ZANIM COKOLWIEK PRZECZYTACIE CHCIAŁABYM ZAPROSIĆ WAS DO SWOJEJ GRUPY NA FB: WIELOKROPKI SHADOW.
Podałabym link, ale za pewne nie da się skopiować tutaj.(piszę to u góry, bo wiem, że notki pod rozdziałem zazwyczaj są pomijane ;v)
_____________________________________________________
PoV. Bill Cipher
- I co? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Willa.
Błagalnym wzrokiem spojrzałem na młodego Pinesa, który w ręce do teraz trzymał słuchawkę telefonu. Chłopak siedział przy stole. Obok niego jego sobowtór, który coś kreślił na kartkach z różnymi numerami telefonów. Ja zaś siedziałem na dywanie, a przede mną Błękitek, zajmujący się pleceniem warkoczyków u swojej "podopiecznej".
Sosenki od kilku dni szukały jej rodziców - niestety z marnym skutkiem. Ta małolata co raz bardziej działała mi na nerwy i to nie tylko dlatego, że nagle stała się jego oczkiem w głowie, które strzegł bardziej, niż swoje magiczne ślepię.
Drażniła mnie i to bardzo. Nie raz odnosiłem wrażenie, że w tej niby niewinnej dziewczynce czai się ten diabelski anioł gotowy odebrać mi mój największy skarb. Może miałem paranoję, może nie - tak, czy siak wolałem ją sprzątnąć, gdy tylko Will na moment od niej odejdzie. Czatowałem na to od dobrych kilku dni, licząc że już wkrótce będę miał o jedno zmartwienie mniej.
Wolałem działać zapobiegawczo. Wolałem zabić od razu tego bachora, niż czekać aż coś się stanie. Nie miałem zamiaru ponownie tego przechodzić, ponownie żałować, ponownie składać mojego ukochanego przez setki lat. Aż za dobrze pamiętałem dni, gdy niebo w naszym świecie stało się szare, a rzeczywistość przestała normalnie funkcjonować. Przed oczami nie raz przelatywał mi żywy obraz tamtych nocy, które spędzałem przy Willu, zlewając wszystkie swoje obowiązki. Cały swój czas spędzał, albo w ogrodzie, albo w swoim pokoju w prawie zupełnym odosobnieniu. Mnie jako jedynemu pozwalał się do siebie zbliżyć. Zazwyczaj milczał, gapiąc się w podłogę lub na Świat Chaosu za najbliższym oknem, a jeśli nie milczał to płakał w moje ramię.*** Kilkaset tysięcy lat wcześniej ***
Błękitnowłosy kurczowo zaciskał ręce na mojej koszuli, opierając głowę na mojej piersi. Cicho szlochał, nadal mocząc moją koszulę, pojedynczymi łzami. Westchnąłem cicho. Ręką zacząłem głaskać go po włosach i plecach, chcąc dodać mu otuchy. Słowa tutaj były zbędne, a jedynie cisza mogła pomóc. Ten widok bywał dla mnie bolesny, ale co miałem zrobić? Tylko tak mogłem go wspierać, wierząc że mój prawdziwy Błękitek kiedyś powróci.
Demon po chwili przestał drżeć i odrobinę się rozluźnił, co potraktowałem jako znak, że mogę w końcu zająć się raną przy jego prawym barku. Pstryknąłem palcami. W mojej wolnej ręce pojawiła się pewna mikstura. Podwinąłem jego koszulę wysoko w górę. Rzuciłem okiem na ranę. Wyglądała źle, choć to i tak delikatnie powiedziane. Wciąż iskrzyła się zielonym, ale już znacznie bledszym światłem. Nie znosiłem tego znaku w kształcie omegi i dwóch kos, który naszej dwójce miał przypominać o przeszłości.
Nabrałem na palce odrobinę lekarstwa i ostrożnie przystawiłem do bolącego go miejsca.
- Bill? - wychrypiał cicho z głosem przepełnionym żalem. Odezwał się do mnie pierwszy raz od... od bardzo dawna. - Powiedz mi... Dlaczego? Dlaczego to musi tak cholernie boleć?
Chciałem coś powiedzieć, ale do moich uszu doleciał jego spokojny, miarowy oddech. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc że mój bliźniak zasnął. Skończyłem wsmarowywać w jego skórę miksturę, która miała przyspieszyć gojenie się tego świństwa na jego plecach.
Podniosłem go w stylu na pannę młodą. Wyglądał słabo, bardzo krucho i bezbronnie w moich ramionach, tak jakby zaraz dosłownie miał się posypać.
Ostrożnie ułożyłem go na jego łóżku. Pochyliłem się nad nim. Spał, jak zabity. Odgarnąłem dłonią oklapniętą grzywkę, całując go delikatnie w czoło. Położyłem się obok, by móc popatrzeć na jego twarzyczkę, która w końcu nie była wykrzywiona w grymasie bólu. Na reszcie mógł poczuć ulgę. Na reszcie nie widziałem łez spływających po jego policzkach.
Nie wiedziałem zbytnio jak mu pomóc, ani jak mu ulżyć, ale nie mogłem go z tym zostawić. Zlewałem kompletnie swoje obowiązki władcy. Równowaga była zaburzona- Will znikał, a wraz z nim rzeczywistość, co prowadziło do powolnego upadku naszego świata.
Od wielu, wielu miesięcy nie widziałem u niego choćby cienia uśmiechu. Przestał mówić, odzywać się. Byłem jedynym, którego do siebie dopuszczał i jedynym, któremu pozwalał się dotknąć w jakikolwiek sposób.
Niestety ten spokój nie trwał długo. Po jakiś dziesięciu minutach Will zaczął cicho pomrukiwać i wiercić się na posłaniu. Nieprzychylnym wzrokiem obrzuciłem mary nocne, które postanowiły zbuntować się wbrew swojemu władcy zwabione słodkim zapachem jego strachu. Po policzkach niebieskookiego znowu zaczęły płynąć łzy.
Kciukiem starłem tamte słone krople, licząc że może to go uspokoi. Cóż... Przeliczyłem się. W efekcie zaczął się mocno rzucać, jakby od nowa próbował się wyrwać anielskiej sile.
- Z-zostaw! Nie! Puść! Proszę... Błagam! N-nie! Nie! Ja nie chcę!
Cudem udało mi się nad nim zawisnąć i przytrzymać go częściowo w miejscu. Palcami szybko dotknąłem jego skroni. W tej samej chwili Will otworzył szeroko oczy. Po jego czole spływały pojedyncze kropelki potu. Na twarzy malował się strach, czyste przerażenie pomieszane z szybkim biciem serca, które dało się słyszeć pomiędzy jego urywanym oddechem.
Do jego oczu zaczęły napływać kolejne łzy. Chwyciłem go za rękę i splotłem nasze palce, przyciskając lekko do poduszek, drugą dłonią gładząc jego policzek. Trochę zdezorientowany przeniósł wzrok na nasze ręce i z powrotem na mnie, jakby wstrzymując na moment swój napad histerii.
- Proszę cię, nie płacz już Błękitku. - mruknąłem cicho.
Nim cokolwiek zdążył powiedzieć pocałowałem go krótko w usta. Może to nie był dobry moment na głębsze wyznania z mojej strony, ale po prostu musiałem, a on wcześniej czy później powinien był wiedzieć. Działałem instynktownie, pod wpływem chwili i swojej... troski? Miłości? Trudno powiedzieć...
Zszokowany przystawił rękę do swoich warg. Z pewnością to był zły, nieprzemyślany pomysł.
- B-Bill?
- Przepraszam. Chyba mnie poniosło. - powiedziałem cicho, słabo się uśmiechając.
Chciałem się wycofać, zostawić go już w spokoju, wiedząc że takie coś było dla niego kolejnym, trudnym przeżyciem, ale poczułem jak słabo zacisnął swoją dłoń na mojej.
- Nie odchodź...
CZYTASZ
Reverses
FanfictionDipper Pines i Dipper Gleeful to dwa, naturalne przeciwieństwa. Są rzeczy, które ich dzielą, ale są też rzeczy, które ich łączą. Bill Cipher i Will Cipher to bracia, o różnych osobowościach. Żyć bez siebie nie mogą i to bardzo dosłownie. Co się sta...