6. Przerwana zabawa

2.8K 271 44
                                    

- Wiesz co? Chyba pójdę go poszukać...- oświadczyłem, gdy skończyliśmy oglądać pierwszy, lepszy film, na który wpadliśmy w TV.
- Jesteś pewny? Może pójdziemy we dwójkę, co?
- Nie, nie trzeba... Ktoś musi pilnować Chaty. Znam ten las dosyć dobrze. Jest 2 w nocy, więc... chyba wypadałoby go poszukać.
- A jak zabłądzisz?
- Nie zabłądzę.

~*~
No i zabłądziłem. Pięknie Dipper. Jest ciemno, chłodno, a ty włóczysz się po magicznym lesie, w którym mogą czyhać różne stwory, nikomu nieznane. A było słuchać Willa!
Nawet Bill, który, gdy wychodziłem, rąbał siekierą pobliskie drzewo, nie był za bardzo za tym pomysłem. Nawet coś mi mówił, że jak już muszę go szukać, to lepiej z kimś... Czemu te dwa demony musiały mieć rację?
Dobrze, że wziąłem tą błękitną bluzę z kapturem. Noce w Wodogrzmotach bywały dosyć chłodne, nawet w środku lata.
Obejrzałem się za siebie, sądząc, że zobaczę chociażby światła z okien Tajemniczej Chaty. Niestety nie.
- Przecież ten kamień mijam już czwarty raz!- warknąłem, kopiąc niewinna skałę, od czego oczywiście zabolały mnie palce u stopy.
Błądziłem w kółko. Wziąłem ze sobą latarkę, która miałem wrażenie, że zaraz przestanie mi służyć.
- Gleeful... Ja. Cię. Kiedyś. Zabiję. Własnoręcznie.- szedłem pod górkę, ciężko oddychając i warcząc przekleństwa. Słaba kondycja dała o sobie znać, już w połowie.
W końcu dotarłem na szczyt wzniesienia. Była to taka leśna granica. Sam, gdy byłem młodszy często tutaj przychodziłem. Za mną drzewa, przede mną widok ze skarpy na miasteczko nocą. Już miałem wracać stamtąd i szukać dalej, kiedy pod niedalekim drzewem zobaczyłem znajomy kształt. Złość mi przeszła automatycznie i zgasiłem latarkę, bo w sumie skoro go znalazłem nie była mi aż tak potrzebna. Energicznym krokiem podszedłem do chłopaka. Szczerze? Miałbym wyrzuty sumienia, gdyby coś mu się stało. Podniósł na mnie wzrok. Usiadłem sobie, jak gdyby nigdy nic obok, uważając, żeby przypadkiem nie spaść ze skarpy.
- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
- W sumie zabłądziłem, ale ostatecznie dotarłem tu.- przyznałem.
- Czemu mnie szukałeś?
- Jest noc, a ten las czasem nie jest bezpieczny...- jak na zawołanie do moich uszu dotarło odległe wycie wilka.
- Nic by mi się nie stało. Zresztą znam magię, więc chyba niepotrzebnie się trudziłeś.- oświadczył chłodno.
- Fajnie, że się liczysz z moim zdaniem.
- Co?- Gleeful widać był zdziwiony.
- No...Fajnie, że się liczysz z moim zdaniem i że jednak nic nie zrobiłeś tylko wyszedłeś. Tak w sumie to ciekawi mnie, dlaczego?- rzuciłem na niego okiem- W sumie... Zawsze mogłeś to zlać.
- A ty zawsze mogłeś siedzieć na miejscu i nie bronić tego demona.- stwierdził sucho.- W szczególności, jeśli miałeś z nim spore utarczki te parę lat w tył.
- Miałem, owszem...
- Coś się zmieniło od tamtego czasu?
- Nie, poza tym, że teraz wygląda, jak człowiek.
- Nie rozumiem cię.- oświadczył.
- Bo?
- Bo ja na twoim miejscu nawet domagałbym się, aby ktoś mu pokazał, gdzie jego miejsce.- mruknął.
- Chyba te 10 lat bycia skałą zrobiło swoje. A Will?
- Co Will?
- Jemu też byś coś zrobił?- spytałem, odwracając wzrok na rozgwieżdżone, nocne niebo.
- Nie wiem. Może tak, może nie. Tak, czy siak z tym całym Billem się nie dogadam.
- Macie takie same charaktery... Ja bym to widział inaczej. To ze mną się kłócisz, a z nim? Chyba byś się dogadał.
- Wiesz, że jak dwie, burzliwe osoby się spotkają to oznacza wojnę? Ty to ty i oczywiste jest, że to ja postawię na swoim.
- Żeby czasem.- prychnąłem oburzony, znowu na niego patrząc.
Przecież nie jest powiedziane, że jak jesteśmy przeciwieństwami, przy czym on ma mocniejszy charakter, to zawsze musi być górą... Eh... Nienawidzę, gdy on ma rację.
Na jego twarzy pojawił się mały uśmieszek.
-  No, a nie?
- Też jestem w stanie cię zagiąć.- oświadczyłem pewnie.
- Jasne. Jak mnie kiedyś zagniesz i postawisz na swoim, to zostanę mumią.
- Czemu mumią?
- Bo tak. Ale, wracając do tematu- ja i on nigdy się nie polubimy, ewentualnie będziemy udawać dla świętego spokoju.
- Może zamiast udawać, po prostu nie będziecie się nawzajem gnębić?- zasugerowałem.
Odwrócił się i tym razem spojrzał na mnie.
- Niewykonalne.
- Czemu nie?
- On będzie chciał odzyskać to, co zabrałem.
Gleeful coś im ukradł... Mój mózg wyjątkowo wolno po tamtym całym omdleniu myślał. Przypomniałem sobie całą tą sytuację, gdy Bill stanął przed Gleefulem. Mowa była o magii... W mojej głowa zapaliła się tajemnicza lampka.
- Zabrałeś Willowi magię?- spytałem dla pewności.
- Gratuluję spostrzegawczości, Pines.- powiedział ironicznie.- Pewnie jeszcze chciałbyś dowiedzieć się czegoś więcej. Wystarczyłoby, że byś połączył fakty. Jeśli bym nie odebrał Willowi mocy, wraz z Mabel, to ani by mnie tu nie było, ani nie potrafiłbym nic zrobić Billowi.  Poza tym dobrowolnie Will by mi nie służył.
- Eheh... Wybacz. Nie myślę chyba o tej porze...- stwierdziłem, wyrywając kilka źdźbeł trawy.
Gleeful milczał. Położyłem się na trawie i przymknąłem oczy.
Wkrótce usłyszałem świergot ptaków, a słoneczne promienie padły na moją twarz. Zmarszczyłem brwi, gdy ktoś zasłonił Słońce. Uchyliłem oczy. To Gleeful nachylał się nade mną. Nawet mnie to nie zdziwiło, bo jakoś nie łamał za bardzo mojej granicy. Uśmiechnąłem się lekko do niego, czego niestety nie odwzajemnił.
- Nie sądzisz, że powinniśmy już iść?
- A po co?- spytałem. Miałem dziwne wrażenie, że Will z Billem będą chcieli skorzystać ze swojej okazji. W końcu byli sami. A poza tym... Serio kochałem to miejsce. Jeszcze teraz, gdy wschodziło słońce, było na prawdę cudownie.
- Jak tam chcesz.- przez moment jeszcze na mnie patrzył, a potem z małym grymasem na twarzy się wycofał.
- Nie musisz tu być.- stwierdziłem.
- Ale chcę. Znając twoje szczęście, znowu byś się zgubił, lub zemdlał, czy coś. Masz słabe nerwy.
- A mogłem ci nie mówić, że się zgubiłem...- westchnąłem cicho.- Ja i słabe nerwy? Gdybyś widział czasy Dziwnogedonu, to byś mi nie wypominał tych omdleń.
- Dziwnogedonu?- w końcu go czymś zaskoczyłem i zainteresowałem! Sukces!
- Taka "trójkątna apokalipsa", co miała miejsce te 10 lat temu.
- A... Ok. Will mi coś o tym niegdyś wspominał. Serio to było takie straszne?
- Czerwone niebo, kamienne, ludzkie posągi... Można by wymieniać i wymieniać.- westchnąłem.
- Hmm... Czyli, coś jak w moim wymiarze. No! Może nie każdy to posąg, ale różne rzeczy się tam dzieją.- stwierdził.
- W sensie?
- Magia wszędzie, a to wszystko dzięki mnie i mojej siostrze.
- Jak to?
Tym sposobem Gleeful zaczął mi opowiadać swoją historię życiową. Byłem pod wrażeniem tych jego osiągnięć. Na prawdę. W porównaniu do mnie sporo przeżył. Zaś z drugiej dziwnie się czułem, siedząc tak sobie na granicy lasu. Nawet przeszło mi przez myśl, że przecież gdyby chciał to by się mnie mógł pozbyć. Głupia myśl- wiem, bo w końcu mówił mi o tej całej linii życia, w którą nawiasem mówiąc wątpiłem.
- W sumie nasze światy mają pewną różnicę. U ciebie istnieją podziały i bariery, a u mnie po prostu nie.
- Nie jest ciężko wam to jakoś... ogarnąć?
- Magia działa cuda.
Jak na zawołanie między jego palcami u rąk zatańczyły znowu błękitne iskierki. Siedzieliśmy tak w ciszy. W sumie teraz jakoś było lepiej. Miałem wrażenie, że w końcu znaleźliśmy wspólny język, co nie ukrywam, ale cieszyło mnie.
Nagle Gleeful chwycił mnie za rękę.
- Pokażę ci bardzo praktyczną sztuczkę, dzięki której nie będziemy musieli znowu iść przez las.
- Może lepiej nie?
- Bo?
- Bo mam przeczucia, że przerwiemy w czymś Billowi i Willowi.
- To tym lepiej.- na jego twarzy pojawił się chłodny uśmiech.

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz