Part 4

265 15 8
                                    

Staliśmy pod domem Zoey czekając na nią z niewielkim zniecierpliwieniem. Napisałem do niej dwie wiadomości mówiące, że czekamy i żeby ruszyła swoje dupsko. Nawet mi nie dopisała, jędza jedna. W końcu po bezsensownym przeliczeniu kostek w chodniku przed jej domem dziewczyna wyłoniła się zza brązowych drzwi targając z sobą średniej wielkości sportową torbę. Wyskoczyłem z auta i zabrałem od niej bagaż uśmiechając się szeroko, co odwzajemniła. 

 - Gotowa? – zapytałem otwierając bagażnik. Popatrzyła na mnie niepewnie. Zmarszczyłem brwi widząc jej dziwną minę. Powoli pokręciła głową. – Jak to? 

 - Stresuję się. Wiesz, tym mieszkaniem z „takimi" – narysowała cudzysłów w powietrzu – dziewczynami. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz. 

 - Jasne. – podrapałem się po karku. – Ale chyba mówiłem ci, że nie będę odstępował cię na krok, co? Tak robią przyjaciele Zo! 

 - Zo? – jej twarz przybrała zaskoczony wyraz. Zaśmiałem się nerwowo i już miałem przeprosić za to głupstwo, ale ona przerwała mi uśmiechając się lekko. – Nie. Tak jest ładnie. 

 - Chodźcie już, bo zaraz się spóźnimy! – krzyknął mój tata z samochodu. Zamknąłem klapą bagażnika. Doskoczyłem do Zo w chwili kiedy łapała za klamkę. Popatrzyła na mnie jeszcze bardziej zaskoczona niż wcześniej, a ja spuściłem wzrok na asfalt i otwarłem jej drzwi. Trochę to krępujące, ale powinienem zachowywać się jak dżentelmen. A przynajmniej tak myślałem. Zoey również spuściła wzrok na dół i wsiadła do auta. Zauważyłem na jej bladej, piegowatej twarzy uśmieszek i lekki rumieniec. Ostatnio dziwnie się zachowuje.


Poczułem jak Zack szturcha mnie w ramię. Zdjąłem słuchawki i popatrzyłem na niego pytająco.

- Chyba twoja koleżanka nie ma z kim siedzieć. – powiedział odgryzając głowę zielonego żelkowemu misiowi. Spojrzałem w kierunku przednich siedzeń autokaru. Zoey stała pomiędzy dwoma rzędami ściskając w rękach czarny plecak i rozglądając się niepewnie. 

 - Kto siedzi sam?! – krzyknęła Lawson. Co za głupek dał jej rolę opiekuna naszej wycieczki? Obejrzałem się do tyłu. Jedyne wolne miejsca znajdowały się tuż przed ostatnimi, gdzie siedziały cheerleaderki. Niedobrze. 

 - Mam tam usiąść? – zapytał Zack wgapiając się w telefon. 

 - Co? Serio mógłbyś? – nie dowierzałem własnym uszom.

 - Stary, widzę jak na nią patrzysz, okej? – westchnął. – Wiesz, że jestem twoim przyjacielem i nie obiorę ci takiej okazji.

- Niby jak na nią patrzę? – zmarszczyłem brwi. Nie patrzę na nią. – Nieważne. zmiataj i dziękuję. Jakoś ci się odwdzięczę, obiecuję. 

 - Jasne. Do zobaczenia w Italii. – powiedział uśmiechając się szeroko. Zabrał wszystkie swoje rzeczy i przesiadł się do dziewczyn. Od razu usłyszałem piski Cindy, a gdy spojrzałem w ich stronę ta pinda już siedziała mu na kolanach. Pokręciłem głową i pomachałem w kierunku Zo. Popatrzyła na mnie zdziwiona i prawie biegiem dotarła na miejsce obok mnie. Rzuciła plecak na podłogę i przytuliła mnie. 

 – Już myślałam, że będę musiała z nimi siedzieć. Dziękuję. – wyszeptała do mojego ucha. Uścisnąłem ją lekko zaciągając się jej zapachem. Jagodowe cukierki i cynamonowe mydło. Pięknie. 

 - Nie dziękuj mnie, tylko Zackowi. – uśmiechnąłem się. Otworzyła plecak i zaczęła w nim grzebać. 

 – To chyba jednak powstrzymam się od podziękowań. – prychnęła. Wyciągnęła paczkę tych samych cukierków co zawsze i położyła ją sobie na kolanach wracając do wcześniejszego zajęcia. 

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz