Dwadzieścia lat później
- Sara miałaś wyciągnąć pranie z suszarki! Prosiłam! - krzyknęła Zoey. Zerknąłem znad książki na brunatnowłosą piękność siedzącej z nosem w telefonie na fotelu naprzeciw mnie.
- Sara, idź pomóc mamie. - powiedziałem spokojnie.
- Ale tatoooo... - jęknęła przeciągle. - Przecież nie mogę pisać z Janine i Christopherem i wyjmować pranie w tym samym czasie.
- Napisz im, że nie możesz gadać przez piętnaście minut. Dosłownie, piętnaście. - uśmiechnąłem się łagodnie. Popatrzyła na mnie badawczo, westchnęła, zastukała w klawiaturę i odłożyła komórkę na stolik.
- Sara! - w głosie Zo wyraźnie było słychać zdenerwowanie.
- Już przecież idę nooo! - odkrzyknęła jej pyskata córeczka. No cóż, trochę ją rozpuściłem. Trochę bardzo.
- Cześć tato! - do domu wpadła pełna życia, ruda, piegowata siedmiolatka. Wdrapała się na moje kolana i zarzuciła mi ręce na szyję mocno ściskając.
- Frankie udusisz mnie! - zaśmiałem się.
- Frankie, dziecko moje kochane, zdejmuj buty, bo pobrudzisz podłogę. - westchnęła Zoey, która pojawiła się przy nas nie wiadomo skąd. - I sweter też zdejmij, od razu załatam ci tą dziurkę na łokciu.
- Już sobie załatałam mamo. - dziewczynka zeskoczyła sprawnie z moich nóg, zrzuciła różowe sandały i odniosła je posłusznie do korytarza.
- Jak to sobie załatałaś? - Zoey kucnęła przy Franki z przerażeniem w oczach. Obserwowałem z bezpiecznej sytuacji jak rozwinie się ta dziwna, ale normalna dla naszej rodziny sytuacja.
- Weź już nie kłam rudzielcu. - nagle w pokoju pojawiła się Sara. Coraz bardziej denerwuje mnie to, że pojawiają się znikąd.
- Nie nazywaj tak siostry, tyle razy powtarzam! - upomniała straszą córkę mama, za to młodsza wystawiła siostrze język. - Dlaczego mówisz, że kłamie?
- Bo to ja jej to załatałam, a nie ona. - wzruszyła ramionami Sara sięgając po telefon. Zoey spojrzała na krzywy szew na rękawie czerwonego sweterka. Spojrzała na Sarę szukając jakiegokolwiek śladu kłamstwa. Nic. Wzrok na mnie, ja wzruszam ramionami również nie wiedząc, że nasza córka potrafi szyć.
- Nie trzeba poprawiać. Idź umyj ręce i siadamy do stołu. - powiedziała Zo i cmoknęła Frankie w czoło. Mała pobiegła szybko po schodach do łazienki. - Możesz tu przyjść Milo? - usłyszałem z kuchni. Podniosłem się szybko i ruszyłem w stronę kuchni. Stanąłem za swoją żoną i delikatnie pocałowałem ją w kark. Uśmiechnęła się bardziej do spaghetti, które nakładała na talerze niż do mnie.
- Nakryjesz od stołu? Pójdę po Willa i zjemy, dobrze? - zapytała podając mi talerze.
- Oczywiście skarbie. - wykonałem polecenie, a dziesięć minut potem siedzieliśmy w piątkę przy stole, całą rodzinką. Will jak zwykle kręcił się na wszystkie strony na kolanach mamy. - Może dzisiaj ja go nakarmię, co?
- Lepiej nie. Jest jakiś markotny, jeszcze cię opluje. - zaśmiała się Zoey wycierając naszemu synkowi policzki.
- Mamo, a ty jak byłaś mała to też tak plułaś? - zapytała Frankie wciągając makaron.
- Mówiłam ci przecież, że nie pamiętam, kwiatuszku. - uśmiechnęła się łagodnie odpowiadając.
- Moje koleżanki mówią, że na podstawie historii waszej miłości powinna powstać jakaś komedia romantyczna. - wtrąciła Sara patrząc na mnie z widelcem w ustach.
- Mają rację. - zaśmiałem się. - Twoja mama jest bardzo dzielna.
- Dzielna? - Zoey spojrzała na mnie zaskoczona.
- Jasne. I wyjątkowa. Pewnie reszta dziewczyn na tej planecie uznałaby mnie za jakiegoś szaleńca, a ty? Uwierzyłaś mi na tym oddziale i zaufałaś, dałaś mi szansę bym mógł rozkochać cię w sobie ponownie. - uśmiechnąłem się ściskając delikatnie jej rękę.
- I ci się udało. - uśmiechnęła się. - I pomimo tego, że nie pamiętam jak to było na początku... to kocham cię całym sercem, a ty mnie jeszcze bardziej. - i w tym momencie zauważyłem łzy w jej oczach. Nachyliłem się do niej i pocałowałem ją. Długo i czule.
- Fuuuuj! - jęknęła Sara.
- Ble! - zaśmiała się Frankie. Nawet Willowi się udzieliło, bo zaczął pluć makaronem po całym stole. Zaśmiałem się odrywając usta od jej cudownych ust. Zaczęła ścierać sos z twarzy małego urwisa i besztać go za plucie. Szczerze? Tak to sobie właśnie wyobrażałem. Jesteśmy po trzydziestce, mamy trójkę cudownych dzieci, super pracę i duży dom z ogrodem. Co roku na wakacje jeździmy nad morze, jemy gofry z owocami i narzekamy na silny wiatr. Jesteśmy rodziną jak każda inna, choć historia moja i Zoey jest inna niż wszystkie. To historia o cudownym, bezgranicznym zaufaniu jakim mnie obdarowała i walce. Mojej walce o naszą wspaniałą miłość.
***
Bożę to już koniec!!!! Ale się jaram!!! Kocham tą opowieść!!! Kocham moich wspaniałych, cudownych i niepowtarzalnych czytelników!!! Dziękuję, za wszystkie gwiazdki, odsłony i komentarze ♥♥♥ Były naprawdę napędzające :) I dziękuję za to, że choć ostatnio nie miałam w ogóle czasu pisać to Wy i tak zostaliście z Milo i Zoey! ♥ Kocham i dziękuję!
Ps: przypominam o nowym opowiadanku, które pojawi się już, już za niedługo! :)))
Zuzanka xoxo
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomantizmPrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...