- Znowu uciekasz, co Sosenko, mimo że przecież ja nic nie robię? Cóż zabawy nigdy za wiele. Może wolisz rzutki, hmm?
Stałem już praktycznie przy oknie. Błędem było się odwracać do niego plecami. Narzędzie przemknęło tym razem nad moim ramieniem. Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Nic nie wolę!- odwróciłem się i z wrażenia aż się cofnąłem, widząc demona tak blisko mnie.
- To żałuj. Są lepsze niż chowany.- blondyn odgrodził mi drogę ucieczki, wlepiając we mnie to swoje złote oko.
- Możesz mnie puścić?- spytałem cicho, łudząc się, że demon odpuści dalsze straszenie mnie.
Nie wiedziałem, gdzie mam swój wzrok podziać, tym bardziej, że on wyglądał bardziej przerażająco w tej ciemności z błyszczącym okiem.
- Zastanowię się.
- Nie baw się w Gleefula.- zaśmiałem się nerwowo, a Bill chyba się skrzywił przez to porównanie. Ostatecznie zacząłem dosyć szybko gadać przez te nerwy.- Byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś skończył już te swoje gierki i dał mi spokój. Może lepiej by było, aby każdy poszedł w swoją stronę? Mam znacznie ciekawsze zajęcia niż użeranie się z jakimś walniętym na łeb, homoseksualnym demonem, który dodatkowo musi bzykać się ze swoim bratem...- urwałem, gdy demon przystawił mi palec do ust.
Oj, powiedziałem za dużo! I to znacznie za dużo!
Widziałem w ciemności tą błyszczącą tęczówkę, która teraz mnie piorunowała oraz w miarę wyraźny zarys jego postaci.
Chwilę potem demon chwycił mnie za gardło. Byłem pewien, że będzie chciał mnie udusić, ale tak się nie działo. Moje serce biło szybko, ręce drżały, nogi zresztą też.
- Puść mnie.- poprosiłem słabo.
- Zabawny jesteś, Sosenko, gdy tak się mnie boisz.
Mocniej przylgnąłem plecami do dachówek za mną, próbując się jakoś uspokoić, co oczywiście szło marnie, zważywszy na bardzo uciążliwą obecność Ciphera. Nagle uścisk na mojej szyi się wzmocnił, odcinając mi dopływ powietrza, o które zacząłem usilnie walczyć, próbując się wyszarpać. Bill puścił mnie, na tyle bym znowu mógł swobodnie oddychać.
- Zwariowałeś?!- warknąłem, dotykając dłońmi swojej szyi.
- Już dawno.
Demon był jeszcze bliżej niż wcześniej, co mnie przerażało. Jeszcze tylko by brakowało, aby poza zamachami na moje życie, zaczął się do mnie dobierać. Demoniczne uczucia? Pff! Bujda! Że Will się na to nabierał?
Bill spojrzał w bok i natychmiast zabrał swoje łapska. Nagle został powalony na ziemię przez kogoś.
- Spróbuj tylko jeszcze raz to zrobić ty cholerny demonie, to cię zabiję i nawet on ci nie pomoże!
- O proszę, proszę! Bliznowaty wskoczył na imprezę! Milusio.- zadrwił blondyn, przez co otrzymał dosyć mocny cios w twarz.
W szoku przyglądałem się, jak Gleeful okładał Ciphera, gdzie popadło. W pewnym momencie do moich uszu doleciał śmiech Billa, który jakimś sposobem przewrócił mojego sobowtóra i zawisnął nad nim na krótką chwilę.
- No, no! Czyżbym już znał twoją słabość?- zadrwił, co zbiło również i mnie z tropu.
Nim się obejrzałem Bill szybko zniknął, zeskakując z dachu. Chwilę potem znalazłem się przy Gleefulu, który powoli się zbierał z desek.
- Jesteś idiotą.- oświadczyłem, klęcząc obok niego.- Żyjesz?
- A nie? Raczej to ja powinienem się ciebie spytać, czy on ci nic nie zrobił!- warknął, chwytając mnie za bluzkę.
- Gleeful, spokojnie. Przecież żyję. Nie masz, o co tak panikować.- chciałem, jakoś załagodzić sytuację.
- I tu się mylisz.
Nagle zostałem pociągnięty na podłoże, na tyle mocno, że plecy zaczęły mnie boleć, a on zawisnął nade mną.
- Co ty znowu...- urwałem, gdy jego dłoń powędrowała na mój policzek.
- Zamknij się już.- syknął. Chwycił mnie za brodę.- Nie chcę tego słuchać.
Na moje policzki wpłynęła zdradliwa czerwień, której na szczęście on nie widział. Czułem, jak kciukiem rozchylił moje usta. Miałem wrażenie, że nad czymś gorączkowo myślał.
- Eh... Pieprzyć to.
Chwilę potem mnie pocałował.
O cholera...


_____________________________________________________

Cały rozdział pisany przy powyższej pioseneczce! :3 (swoją drogą to jest tak zajebiste to cvm, że...  Kocham to wydanie Billa, zresztą wszystkich.) Dokładnie 2600 słów ponad!

WOW... Dziękuję za prawie 40 gwiazdek pod ostatnim rozdziałem! *.* Jestem w szoku, gdyż nigdy nie sądziłam, że tyle osób będzie jakąkolwiek moją książkę czytać.

Teraz wyjaśnienia i o mojej wersji Billa słów kilka:
Tak, tak mój Bill to aktor i psychol w jednym. Plus minus czasem zarzuca jakimś tekstem, trochę jak w kanonie lub robi jakąś dziwną rzecz. xDD
Nie, Bill nie chciał zabić Dippera, ani go udusić. On po prostu, strasząc go może odzyskać swoją moc i tylko dlatego poświęca swój czas na straszenie Sosenki i rzucanie w niego nożem---> gdyby chciał to by trafił i umyślnie celował tak, by tego nie zrobić. Ogółem Bill z mojego wydania bardzo lubi zabawy nożem (takie moje własne spostrzeżenie).
Ma bardzo dużo masek... Ale to już niektórzy z Was wiedzą, jak on może udawać i nie wzbudzać żadnych podejrzeń.
Jako ciekawostkę powiem Wam, że jedynie względem Willa jest zupełnie prawdziwy, nie udaje i nie kłamie. (nawet miał to w pewnym momencie przyznać przed Dipperem, czymś w stylu "Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile mam masek. Nigdy nie poznasz kiedy tylko gram, a kiedy nie.")

~ShadowOfMarionette
 


ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz