26. Czarny tron.

250 31 1
                                    

Nie mogłem powstrzymać niespokojnego drgnięcia spowodowanego jego słowami. Rozszerzyłem oczy w całkiem silnym szoku. Rzeczywiście, nie było tak, abym kompletnie nie łączył faktów po tej plątaninie słów, jaką mi zaserwował, ale aż do tej pory usilnie oraz naiwnie wierzyłem, że to konkretne słowo było wyłącznie... Synonimem czegoś względnie normalnego.
Z tą właśnie miną z lekka gwałtownie dźwignąłem się do siadu.
— Jesteś mordercą magicznych stworzeń? — zapytałem z wyraźną nutą zdenerwowania, kręcąc niedowierzająco głową. Zacisnąłem dłonie na materiale szortów. — Zabójcą bez skrupułów? —  kolejne pytanie niemal wysyczałem, odrobinę się odsuwając.
Jak on w ogóle mógł być kimś takim? Oczywiście, wiedziałem doskonale, że nie każdy byt był przyjazny, ale... Lubiłem większość z tych znanych mi, magię, tajemnice, chciałem wiedzieć jak najwięcej o ich życiu, stylu bycia, kulturze.
— Oceniasz to zbyt pochopnie — mruknął nad wyraz spokojnie, nawet nie patrząc mi w oczy. 
— Niby jak mam to oceniać? — wycedziłem gniewnie, siląc się jedynie, aby nie podnieść głosu. — Powinieneś był mi powiedzieć wcześniej, a nie dopiero teraz po takim kawale czasu — ześlizgnąłem się z miejsca, przystając na podłodze.
Miałem dość. Naprawdę dość. Byłem wściekły na niego, siebie, Cipherów, na tego pierdolonego pomyleńca, na świat, który odebrał mi siostrę. Niewiele brakowało, żebym się właśnie rozpłakał, niczym głupi dzieciak. Idiota ze mnie, zdecydowanie. 
Ledwie uniosłem głowę. Łzy napływały do moich oczu, jednak ja i tak nie pękałem. Przynajmniej próbowałem. Spiąłem się znacznie, kiedy ujrzałem, że Gleeful podniósł się do siadu. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie jego zirytowany wyraz twarzy.
— I co niby by to zmieniło? — zapytał lodowato. — Przywitałbyś mnie wtedy z otwartymi ramionami? — zaśmiał się krótko. — Oczywiście, że nie! Nawet byś nam mnie nie spojrzał, nie pozwoliłbyś mi się zbliżyć, patrząc na to, jak wyglądała nasza relacja, zanim odkryłeś moje uczucia.
— Przestań — syknąłem cicho, tylko dlatego, bo... Zabolało. Absurdalnie zabolało.
— Nie? — nagle znalazł się przede mną. Odruchowo odskoczyłem, spuszczając głowę. Nie potrafiłem zadrzeć nosa i spojrzeć mu w oczy. Z jednego, banalnego powodu. Gdybym to zrobił - rzeczywiście po prostu rozpłakałbym się, ukazując słabość. Dla mojej dumy byłoby to zbyt poniżające. — Obydwoje doskonale to wiemy. Kogo próbujesz oszukiwać? Siebie? Nie znosiłeś mnie, więc sądzisz, że powiedzenie ci nagle czym się zajmuję gdzieś na początku naszej relacji byłoby świetnym pomysłem? 
— To nie zmienia faktu, że nie powinieneś był tego zatajać! — wyminąłem go. — Nie ufasz mi na tyle, a ponadto nawet nie zaprzeczyłeś — dodałem ponuro, stojąc jeszcze chwilę tuż obok niego. Ramię przy ramieniu. — Nie zaprzeczyłeś, że mordujesz bez skrupułów! — warknąłem, nie potrafiąc na niego zerknąć nawet kątem oka.
— Nie zawsze — mruknął niezwykle jadowicie, zarazem przyjmując całkiem obronny ton. — Ale owszem, są rzeczy, które od dawna mnie nie ruszają — wyznał chłodno. — Może zamiast oceniać pochopnie, zainteresowałbyś się co mną kierowało przez te lata? 
— Usprawiedliwiasz się? — warknąłem, ściskając mocno dłonie. Z mojego oka spłynęła pojedyncza łza świadcząca wyłącznie o mojej bezsilności, jakiej ten nie mógł widzieć.
— Czasem, aby inni czuli się bezpiecznie, ktoś musi sobie splamić ręce krwią. Nie ma innej drogi — nagle poczułem dłoń układającą się tuż na moim ramieniu. Jeszcze usilniej wbiłem spojrzenie w panele. Nie zamierzałem nawet na głupią chwilę się odwrócić. — Nie usprawiedliwiam tego — drgnąłem, nie słysząc w sumie żadnej emocji w jego głosie. Pokręciłem powoli głową, zaciskając powieki. — Mam rozumieć, że po tej wiadomości twoje uczucia wyparowały? — zagadnął, owijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca. — Znakomicie! — mruknął ironicznie, odsuwając się.
Nawet nie dał mi małego ułamka czasu na odpowiedź.
— Przestań, Gleeful — zganiłem go za to. Skąd on czerpał takie wnioski? Uczucia nigdy nie potrafiły zniknąć od tak, za jednym pstryknięciem palca, jedną durną informacją! — Za nisko mnie cenisz — powiedziałem gniewnie i ruszyłem energicznie ku wyjściu.
Musiałem sobie pójść, ochłonąć, przemyśleć wszystko i spędzić noc najlepiej w zupełnie innym pomieszczeniu.
— Dokąd idziesz?
— Przejść się. Nie czekaj na mnie, będę spał gdzie indziej — oświadczyłem. Głos załamał mi się przy ostatnim słowie.
Nie usłyszałem konkretnej odpowiedzi. Moje uszy zderzyły się z ciszą, jaką - niczym ostrze - przeszyło jedynie ciężkie westchnienie. Bez czekania ruszyłem się z odrętwienia, aby wypaść za drzwi pokoju wprost na przepełniony mrokiem korytarz.

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz