PoV. Will Cipher
- Bill! Nie odchodź! Bill! Proszę... Przecież o-obiecałeś, że n-nigdy m-mnie nie z-zostawisz... - załkałem, robiąc kolejne, żmudne kroki wgłąb lasu.
Cicho wierzyłem, że on jeszcze wróci, przytuli, uśmiechnie się... Powie, że będzie dobrze, że przecież mnie kocha i że nie pozwoli mnie skrzywdzić już nigdy więcej. Bo kocha, prawda? Prawda, że tak? On zawsze wracał. Dlaczego teraz miałoby być inaczej? Chyba, że mu się znudziłem? Ale nie... On? On nie był taki! Przecież on nie był zły - to świat był zły, ale nie on. Nie mój Bill, nie ten prawdziwy on! Nie ten, który codziennie przez setki lat potrafił mi szeptać na ucho tak słodkie i czułe słowa, przez które nie raz paliłem się ze wstydu. Wielokrotnie słyszał, że tak nie powinno być. Zlewał ich wszystkich, pokazując wszystkim, ile nas łączyZapadał zmierzch. Bardzo szary, ponury zmierzch w świecie, który uważałem za swój dom.
Czułem na sobie palące spojrzenia. Raz na jakiś czas po tłumach rozchodziły się szepty, które wprawiały mnie w jeszcze większe zdenerwowanie.
Ile ich było? Setki? Tysiące? Całe "społeczeństwo" - o ile tak można było nazwać to zbiorowisko złożone ze wszystkich "mieszkańców" naszego wymiaru - oraz demony najwyższej rangi z sąsiednich światów.
Stałem na baczność, dwa metry za przemawiającym Billem. Bałem się drgnąć. Moje demoniczne serce biło niespokojnym rytmem, a w gardle tkwiła wielka gula. Stres zżerał mnie od środka, jak gdybym miał tam odegrać jakąś ważną, istotną rolę, co nijak miało się do rzeczywistości.
- No to już, moi drodzy! Oklaski dla naszej małej gwiazdy pokoju, której światło omal nie zgasło! - lekko zdziwiony spojrzałem na Billa, który wystawił w moją stronę rękę. - Śmiało, Will. - dodał, używając swojej normalnej tonacji głosowej.
Do moich uszu po chwili doleciał wiwat od strony ludu. Mój słaby uśmiech, który posłałem w ich stronę dosyć szybko zniknął.
Nawet z tej odległości byłem w stanie dostrzec postać ubraną w czarne szaty, która stała pod drzewem i opierała się o jego korę. Wzdrygnąłem się, widząc krzywy uśmiech rzucony w moją stronę spod kaptura. W mgnieniu oka zniknął, rozpłynął się w powietrzu. Może to mój umysł płatał mi figle? Może to był tylko mój największy koszmar odbity w rzeczywistości?
- Will? - z powrotem spojrzałem na mojego bliźniaka i na jego dłoń. - Chodź tutaj.
Nim się obejrzałem blondyn sam chwycił mnie za rękę i przyciągnął w swoją stronę. Lustrował mnie swoim przenikliwym spojrzeniem.
Bill... On zawsze widział więcej, niż reszta. Nie musiałem nic mówić, by wiedział. Cisza - to ona zbudowała od podstaw naszą relację. To od niej się zaczęło.
Wszystkie tamte drobne pocałunki i czułe gesty... Były trudne do przyjęcia. Nie zasługiwałem na niego, ale on uparcie chciał przy mnie zostać. Nie miał zamiaru pozwolić mi od tak sobie odejść. Cóż... Udało mu się. Przestałem tonąć, ale jak on tak mógł? Jak mógł tak po prostu ignorować węże pełzające po moim ciele?
- William Cipher! William Cipher! Servatis a periculum!** William Cipher!
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, którą Bill natychmiast starł kciukiem. W moim gardle pojawiła się jeszcze większa gula, niż wcześniej. Wiedziałem, czego oczekiwali... Liczyli na jakieś przemówienie z mojej strony, ciepłe słowa, które miałyby przynieść nadzieję. Nie potrafiłem. Psychicznie nie byłem na to gotowy. Mieli słuszność, licząc, że może coś powiem. Nie pokazywałem się publicznie przez kilkaset lat. Część z nich nigdy nie miała szansy, by mnie zobaczyć na własne oczy.
Chciałem się cofnąć, ale mój brat zatrzymał mnie w miejscu, kładąc rękę na moim biodrze. Zarumieniłem się lekko, zdając sobie sprawę, że byłem trochę za blisko. Kątem oka dostrzegłem zaciekawienie malujące się na twarzach niektórych demonów znajdujących się centralnie przed sceną.
- Bill? - szepnąłem, wyrywając go z zamyślenia.
Trochę zdziwiony popatrzył na mnie, po czym spojrzał na tłum. Na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. Już wiedziałem, że coś kombinował, choć nie miałem bladego pojęcia, co mogło mu chodzić po głowie. Społeczność zaczęła się stopniowo uciszać.
- Nim wraz z Willim zejdziemy z tej sceny, chciałbym wam coś jeszcze powiedzieć. - rzucił w ich stronę. - Wiem, kochani, że liczyliście na występ mojego Błękitka, ale muszę was rozczarować. - z powrotem spojrzał na mnie - Obawiam się, że mój skarb nie jest jeszcze gotowy na to by do was przemówić. Nasza przeszłość nie jest barwna, szczególnie ta należąca do niego. Możecie sobie mówić o nim, co tylko chcecie - macie prawo plotkować i snuć legendy, tym bardziej że część z was najzwyczajniej w świecie nigdy go na oczy nie widziała, ale proszę was o jedno - nie oceniajcie go zbyt powierzchownie. Ta krucha i nieśmiała istotka podbiła moje serce. Tak, dokładnie tak! Nie przesłyszeliście się! A anioł zemsty, który z całą pewnością jest pośród nas niech wie, co stracił, bo teraz... - jego dłoń powędrowała na mój kark - teraz to jest moja Księżniczka. Nikt cię już nie skrzywdzi. - zwrócił się do mnie. - Obiecuję ci to.
- B-Bill, my n-nie możemy... Nie powinniśmy... Ja...
Wstrzymałem oddech, patrząc w jego oko, które było nienaturalnie blisko. Policzki zaczęły mnie palić żywym ogniem. Miałem szczerą ochotę zapaść się pod ziemię, gdy usłyszałem szepty tłumu. Nie pocałował mnie - jeszcze.
- A kto mi zabroni? - spytał cicho, tak bym tylko ja to usłyszał - Ty kochasz mnie, ja kocham ciebie - nie widzę problemu.
- On mnie zabije... - szepnąłem.
- Nie, bo to ja pierwszy zamorduję jego. - cmoknął mnie w usta ku zdziwieniu naszego otoczenia.
Chwilę potem podniósł mnie trochę do góry, tak że mimochodem musiałem oprzeć dłonie na jego ramionach. To wywołało jeszcze większą burzę, tym bardziej że byliśmy "na wizji".
- Bill, przestań! - pisnąłem, gdy chwycił mnie tak jakbym był jego panną młodą.
- Nic z tego, Błękitku! - powietrze przeszył jego śmiech.
Spiąłem się, gdy ponownie mnie pocałował tylko tym razem dłużej. Niepewnie to oddałem, mimo swoich złych przeczuć...
CZYTASZ
Reverses
FanfictionDipper Pines i Dipper Gleeful to dwa, naturalne przeciwieństwa. Są rzeczy, które ich dzielą, ale są też rzeczy, które ich łączą. Bill Cipher i Will Cipher to bracia, o różnych osobowościach. Żyć bez siebie nie mogą i to bardzo dosłownie. Co się sta...