12. Złe wieści

2.3K 238 15
                                    

Przez chwilę, która trwała wieczność, patrzyłem Gleefulowi w oczy, a on mi. Speszony odwróciłem wzrok, wbijając go w demona, który wciąż trzymał moją rękę. Chyba faktycznie mi ją uzdrowił, bo po bólu nie było śladu. Bill prawdopodobnie czekał. Widocznie szykował się do samoobrony.
Szybko wyszarpałem swoją dłoń. To oczekiwanie na rozwój akcji było straszne. Nie miałem już odwagi spojrzeć na Gleefula. Do moich uszu doleciały kroki. Spiąłem się i to bardzo. Jaki to był wstyd... mimo, że, ani ja, ani Bill nie zrobiliśmy czegoś szczególnego, to jednak ta sytuacja wyglądała tak, a nie inaczej.
Gleeful chyba przyklęknął obok mnie. Takie miałem wrażenie. Błagalnie spojrzałem na demona, który się cofnął. Trudno było określić, czy on czuł to samo, co ja, zważywszy na ten zupełnie nieczytelny wyraz twarzy.
Trochę się skrzywiłem, gdy Gleeful chwycił mnie dosyć mocno za brodę i zmusił do kolejnego spojrzenia mu w oczy.
Z niewiadomych mi przyczyn trochę posmutniałem, widząc ten chłodny uśmiech i mordercze spojrzenie, które wydawało mi się przenikać przez moje chaotyczne myśli. A co do Ciphera? Nie zwracałem na niego uwagi. Jego Gleeful póki co ignorował, więc powinien on skorzystać z okazji i wiać.
- Było mi powiedzieć, że wolisz się zabawiać z tym demonem.- zaczął tym swoim bardzo ponurym tonem.
- Ale to nie tak!- wydusiłem dosyć piskliwym głosem.
Gleeful zlustrował mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Nie? Coś nie widać. Serio, mogłeś mi powiedzieć, bo tak to bym na pocieszenie startował do Willa... No, ale ja już wam tutaj rybeczki nie będę przeszkadzać. Bawcie się dobrze!- wypluł.
- Czekaj!- chwyciłem go za skrawek koszuli w momencie, gdy miał wstać i odejść.- Daj mi to po prostu wyjaśnić. Wiem, że to mało wiarygodne, ale musisz mi uwierzyć...- powoli podniosłem się do zupełnego siadu.
- Ja nic nie muszę.- przerwał mi i odtrącił moją dłoń.
- Proszę... Spróbuj mnie wysłuchać.- mój głos przybrał błagalny ton. Mimowolnie kątem oka spojrzałem na Billa, który zastygł w bezruchu, jakby wyczekiwał dalszego rozwoju akcji. Chociaż z drugiej strony istniała też wersja, że nie mógł się ruszyć dzięki czarom Gleefula.- On chciał mi po prostu pomóc z ręką, bo ją sobie uszkodziłem.- teraz to Bill posłał mi spojrzenie, mówiące, że mnie zabije. Dodatkowo przejechał palcem po szyi, tak jakbym powiedział coś czego mówić nie powinienem.- Wiesz przecież, że jestem uparty... Nie chciałem jego pomocy, a ostatecznie wylądowaliśmy w takiej pozycji, a nie innej.
- To dalej nie wyjaśnia, czemu jesteś prawie, że nagi.
- To przez karty, a ściślej pokera...
Znowu nastała cisza. Gleeful przyglądał mi się z zupełnie nieczytelnym dla mnie wyrazem.
Czemu ja mu się tłumaczyłem? Przecież nie byliśmy ze sobą, ani nic, więc miałem prawo robić, co żywnie mi się podoba i to z kim tylko bym chciał. Mimo to po prostu ta jego złość i te fałszywe oskarżenia wzbudziły we mnie smutek.
Znowu spojrzałem mu w oczy, w których poza złością czaiło się... rozczarowanie? Ból? Chyba tak. W tej chwili one jedyne nie były sztuczne. Te ukryte za maską emocje tylko potęgowały moje poczucie winy.
Gleeful pochylił się bardziej w moją stronę. Ręką dotknął mojego ramienia.
- Bardzo ładna bajeczka. Prawie bym ci uwierzył, zważywszy też i na twoje wcześniejsze teksty o byciu hetero.- wyszeptał do mojego ucha i od razu się cofnął.
Teraz z tego wszystkiego chciało mi się płakać. Gleeful wstał z miejsca. Jeszcze przez moment prześwietlał mnie wzrokiem, po czym obrócił się w stronę Billa. Demon próbował chyba się wymknąć, ale mu to nie wyszło.
Mój sobowtór z szerokim, udawanym uśmiechem na twarzy chwycił na moment Billa za ramię.
- No to korzystaj z okazji póki możesz!- już miał odejść, jednak zatrzymał się w przejściu i na krótką chwilę zerknął na mnie.- A i najważniejsze rybki! Pamiętajcie o zabezpieczeniach!
Chwilę potem już go nie było, a mnie zatkało. Mimochodem spojrzałem na demona, a on na mnie. Zbliżył się i podał mi rękę, którą bez zbędnego gadania przyjąłem.
W tejże chwili chyba nawiązała się między nami mała nić porozumienia. On nie zwalał winy na mnie, ani ja na niego, co już było drobnym postępem.
Gdy zakładałem swoje ubrania, które zaledwie przed chwilą grzecznie leżały na kupce, mój wzrok przeleciał na Ciphera. Jak Gleeful mógł w ogóle pomyśleć, że byłbym w stanie przespać się od tak z Billem? Dobra... Może i powoli wątpiłem w swoją orientację oraz, mimo swoich wcześniejszych słów, nie byłem już jej tak pewny, ale bez przesady. Żebym ja z tym trójkątem? Nie. On miał Willa, a ja nikogo i tak wolałem, aby pozostało.
Co z tego, że na samo wspomnienie tamtego pocałunku miękły mi nogi? Nie mogłem zaprzeczyć, że Gleeful był w tym świetny, a przynajmniej według mojego skromnrgo zdania zupełnie niedoświadczonego w tych sprawach chłopaka, ale to... nic nie znaczyło. Byłem załamany i już, a tamten pocałunek to była chwila zapomnienia. Trudno było mi przyjąć do wiadomości to, że podobało mi się, jak on to robił.
- Nie musisz tutaj stać i mi się tak przyglądać.- przerwałem ciszę.
Bill wzruszył ramionami od niechcenia.
Ze swoimi wyrzutami sumienia ruszyłem po schodach na górę, a Bill obok mnie. Co jeśli grałem Gleefulowi na uczuciach? Źle się z tym wszystkim czułem, bo mógł myśleć, że robię to specjalnie.
W całym domu był swego rodzaju dziwny półmrok i pustka. Na pierwszy rzut oka to wyglądało tak, jakbym był tutaj tylko ja i Bill.
- Co ty się tak czaisz za mną?- na moment odwróciłem wzrok na demona.
- Ponieważ od dzisiaj jesteś moją tarczą.- odparł z małym uśmiechem.
- Tylko mi nie mów, że teraz będziesz za mną krok w krok łaził od świtu do nocy?
- Nie, ale to jest sytuacja wyjątkowa, a zauważ kto w związku z tym będzie pod większym obstrzałem. Na pewno nie ty, Sosenko.
Z westchnięciem ruszyłem na górę. Super. Pięknie. Nie wiem , co mnie bardziej dołowało. Wieczny gniew Gleefula, czy Bill i jego cudowne "wsparcie" oraz obecność?
Niestety trudno było mi się z demonem nie zgodzić. Mimo wszystko mogłem mieć pewność, że ten Dipper na mnie ręki nie podniesie mimo, że miał ku temu idealną okazję. Nie za bardzo podobało mi się to, że od tego dnia miałem robić temu walniętemu trójkątowi za tarczę "anty- Gleefulową", jednak poniekąd miał tą pieprzoną rację. Przynajmniej wszyscy mogą czuć się bezpieczni... Powiedzmy.
- Dzięki.- Bill przerwał mi moje zawiłe myśli.- Fajnie, że się ze sobą zgadzamy chociaż w jednej kwestii.
Puściłem to mimo uszu. Umiał już czytać w myślach?
A poza tym jakie zgadzamy? Do zgody to tu daleko! Dobra. Chyba jednak przesadzam... A jak przesadzam to wtedy wpadam, jak to się mówi, z deszczu pod rynnę. Niestety, ale zostało mi jeszcze kilka cech z etapu bycia nastolatkiem, a w tym upartość i kłócenie się o mało- wartościowe, czasami wręcz głupie i idiotyczne rzeczy.
W przypadku blondyna nie było tak źle. Z pewnej strony Bill od kilku godzin był znośny i dało się z nim normalnie pogadać na różne, ciekawe tematy, zaś z drugiej coś mi w tej jego zmianie nie pasowało...
Heh... Powinienem wyluzować, a Gleefula zignorować, tym bardziej, że nic mi, ani Cipherowi nie zrobił, jednak ja tymczasem co wyprawiam? Myślę zbyt wiele, a zarazem czuję się, jak taki człowiek, któremu ktoś mocno nadepnął na ego.
Bill powłóczył się jakiś czas za mną, przez korytarz, gwiżdżąc jakąś tylko sobie znaną melodię. Chwilę potem demon poszedł w swoją stronę i słusznie, bo po Gleefulu nie było śladu, co ani trochę mnie nie dziwiło. Sam bym poszedł ochłonąć tak na jego miejscu.
Musiałem się czymś zająć, więc stwierdziłem, że ogarnę strych. Niedługo Chata Tajemnic znowu miała ruszyć z wystawami, a w takim miejscu zawsze można było znaleźć coś ciekawego, czym można by zbajerować turystów. Teraz panował sezon, więc trzeba było też korzystać z okazji zarobienia szybkiej kasy dzięki biznesowi wuja.
Wziąłem też i telefon, sprawdzając wiadomości. Zdziwił mnie fakt, że miałem ich co najmniej dwadzieścia, a to była rzadkość. Większość była z poczty głosowej. Tutaj zdarzył się kolejny "cud". Moi rodzice nie dzwonili do mnie od wieków. To samo tyczyło się wszelkich wizyt- tego po prostu nie było.
Zdziwiło mnie to. Czyżby chcieli odbudować relacje z synem, które praktycznie przestały istnieć?
- "Dipper? Synku, zadzwoń"- w słuchawce rozbrzmiała pierwsza wiadomość od mamy.
- "Odbierz, przedzwoń, cokolwiek"- głos mojej matki się łamał, jakby płakała.
- "Dipper! Twoja siostra jest w szpitalu. Miała wypadek."
Nerwowo odsłuchiwałem kolejne wiadomości tej samej treści, przy których moja rodzicielka musiała być strasznie wystraszona.
Miałem cichą nadzieję, że Mabel wyjdzie z tego. Moje ręce drżały. Odsłuchałem ostatnią wiadomość, którą było jedno, proste, a zarazem straszne słowo:
- "Umarła."
Przez dobrą chwilę nie mogłem tego przyjąć do wiadomości. Nie mogłem.
Jak to? Moja siostra nie żyje?
Nie mogło mi to przejść przez myśl.
Sekundę potem zasłoniłem ręką buzię, dusząc w sobie szloch. Ona nie mogła umrzeć! Może nie byliśmy tak bardzo zżyci, jak kiedyś, ale...
Nim się obejrzałem płakałem, jak dziecko, siedząc na podłodze na korytarzu, oparty o ścianę. Przez moment miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Popadłem bardzo szybko w histerię.
Przed oczami przeleciały mi wszystkie wspomnienia, tamte piękne chwile z naszych młodszych lat, które prysnęły, jak bańka mydlana i co gorsza... Miały już nigdy do mnie nie wrócić. Nigdy już nie zobaczę tych iskierek szczęścia w oczach Mab, ani jej uśmiechu... Po prostu niczego.
Zostały mi tylko te głupie wspomnienia i zdjęcia, które wyblakną, zniszczą się...
Teraz zdałem sobie sprawę, że jestem zupełnie sam przeciwko realiom. Przypomniałem sobie, ile ona dla mnie znaczyła tak naprawdę mimo naszych osłabionych kontaktów. Jestem idiotą do potęgi... Stracić dwie, bliskie osoby w jednym dniu? Chyba tylko ja tak potrafię...

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz