POV. Milo
Cholernie się przestraszyłem gdy Elena wyrżnęła o asfalt. Swoją drogą to dziwne, że nie miała ochraniaczy. Obejrzałem parę razy zadrapania, kupiłem jej wodę i zapewniałem, że to nic takiego i że amputacja będzie tu zbędna. Ale ona pomimo tego płakała i cały czas mówiła, że bardzo ją boli. Widziałem, że Zoey zalewa krew za każdym razem kiedy dotknąłem blondynkę. Przewracała oczami, prychała, szturchała mnie łokciem... Wiem, że ta sytuacja nie za bardzo jej się podobała, ale mogłaby być trochę milsza. W końcu Elena to moja koleżanka. Odprowadziliśmy ją do domu, a potem szybko ruszyliśmy do mnie. Zoey przez cały czas była jakaś blada i małomówna.
– Hej. – szturchnąłem ją kiedy staliśmy na światłach obok bramy parku. Popatrzyła na mnie marszcząc brwi. Ewidentnie coś było nie tak. Coś strasznie ją męczyło, a ona nie chciała mi o tym powiedzieć. – Co jest?
- A co ma być? – prychnęła naciągając na głowę kaptur. Oho, to coś większego. Obróciłem ją do siebie twarzą i złapałem ją za ręce. Uniosłem brwi czekając na wyjaśnienia. Przewróciła oczami i wyrwała mi dłoń chowając ją do kieszeni. Ale tylko jedną. Nie zrozumiałem tego gestu. Gdyby nie chciała ze mną rozmawiać wyrwałaby obie. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w policzek.
- Powiedz mi. Nie mogę na ciebie patrzeć gdy się czymś zadręczasz. – szepnąłem jej do ucha. Przytuliła się do mnie i westchnęła.
- Nie możesz się z nią spotykać. W ogóle. – powiedziała stanowczo. Odsunąłem ją do siebie, żeby spojrzała mi w oczy. Widząc jej totalnie poważną minę zaśmiałem się słabo. – Mówię poważnie. Ona cie wykorzystuje i ma wobec ciebie, że tak to ujmę, złe zamiary.
- Niby jakie? – zaśmiałem się. Nie wierzyłem w to, co mówiła. Okej, dobra, rozumiem, jest zazdrosna, ale żeby wymyślić jakieś „złe zamiary"? W sumie to mogłoby być zabawne, chciałem tego słuchać.
– Kiedy poszedłeś kupić jej tą zasraną wodę zaczęła pieprzyć do mnie jak jakaś psychopatka. Mówiła, że wywaliła się specjalnie, że wróciła ze Stanów tylko dla ciebie, że chcę cię zabrać ze sobą, bo tam czuła się bardzo samotna i za tobą zatęskniła. – mówiła powoli i spokojnie, co jeszcze bardziej podkreślało jej powagę. Wybuchłem śmiechem. To, co wygadywała było po prostu komiczne. Popatrzyłem na nią zakrywając ręką usta. Spojrzała na mnie wściekła i zszokowana moją reakcją.
– Co cię tak bawi!?
- Ty i twoja zazdrość! Zo rozumiem, że nie lubisz Eleny, ale żeby wymyślać takie pierdoły? Przesadzasz. – uśmiechnąłem się. ale to tylko pogorszyło sprawę.
- Ja przesadzam? Pomyśl chwilę. Dziewczyna, która cię zraniła i wyjechała nagle znowu pojawia się w twoim życiu i spotykasz ja na każdym kroku. Nie wydaje ci się to, do kurwy, dziwne?! – krzyknęła.
– Nie! Dziewczyna po prostu chciała mnie przeprosić i odnowić kontakty! Ludzie tak czasem robią, wiesz? – pokręciłem głową z niedowierzaniem. – Zo daj spokój.
- Dlaczego mi nie wierzysz?! Zawsze masz mnie za jakąś zaborczą idiotkę! Fakt, może w większości pieprzę od rzeczy, ale teraz to jest prawda! Milo zrozum, że ona chce sobie ciebie omotać! – krzyczała wściekła silnie gestykulując. Przewróciłem oczami.
- Nie wiem skąd ty bierzesz te pomysły. Naprawdę. – zaśmiałem się gorzko i odwróciłem do niej plecami, żeby rozejrzeć się ile razy przegapiliśmy zielone światło. Spokojnie ze trzy cztery razy.
- Dlaczego ty jej w ogóle bronisz? Złamała ci serce! Zdradziła cię! Nawet nie wiesz co mówiła o tobie za twoimi plecami! – krzyczała rozpaczliwie szarpiąc za brzeg mojej koszulki. Odwróciłem się gwałtownie i wbiłem w nią wściekłe spojrzenie. Przez moment dało się zauważyć na jej twarzy strach, ale zaraz wróciła determinacja i zawziętość połączona z wściekłością.
- Olśnij mnie. – warknąłem patrząc na nią spode łba.
- Jasne, proszę. – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się fałszywie – słodko. – Mówiła, że nie stanowię dla niej przeszkody, bo ty latasz za nią jak szczeniak. Że nie ruszały jej twoje ckliwe teksty, nie spełniałeś jej wymagań, więc cię zdradziła. Nie wystarczałeś jej. – prychnęła. Spojrzałem na nią zdezorientowany. Nie wystarczałem? Co? Jak to? Tego było już za wiele.
- Zostaw mnie. – powiedziałem i ruszyłem przez jezdnię. – Nie chcę z tobą rozmawiać.
- Bo co? Bo powiedziałam ci co ona o tobie sądzi?! – krzyknęła jadąc za mną. – Gdybyś nic do niej nie czuł nie obchodziłoby cię jej zdanie! Liczyłabym się tylko ja! – głos jej się załamał. Wiedziałem, że płacze łamiąc za skrawek mojej koszulki. Wyrwałem się szybko i ruszyłem do przodu najszybciej jak mogłem. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie chciałem rozmawiać z nikim. Chciałem być sam.
- Synku? – poczułem, że mama siada na łóżku i głaszcze mnie po plecach. – Gdzie jest Zoey? Nie przyjechała z tobą i nie mam jej do tej pory. Martwię się.
- Daj mi spokój. – burknąłem z twarzą schowaną w poduszce. Westchnęła, wstała i opuściła pokój. Miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Nie obchodziło mnie co robi teraz Zoey, gdzie jest i z kim. Gówno o mnie wie i nie powinna była tak kłamać. Ale co jeśli to nie kłamstwa? Jeśli Elena naprawdę tak mówiła? Okej, Zoey miała rację, to, że Elena tak nagle znowu pojawiła się w moim życiu było podejrzane. Ale ona taka nie jest. Nie mogłaby powiedzieć o mnie takich rzeczy. Ja jej nie wystarczałem? To jej ciągle nie było. Przekręciłem się na plecy i jęknąłem. To, co mówiła Elena może być prawdą. A nawet jest, a nie może. Gdzie jest Zoey? Co robi i z kim? Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pokoju. Zatrzymałem wzrok na drzwiach czekając aż się otworzą, a w nich stanie mój skarb. Ale przecież nic takiego się nie stanie. Milo, idioto! Zostawiłeś ją w środku miasta o dziewiątej wieczorem! Coś mogło jej się stać. Zakryłem twarz dłońmi. Zacząłem się dusić zastanawiając się, w którym szpitalu leży. Wstałem gwałtownie i zacząłem się ubierać. Chwyciłem za telefon i zbiegłem na dół.
- Gdzie ty idziesz?! Jest pierwsza w nocy, Milo! – zawołała mam idąc za mną do korytarza.
- Muszę ją znaleźć. Nie idź ze mną. Bądź w domu na wypadek, gdyby wróciła. – powiedziałem spanikowany, ucałowałem mamę w czoło i wyszedłem na chwiejących się z strachu o Zoey nogach na zewnątrz. Zacząłem gorączkowo do niej wydzwaniać, ale nie odbierała. Jasne zjebie! Przecież to oczywiste, że nie odbierze! Powiedziałeś, że nie chcesz z nią gadać! Jestem kurwa niedorobionym złamasem. Zostawiałem w jej skrzynce wiadomość za wiadomością. Po dwóch godzinach bezskutkowego łażenia po parku i mieście usiadłem na ławce zrezygnowany. Ukryłem twarz w dłoniach i zacząłem cicho szlochać. Nie wstydziłem się, pomimo tego, że ostatni raz płakałem jako dziesięciolatek. Ryczałem jak dziecko, kiedy mój telefon zaczął wibrować jak oszalały. Wyjąłem go z kieszeni drżącymi dłońmi i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? – powiedziałem łykając łzy.
- Pan Milo Howard? – głos kobiety był opanowany i słodki.
- Tak to ja.
- Pana numer wyświetlał się jako pierwszy w kontaktach telefonu Pani Zoey Greenland. Zakładam, że jest pan jej bliski i chciałby pan wiedzieć gdzie się teraz znajduje. Otóż jest w szpitalu na Blackstreet 30. Nalegam, żeby się pan tu pojawił. – szpital? Nie. Nie, nie, nie. To nie miało tak być.
- Zaraz tam będę. – rozłączyłem się i ruszyłem biegiem na wskazana ulicę. Nie mogę pozwolić, żeby coś jej się stało.
***
Boże! To już 1k!!!! Jestem taka szczęśliwa i dumna!!!! Kocham Was i dziękuję za tak dużo odsłon i gwiazdek! <333 Nie ukrywam, ale powoli, powolutku zbliżamy się do końca :((( Ale spokojnie! Mam w głowie kolejny pomysł na kolejne opowiadanie! Wszystko się, proszę państwa, tworzy :)
Zuzanka xoxo
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomancePrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...