7. Pobudka

2.9K 268 49
                                    

- Serio? Śmieszy cię to?- spytałem, gdy tylko demony zniknęły nam z oczu.
Na mojej twarzy wciąż widniały soczyste rumieńce.
- Troszeczkę.- łobuzerski uśmiech szybko zniknął z jego twarzy. Gleeful szturchnął mój policzek.- No już ochłoń... Hmm... Jak to ten demon do ciebie mówił...- zamyślony spojrzał gdzieś w bok.- Mam! Ochłoń, Sosenko.
- A mam ci przypomnieć twoją głupią ksywkę, Osa?- posłałem mu wściekłe spojrzenie.
Odmaszerowałem do kuchni, chcąc nalać sobie wody, którą wypiłem duszkiem. Potem poleciałem do swojego pokoju i zabrałem Dziennik, który chciałem w końcu uzupełnić.
Rozsiadłem się w jadalni i zacząłem pisać, wygrzebując swoją wiedzę i zagryzając, co jakiś czas w zamyśleniu długopis.
W pewnej chwili poczułem tylko, jak się ktoś nade mną nachyla. Miałem tylko trzy możliwości. Demony? Odpadały, skoro przerwaliśmy im w ważnej chwili to pewnie długo się nie pokażą. Chociaż... Mogłem się mylić.
Odchyliłem głowę do tyłu i zmarszczyłem czoło, widząc swojego sobowtóra.
- Coś się stało?- spytałem, siląc się na uprzejmy ton.
- Przepatrzyłem trochę ten twój Dziennik.
- I?
- Jest nieźle, ale masz kilka niepełnych, błędnych informacji.
- Chyba sobie żartujesz?- prychnąłem i wróciłem do notowania.
Będzie mi błędy wytykał? Jeszcze czego. Owszem, było kilka informacji, które wydawały mi się niepewne i jakby wybrakowane, jednak on mnie nie będzie pouczał, nawet jeśli ma obszerniejszą wiedzę niż ja.
Zamyślony patrzyłem na szkic latającej gałki ocznej. Usłyszałem szurnięcie krzesła obok. Po chwili Dziennik i długopis zostały mi praktycznie wyrwane z rąk.
- Ej! Oddawaj!- posłałem mu groźne spojrzenie, próbując odebrać swoją własność.
- Ale spokojnie, Pines. Nie zniszczę ci tego.
Odpuściłem i z naburmuszoną miną przyglądałem się, jak Gleeful kolejno dopisuje coś do moich notatek.  Rzuciłem okiem na poprawiane przez niego zapiski. Złagodniałem. Czytając całość powoli zaczynało mi się wszystko zgadzać.
- Hmm... A byłem przekonany, że nie są zbyt kontaktowe.- stwierdziłem, widząc, jak Gleeful przekreślił zdanie na temat tych Latających Gałek.
- Są.
Potem już nie odzywałem się. Z zainteresowaniem przyglądałem się nowo- powstałym notatkom. Po jakimś czasie poczułem się zmęczony. Miałem zamiar już iść, gdy Gleeful mnie zatrzymał na krześle.
- Masz jeszcze inne Dzienniki, poza tym?- spytał.
- Tak, ale już je opracowałem.- stwierdziłem, wstając z miejsca i przeciągając się.- A co? Chciałbyś na nie rzucić okiem?
- Jasne.
- Przecież nie musisz tego robić.- prychnąłem.
Nie miał po co mi pomagać w pisaniu Dzienników. Nie rozumiałem tej jego nagłej uczynności.
- Nie narzekaj. Przynajmniej nie wprowadzisz przypadkowego czytelnika w błąd.- stwierdził i również wstał z miejsca.
Miałem dziwne wrażenie, że jest ode mnie trochę wyższy. Pewnie mi się wydawało, jak wiele rzeczy. Ostatecznie nie skomentowałem tej jego uwagi.
Z książką w ręce ruszyłem powoli na górę. Nie miałem zamiaru spać cały, jutrzejszy dzień, mimo że jutro Chata Tajemnic była zamknięta dla turystów.
Szybko szedłem w kierunku swojego pokoju, po kąpieli. Teraz tylko marzyło mi się ciepłe wyrko, kołderka i podusia.
Przypadkiem wpadłem na swojego sobowtóra w drodze. Oczywiście ja się wywróciłem, nie on.
- Ale z ciebie niezdara.- westchnął i podał mi rękę, którą bez protestów chwyciłem.
- Nie moja wina, że stanąłeś na drodze do mojego celu.- stwierdziłem.
- W sumie dobrze, że na ciebie wpadłem.
- Bo?
- Widzisz zaistniała taka, a nie inna sytuacja i dlatego na dzisiejszą noc się do ciebie wprowadzę.- dopiero teraz zauważyłem, że miał ze sobą naręcze ubrań.
Nie pytałem, o co chodzi z tą całą zaistniałą sytuacją. Mogłem tylko strzelać, że miało to związek z Billem i Willem.
- Dobra. Chodź.- leniwie machnąłem ręką, dalej chcąc tylko znaleźć się u siebie w łóżku.
Gdy weszliśmy do mojego, lekko zagraconego pokoju, praktycznie natychmiast rzuciłem się na swoje posłanie, mając gdzieś Gleefula i cały świat wokół.
- A mogę z tobą spać?
- Dobra...- wydukałem z twarzą wlepioną w poduszkę.
- No to fajnie.
Już powoli usypiałem, gdy poczułem, jak łóżko ugina się pod cudzym ciężarem. Zlałbym to i próbowałbym dalej spać, gdyby owy ktoś nie objął mnie ramieniem.
- Co ty wyprawiasz?- warknąłem, podnosząc wzrok na Gleefula.
- No co? Pozwoliłeś mi spać ze sobą, więc...- na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Pieprz się.- burknąłem i obróciłem się do niego plecami.
- Jasne. Tylko z kim? To jest dopiero dobre pytanie.
W tym momencie poczułem się, jak rozgrzana do czerwoności cegła. Próbowałem usilnie zignorować ten tekst, jednak teraz dopiero jego obecność tuż za moimi plecami nie dawała mi spokoju.  Usilnie próbowałem zasnąć. Zacisnąłem powieki, licząc w myślach owce. 
Niestety skończyło się na dziesiątej, bo poczułem, jak ktoś się nade mną nachyla.
- Dobra, cofam swoje zdanie- weź stąd spadaj. Teraz.- obróciłem się na plecy i zamarłem. Centralnie nade mną znajdywał się Gleeful. Czerwień na moich policzkach się pogłębiła. Ile ja bym dał, żeby była noc? Sporo.
- No wiesz? Gości się nie wygania, Pines.
- Nie zapraszałem cię do swojego domu, Gleeful.- stwierdziłem, próbując przybrać równie oschły ton. Za pewne efekt był marny, ale cóż... Trzeba próbować.
- Wcześniej nie narzekałeś jakoś.- mruknął i przybliżył swoją twarz do mojej.
- C-co ty wyprawiasz?!- teraz przypominałem buraka.
- Sprawdzam coś.
Niestety nie miałem za bardzo szans na ucieczkę. Chyba, że zalicza się w to ewentualne lądowanie na podłodze. To wyjście też mi się nie podobało.
- J-ja chyba skoczę do łazienki.- wyślizgnąłem się jakimś sposobem. Usłyszałem za sobą ciche westchnięcie, ale szczerze? To nie było ważne.
Miałem wrażenie, że moje serce zaraz mi wyskoczy z piersi. Szybko dotarłem do łazienki, o mały włos się nie zabijając na korytarzu.
Stanąłem przed umywalką i natychmiast odkręciłem kran, by chlusnąć sobie zimną wodą w twarz. Kilka razy  tak zrobiłem i pomogło.
Po cichu wróciłem do swojego pokoju. Gleeful już spał. Odetchnąłem tylko i ostrożnie ułożyłem się obok, aby go nie zbudzić. Jeśli myślał, że mnie wygoni i zajmie całe posłanie to się grubo mylił!
Ostatecznie udało mi się bez większego już problemu zasnąć obok tego idioty. Co mi się śniło? Gleeful. ON jest już wszędzie. Nawet w moich snach mnie prześladuje.
Pierwszym, co zobaczyłem po uchyleniu oczu to fakt, że na zegarku wybiła godzina 10 nad ranem. Druga sprawa to był fakt, że czułem, jak ktoś mnie obejmuje. Nie powiem, ale to jest przyjemne uczucie, gdy ktoś tak przytula cię w trakcie snu.
Przymknąłem oczy i odetchnąłem, zaciskając ręce na dłoni tego kogoś. I wszystko byłoby w jakże najlepszym porządku. Poczułem za sobą ruch. Nie przejmowałem się tym. Było mi zbyt wygodnie, żeby zrobić opieprz Gleefulowi. Totalnie zlałem też fakt, że jego dłoń wsunęła się pod moją koszulkę. Serio. Nie obchodziło mnie to. Zignorowałem moment, gdy wtulił twarz w moją szyję. Leżelibyśmy sobie tak długo. Bardzo długo.
Do momentu, gdy ktoś kopniakiem nie wyważył drzwi do mojego pokoju i nie zaczął, delikatnie mówiąc, napierdalać w garnek łyżką.
- Wstawać śpiące królewny!
Podniosłem głowę i posłałem Billowi wkurzone spojrzenie. Błagam niech mu ktoś odbierze ten garnek, bo ogłuchnę! Moje modły zostały wysłuchane.
- Kretynie, daj ludziom spać!- warknął zza moich pleców Gleeful.
W tym momencie chłopak przestał mnie obejmować. Chwilę potem garnek i łyżka zamieniły się w pył, stając w błękitnym płomieniu, a sam demon  został wypchnięty przez niewidzialną siłę za drzwi, które z hukiem się za nim zamknęły i na zapas się zakluczyły. Super. Można spać dalej!
Owa dłoń znowu wślizgnęła się pod moją koszulkę. Wydałem z siebie pomruk zadowolenia i z powrotem położyłem głowę na poduszce. Cudownie po prostu...
Chwila... Chwila! Coś tu nie gra!
Na mojej twarzy pojawił się szok. Poruszyłem się, chcąc się wydostać z jego uścisku.
- Puszczaj mnie!- warknąłem, gdy tylko mocniej mnie przytulił.
Co z tym Gleefulem było nie tak?!
- Co ci znowu nie pasuje?- spytał tuż nad moim uchem. Na mojej twarzy pojawił się rumieniec, a przez plecy przeszedł mi pojedynczy dreszcz.
Czemu mój organizm tak na to reagował?
Nie odpowiedziałem. Po prostu. Znowu czułem, jak wtulił twarz w moją szyję. Zacząłem się wiercić w geście protestu. Ostatecznie puścił mnie. Jednak tak nie do końca.
W tym momencie zaczynałem strasznie żałować, że w ogóle pozwoliłem mu spać tutaj obok.
Czułem się, jak ptaszek w klatce, gdy znowu nade mną zawisnął. Na jego twarzy pojawił się grymas, a mnie chyba sparaliżowało.
- Masz mnie puścić i to natychmiast!- warknąłem. Wkurzał mnie i tyle.
- A przed chwilą jakoś ci to nie przeszkadzało, co?- na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech.
Mimo to ostatecznie się odsunął.
- Co ty chcesz mi udowodnić?- spytałem cicho, podnosząc się do siadu.
- To, że marnujesz swój czas...- nie dokończył.
- W jakim sensie?
- Zobaczysz.
Zamurowało mnie. Gapiłem się na Gleefula, próbując zgadnąć, co miał na myśli. Jak niby marnuję swój czas? Ten idiota cały czas mnie zaskakiwał.
- Żyjesz?- pstryknął palcami przed moimi oczami, co skutecznie wyrwało mnie z tego stanu.
Szybko zerwałem się z miejsca i zacząłem grzebać w szufladach i szafie w poszukiwaniu czystych ubrań. Wyciągnąłem nawet i swoją dalej świetnie się trzymającą czapkę z sosną. Stwierdziłem, że to dzisiaj ją założę.
- Zdecydowanie lepiej ci w koszulach.
Dokładnie to zdanie doleciało do moich uszu, gdy po porannej toalecie, wróciłem do siebie, ubrany i "gotowy" na cały dzisiejszy dzień. Nawet nie zauważyłem, że Gleeful jest jeszcze w moim pokoju, bo zwyczajnie przyszedłem po swój telefon. Po drodze nie spotkałem ani Billa, ani Willa.
Zdziwiony podniosłem na niego wzrok. Stał na środku pomieszczenia, wertując Dziennik 2. Teraz dopiero wyglądał, jak czarnoksiężnik z tą czarną peleryną, która prawie stykała się z podłogą.
W życiu bym nie przypuszczał, że zacznie się czepiać mojego stylu.
- Jeśli szukasz zaczepki to daruj sobie.- prychnąłem, sprawdzając, czy przypadkiem siostra do mnie nie napisała SMS'a. Często ze sobą pisywaliśmy. Cóż... Zawsze to była jakaś forma komunikacji.
- Z samego rana? Może.
Puściłem to mimo uszu. Rozsiadłem się na łóżku po turecku, przeglądając przy okazji facebook'a. Z zazdrością spojrzałem na zdjęcie Wendy i Jacoba, którzy się przytulali. Na mojej twarzy pojawiły się wypieki. Zawsze tak było, gdy się denerwowałem. Czy tylko mi ten portal społecznościowy czasem działał na nerwy?
Nagle telefon dosłownie zniknął z moich rąk. Po prostu się rozpłynął w powietrzu. Był i nie ma!
Policzyłem do trzech, próbując nie wybuchnąć i obróciłem się w stronę swojego  sobowtóra, który stał przy otwartym oknie i w ręce trzymał moją komórkę, kiwając nią na boki.
- Oddaj.- powoli wstałem z miejsca.
- Zastanowię się.
- Oddawaj!- zbliżyłem się do niego i wyciągnąłem przed siebie rękę.
- Co ci tak zależy? Tylko się wkurzasz i uzależniasz.- stwierdził z wrednym uśmiechem na facjacie.
- Nie mów, że u ciebie nie ma czegoś takiego.- mruknąłem i sięgnąłem dłonią po swoją własność.
- A no nie ma. Mało tego żyjemy jakoś.
Byłem blisko. Prawie go miałem. Prawie.
- Nie!- wydarłem się, gdy ten idiota wyrzucił mój telefon za okno. Oczywiście rzuciłem się na parapet w takim stylu, że mnie brzuch zabolał.
Myślałem, że zobaczę go rozbitego na drobne kawałki. Wychyliłem się dosyć mocno, szukając  wzrokiem urządzenia. Nie było go. Chyba, że to ja byłem ślepy.
- Już się tak nie bulwersuj Dipper.- usłyszałem jego głos.
Zdziwiony obróciłem się w jego stronę. Pierwszy raz powiedział do mnie po imieniu.
- Nie żartuj sobie ze mnie w ten sposób.- prychnąłem, wyrywając urządzenie  z jego rąk i natychmiast chowając je do kieszeni.
- Czemu nosisz czapkę w domu?- spytał, zupełnie zmieniając temat.
- W takim samym celu, w jakim ty nosisz pelerynę.- stwierdziłem.
- Ale ta peleryna to magiczny przedmiot. Patrząc na twoją czapkę, raczej wątpię, aby ona służyła temu samemu.
- Jaki znowu magiczny przedmiot?- wytrzeszczyłem oczy.
- Prosto z mojego wymiaru! Trudno było wyciągnąć kilka sztuk od tamtejszych goblinów, ale dla chcącego nic trudnego.
- Czemu ona służy?- spytałem całkiem poważnie. W moich oczach pojawiły się przysłowiowe "gwiazdki" podziwu.
- Mojej obronie.Słyszałeś o pelerynie niewidce?- na jego twarzy malował się teraz kpiący uśmiech.
- Wkręcasz mnie.- prychnąłem i tym sposobem cały czar tajemnicy prysnął,  jak ta przysłowiowa bańka mydlana.
- Może tak. Może nie. Zależy w co chcesz wierzyć, a w co nie.- wkurzony wyminąłem go, przy okazji zabierając ze sobą długopis i własne notatki do Dziennika 4, które kryły się w takiej błękitnej teczce.
Otwarłem drzwi swojego pokoju i usłyszałem za sobą kroki.
- Ej! Ale zaczekaj na mnie!
Na mojej twarzy pojawił się malutki uśmiech. Zbiegłem po schodach i wylądowałem w kuchni. Gwałtownie wyhamowałem.
- Czemu wy musicie to robić nawet na moim stole?!- wykrzyknąłem, widząc w jadalni całujące się demony.
- Will!- za mną stanął Gleeful z tym swoim iście władczym tonem.
Błękitnowłosy oderwał się od swojego brata, co przyszło mu z trudem.Usilnie próbował odsunąć Billa, gdy ten zaczął całować go w szyję i za wszelką cenę nie chciał wypuścić z objęć.
 - Tak, panie?
- Pomożesz mi dzisiaj coś zbadać.
Na te słowa zdębiałem. Nawet Bill na moment zaprzestał swojej czynności. Rzucił na Gleefula nieprzychylnym spojrzeniem.
- Mogę iść z wami?- obróciłem się do Gleefula, przybierając błagalną minę. On nie mógł mnie zostawić sam na sam z tym latającym nachosem!
- Raczej nie będziesz potrzebny.- stwierdził unosząc brew do góry.
- Ale dlaczego? Przecież ja doskonale znam te tereny!
Błagałem. Na kolanach błagałem... Dobra... Może nie przesadzajmy! Całe południe prosiłem żeby mnie zabrał ze sobą.
- Ale no weź mnie!
- Pines, do cholery! Puść moją pelerynę! Przecież ten demon cię nie zje.- prychnął, gdy wychodzili, a ja usilnie się go uczepiłem, jak rzep.
- A skąd wiesz, co ten diabeł potrafi?- wskazałem na Billa, który stał w spokoju oparty o najbliższą ścianę.
Gleeful wzruszył ramionami. Pstryknął palcem. Will podszedł do mnie i chwycił mnie pod boki, natychmiast, stawiając obok Billa. Wkurzony spojrzałem na demona.
- Przeżyjesz.- stwierdził, uśmiechając się pokrzepiająco- Nic mu nie zrobisz, prawda Bill?- Will podniósł wzrok na brata.
- Ja niczego nie obiecuję.- blondyn uniósł dłonie.
Nim się obejrzałem usłyszałem trzask drzwi. Już ich nie było. Spojrzałem na demona, a on na mnie. Jego złote oko błysnęło czymś tajemniczym, a ja przełknąłem nerwowo ślinę. To będzie długi dzień.




________________________________________

Szczerze? Nie mogłam się powstrzymać przed tą akcją z garnkiem i przed tekstem o pelerynie niewidce. Bill chciał zabłysnąć, ale mu nie wyszło XDD
Macie tutaj trochę mojego humoru.

Nie myślcie sobie, że Gleeful się nie waha. On się waha. Tak, jak ja z momentem, gdy się mają pocałować. Bo szczerze? Tak to piszę i piszę... I dup jedna okazja, druga, trzecia...
Mało pocieszające, ale cóż... macie póki co w mediach zdjęcie ich pocałunku ;D

Dziękuję serdecznie za gwiazdki i wyświetlenia! *.* Szybko nabiło ich ponad tysiąc mimo, że książka ma póki co tylko 6 rozdziałów + ten teraz. Kocham was ludzie! <3

~ShadowOfMarionette

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz