29. Sny.

227 24 3
                                    

Pov. Dipper Pines

Głos na chwilę ugrzązł mi w gardle. Nawet jeżeli wcześniej lubiłem drażnić tego demona, a także mu pyskować, gdy jeszcze mieliśmy szansę żyć pod wspólnym dachem, tak widok śmiertelnej powagi oraz krwawej tęczówki sprawiał, że nie miałem najmniejszej ochoty na prowokowanie go.
— Bill? Co ty tutaj robisz? — wydobyłem z siebie lekko drżącym głosem.
— To temat na wiele dłuższą rozmowę, Sosenko — oznajmił chłodno, jak zawsze akcentując ostatni wyraz. — Mogę cię porwać z dala od tych przebrzydłych łowców? — zapytał, sugestywnie spoglądając w kierunku domostwa Gleefulów.
— Boisz się ich? — spytałem z przekąsem, na co Cipher natychmiast spiorunował wzrokiem.
— Dzieciaku, ja niczego się nie boję. Z łaski swojej, nie drocz się ze mną dzisiaj, bo nie mam na to ani czasu, ani ochoty — syknął jadowicie i wyciągnął nagląco z kieszeni spodni jedną ze swoich dłoni.
Przełknąłem ciężko ślinę. Dobra, faktycznie lepiej go było nie drażnić, ponieważ ewidentnie był strasznie nie w nastroju. Dlatego też zamilkłem, a po chwili wahania spowodowanego wspomnieniami z przeszłości, złapałem za jego rękę. Momentalnie zakręciło mi się w głowie, zaś przed oczami zatańczyły rozmaite kolory.
Parę sekund później moje nogi zetknęły się z ziemią. Od razu, odruchowo, rozejrzałem się wokoło, próbując skojarzyć miejsce, do którego Trójkąt mnie przeniósł. Powierzchownie była to zwykła polana, lecz wypadała wyjątkowo... Znajomo.
Rozglądałem się z uwagą, w duchu próbując połączyć fakty, szczegóły, ale nic mi nie przychodziło na myśli. 
— Pines — upominający ton blondyna przywrócił mnie na ziemię.
Zaraz podniosłem spojrzenie w jego kierunku. Cipher krzyżował swobodnie dłonie na piersi, opierając się o jakąś figurę. Przyjrzałem się jej i w tym momencie zalał mnie zimny pot, a serce zdecydowanie zgubiło na chwilę swój stały rytm. Czyż to nie był ten sam kamienny posąg, który latami tkwił w moim wymiarze?
Widząc uniesioną brew Billa, otrząsnąłem się ze swoistego szoku. Zapewne nie przyszliśmy tutaj zachwalać stare dzieje i urządzać sobie wspominki nad jego podobizną umieszczoną również w świecie przeciwnym. Nie pozostawało mi więc nic innego, ja tylko rozsiąść się na spróchniałej kłodzie powalonego drzewa oraz zacząć słuchać tego, co blondyn miał do powiedzenia.
Czas mijał, a moje oczy rozszerzyły się w końcu w swego rodzaju szoku. Spokojny, acz zarazem ociekający w jad głos Ciphera przeszywał powietrze. W końcu demon umilkł, urywając swój monolog. Przymknąłem powieki, kręcąc głową. Wszystkie kolory uciekły z mojego oblicza, zaś moje dłonie zaczęły się trząść oraz pocić, czemu zawtórował gwałtowny skręt żołądka. Wszystko przez potężny niepokój z tym, że Bill nawet nie przeszedł do sedna sprawy.
— Więc twój brat zniknął bez śladu? — zapytałem zduszonym tonem. Chcąc nie chcąc, zdołałem Williama polubić, więc kryło się za tym swego rodzaju zmartwienie, ale... To nie było kluczowe. Kluczowe było to, że puzzle w mojej głowie zaczynały tworzyć w jakimś stopniu spójną układankę.
— Teoretycznie tak — westchnął, odpychając się od kamiennego tworu. — W praktyce nie — wraz z tymi słowami roześmiał się głośno przez co ciarki przebiegły po moim ciele. — Pamiętaj Sosenko, rzeczywistość to iluzja i nic na tym wszechświecie nie jest takim, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka — dodał, jakby nigdy nic siadając tuż obok mnie. — To takie zabawne, że jestem minimalnie skazany na ciebie, Pines. Pieprzone paradoksy — wysyczał już wiele chłodniej, przez co mimochodem przysunąłem się znacznie bliżej kory jednego z drzew i oparłem o nią plecami. Momentami miałem wrażenie, że demon najchętniej wyrządziłby mi krzywdę, gdyby nie parę niedawnych czynników, dlatego też... bezpieczniej dla mnie trzymać go na jako taki dystans.
— Wracając — zaczął już w bardziej neutralnym tonie. Sięgnął za kamizelkę, spod której wyciągnął niewielką, szklaną kulę wielkości jego ręki.
Uniosłem brew w górę. A ten co? We wróżkę chciał się bawić? Nie skomentowałem tego jednak w tak uszczypliwy sposób, bardziej woląc się skoncentrować na jego słowach oraz mając na uwadze fakt, jak wielkie humorki posiadał obecnie. Nie, żeby nie miał ich normalnie, ale dziś przebijał samego siebie.
— Przeszedłem przez kilkanaście wymiarów, setki tysięcy umysłów z moimi wspaniałymi marami i mniejszymi demonami — kontynuował. — W ostatnim czasie poznałem tak wiele nic nieznaczących snów oraz wspomnień, byle znaleźć jego ślad. I wiesz co? — spojrzał w moim kierunku. — Los chciał, że dotarłem do ciebie, kochaniutki —  uśmiechnął się przekornie. — Łap! — nagle rzucił w moją stronę tamtą kulę. 
W ostatniej chwili udało mi się ją chwycić w locie. Usiadłem już całkiem prosto i spojrzałem na niego pytająco, nie rozumiejąc zbyt o co chodziło. Wskazał znacząco w stronę przedmiotu, szczerząc się od ucha do ucha. Przełknąłem ciężko ślinę, aż w końcu zdecydowałem się spojrzeć na nią. Wraz z tym, Trójkąt przeniósł się za moje plecy. Oparł dłonie tuż na moich ramionach, przez co delikatnie się spiąłem.
Niemniej z chwilą zerknięcia w kulę takie szczegóły przestały być jakkolwiek ważne. W takowej przez parę sekund kłębiła się mgła, ewentualnie gęste chmury. Lecz prędko zaczęły ustępować, odsłaniając czarne, zniszczone sylwetki drzew, których już od dłuższego momentu nie oświetlało słońce. Przed tym niezbyt przyjemnym krajobrazem zatańczyło czarne pióro, a kruk — jak strzała — przemknął nad lasem, lecąc w kierunku starego zamczyska. 
Pokręciłem przecząco głową z niedowierzaniem. Te obrazy były znajome. Zbyt znajome. Nagle głos Ciphera przerwał ciszę.
— Istnieją dwie opcje. Albo posiadasz dar zwany proroczymi snami, albo... Will w ten sposób zostawił nam wskazówkę.
— Nic nie rozumiem — wyszeptałem w mocnym szoku. Dałbym sobie głowę uciąć, iż demon po tych słowach właśnie przewrócił oczami.
— Sosenko, to nic trudnego. Rusz głową — zamruczał przy moim uchu i owinął sobie wokół palca jeden z moich loków. — W końcu raz było tak, że wyśniła ci się śmierć twojej siostry, czyż nie? — wzdrygnąłem się na to wspomnienie. — To są właśnie prorocze sny... — dodał w ramach sprostowania. — Ale nie ukrywając, bardziej obstawiam wersję, że mój brat podesłał ci ten sen. Może być osłabiony, ale dla mistrzów mar naprawdę niewiele potrzeba, by wykreować coś podobnego, zwłaszcza jeżeli ma się praktycznie pod ręką... Cudze przeciwieństwo.
Wtedy właśnie do mojej głowy w pełni dotarła ta jedna, jakże znacząca informacja. Dipper Gleeful zniknął. Jeżeli iść tym pokrętnym tokiem myślenia Ciphera, został z jakiegoś niejasnego powodu złapany razem z Willem przez Dan Demonium.  
— Problemem albo zaletą przeciwieństw jest ich specyficzna, nierozerwalna w przyrodzie więź — kontynuował, ale prawdę mówiąc nie słuchałem już tego tak uważnie. Nawet nie dostrzegłem, kiedy przeniósł się tuż przede mnie. — Gdyby spojrzeć na klasyczne przypadki, ta więź znaczy na przykład chorobę lub, co bardziej fascynujące i intrygujące, śmierć o tym samym czasie, tej samej porze oraz w tym samym wieku. Wasza natomiast jest wiele razy głębsza od standardowego schematu, zważając na chociażby sam fakt waszego spotkania w jednej rzeczywistości. Już nie wspominając o typie relacji, jaki sobie zbudowaliście. Ale może... Lepiej się w nad tym nie rozwodzić? Mógłbym ci dać wielogodzinny wykład o tej filozofii, a zapewne i tak byś tego nie pojął swoim małym móżdżkiem — wraz z tymi słowami otrzymałem pstryczek w nos.
Mimo to, skupiłem się, analizując w duchu to wszystko. Aczkolwiek na moje usta cisnęło się jedno kluczowe pytanie:
— Po co? Po co porwał również Gleefula?— wymamrotałem.
— Nie mam pojęcia.
Wtedy tylko zagryzłem wargę. Bill Cipher bezradnie w tym aspekcie rozłożył ręce, a niby był istotą, która wiedziała o wszystkim. Lecz nie miałem sił, aby mu dopiec. Nie teraz. Potrzebowałem zebrać myśli. Do kupy. Te wszystkie informacje stanowiły potworny chaos.
Niemniej moje rozmyślania przerwał jego głos:
— Potrzebuję twojej drobnej pomocy.
Ledwo, z wyraźnym wysiłkiem, przeszło mu to przez gardło, a ja mogłem jedynie wytrzeszczyć oczy. Nigdy w życiu nie przypuszczałbym, że właśnie ten zarozumiały, arogancki demon poprosi mnie o cokolwiek.
— W czym?
— W uwolnieniu ich, dzieciaku — pacnął mnie lekko w głowę. — Skup się.
— Staram się! — syknąłem z lekkim oburzeniem.
— To staraj się bardziej, Pines. Nie będę ci tłumaczył każdego szczegółu przez cały dzień — prychnął w odpowiedzi.
— Co mam zrobić? — zapytałem, wbijając w końcu wzrok w swoje kolana.
Więc Will został porwany, Dipper też, być może nawet w tym samym czasie. A jedyną wskazówką do ich odnalezienia niespodziewanie stały się moje sny o tamtym jednym konkretnym miejscu.
— Pomóż mi znaleźć zamek z twojego snu. Z pewnością ta lokacja znajduje się gdzieś w twoim świecie, skoro seria zgonów jeszcze się nie skończyła. Chcę ją sprawdzić... Na wszelki wypadek — oznajmił zdeterminowanym tonem z błyskiem szaleńca w oku.
Uśmiechnąłem się subtelnie. Czyli nie zbadał moich wspomnień zbyt dokładnie. Albo inaczej... W porywie emocji pochwycił się pierwszej lepszej szansy na odnalezienie Willa, jaka tylko wyłoniła się na horyzoncie.
I nie żebym mu się dziwił, bo obecnie byłem w stanie go zrozumieć aż za dobrze.
— Tak się składa, że wiem, gdzie to jest — podniosłem się z miejsca.
Dumna sylwetka Ciphera stała wyprostowana, nie ruszając się o krok. Krzyżował ręce na piersi, wciąż spoglądając na mnie delikatnie z góry. Czysty pan i władca świata, rzecz jasna wyłącznie w swoim mniemaniu.
— Pomogę ci jak tylko będę mógł, ale... Pod paroma warunkami.
— Zaczyna się — westchnął sam do siebie z wysokim podirytowaniem wymalowanym na twarzy.— Mów, Dipper. Tylko się streszczaj.
— Po pierwsze... Nie będziesz nękał mojej rodziny, ani tym bardziej mnie — na te słowa Bill wywrócił okiem, jakby zamierzając się zaraz ironicznie odgryźć. I z jednej strony wcale mu się nie dziwiłem, bo w zasadzie już dawno nie działał na moją realną szkodę. Chyba, że wliczyć w to jego chore oraz nieśmieszne żarty. — Po drugie, pomożesz także mojemu chłopakowi — tutaj przybrałem ostry i stanowczy ton. 
Mina Ciphera momentalnie zrzedła. Naprawdę nie przepadał za Gleefulem, ale to już nie było ani moją sprawą, ani tym bardziej moim problem tylko jego.
— Niech będzie, Sosno.

ReversesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz