Zoey siedziała na moich kolanach opierając głowę na ramieniu. Po piętnastu minutach wiercenia się na nich zajęła się rozmową z Dylan o jakimś ruchy w Nowym Jorku. Słuchając niektórych fragmentów zastanawiałem się skąd ten dzieciak wie takie rzeczy. W końcu jednak postanowiłem pójść w ślady Cynthii i założyć słuchawki. Zasłuchałem się w Mozarta wtulając się w ramię i piersi Zo, aż w końcu dojechaliśmy. Wysiedliśmy powoli z auta przeciągając się. pomogłem ojcu wyjąć torby. Wkurzał mnie coraz bardziej, odkąd słyszałem tamtą rozmowę muszę się cały czas opanowywać, żeby nie palnąć mu w twarz.
- No, to teraz ten drugi. – oświadczył kiedy skończyliśmy rozkładać jeden duży namiot, w którym zawsze mieściliśmy się w piątkę. Popatrzyłem na niego spode łba.
- Jaki drugi?
- Chyba nie będziesz spał ze swoją dziewczyną w naszym namiocie? – zaśmiał się. szkoda, że w tej chwili do jego ust nie wleciała żadna mucha i że się nią porządnie nie zakrztusił. – Uzgodniliśmy z mamą, że będziecie spali w osobnym namiocie. Ufamy wam, ale nie nadużywaj tego Milo.
Och nie, spokojnie, nie będę taki jak ty. Wzruszyłem ramionami i zabrałem się za rozłożenie mniejszego namiotu. Kiedy już wszystko było przygotowane na kolejne siedem dni mama zarządziła kąpiel. Przebrałem się szybko i usiadłem obok Dylana na trawie czekając na Cynthię i Zoey. Pierwsza z namiotu wyszła moja siostra. Jak zwykle ten sam jednoczęściowy, niebieski kostium. Związała włosy w kitkę i usiadła obok nas. Po chwili pojawiła się moja piękna, wręcz idealna dziewczyna w skromnym dwuczęściowym stroju, który idealnie podkreślał jej kształty. Pełne piersi, szerokie biodra, wąskie ramiona, smukłe uda. Włosy związała podobnie jak moja siostra. Kiedy zobaczyła, że gapię się na nią bez opamiętanie (czego się nie wstydzę) zakryła się ręcznikiem i zarumieniła. Podszedłem do niej i chwyciłem za dłoń.
- Idziemy? – spojrzałem na rodzeństwo, które od razu po tym ruszyły biegiem w stronę jeziora. – Ślicznie wyglądasz. – szepnąłem do jej ucha muskając wargami płatek jej ucha, przez co na jej nagich ramionach pojawiła się gęsia skórka. To, w jaki sposób reaguje na mój dotyk jest w cholerę podniecające.
- Jasne. Na pewno. – szepnęła jeszcze bardziej zakrywając się ręcznikiem. Wyrwałem jej go z rąk i przewiesiłem przez ramię. – Oddaj natychmiast.
Pokręciłem zadowolony głową, po czym podniosłem ja jak pannę młodą i wbiegłem do wody. Zaczęła piszczeć kiedy jej ciało dotknęło chłodnej wody. Wyrzuciłem ją lekko w górę i upuściłem, żeby zanurzyła się cała. Po chwili wynurzyła się już cała mokra. Otarła oczy i zaczęła kaszleć.
- Zamorduję cię. – wysapała, po czym zaczęła płynąc do mnie kraulem. Niestety, mam taki zajebisty refleks, że zanim zdążyłem zarzucić ręką już przy mnie była. Zacząłem piszczeć jak oszalały i biec po mule w stronę brzegu, ale woda mi tego nie ułatwiała. Zo złapała mnie za ramiona, przyciągnęła do siebie i wdrapała na mnie w taki sposób, że po chwili siedziała u mnie na barana. Wariatka.
- Trzeba było nie zaczynać! – zaśmiała się Cynthia wyciągając rękę do Zo, żeby rudzielec przybił jej „piątkę". Jasne, solidarność jajników.
- Dylan! Ratunku! – krzyknąłem. Zacząłem specjalnie chwiać się na boki, żeby nastraszyć oszołoma, który postanowił wejść mi na ramiona. Nagle poczułem jak para chudych rąk pcha mnie do przodu.
– Cynthia pomóż! Wepchniemy ich do wody! – zawołał Dylan. No nie, troje przeciwko mnie.
- Nie! Jajuż mam dosyć! Nie mów nic więcej! – krzyknął Dylan śmiejąc się głośno. Półgodziny wcześniej poprosił Zo o opowiedzenie mu jakiejś śmiesznej historii zjej życia. W pewnym momencie opowiadania wszyscy leżeliśmy ze śmiechu, nawetrodzice.
-On ma rację Zoey. Cicho siedź, bo wybuchną nam brzuchy. – szepnąłem do jejucha, a ona dźgnęła mnie łokciem w brzuch. Przyciągnąłem ją do siebie obejmującw talii i pocałowałem soczyście i mokro w policzek. Jęknęła z obrzydzenia izaczęła wycierać twarz z mojej śliny. Zaśmiałem się i schowałem twarz w jejwłosach. Nie mogłem zobaczyć jej miny, bo siedziała do mnie tyłem, ale bardzodobrze mogłem ją sobie wyobrazić. Wtuliła się w mój tors i oparła głowę naramieniu.
-Zoey, do jakiej idziesz szkoły? – zapytała moja mama pijąc herbatę z termosu.Złączyłem nasze dłonie i potarłem nosem w jej szyję. Westchnęła cicho.
- University of London. – dokładnietam gdzie ja. Wiemy, że to ambitne i w ogóle, ale mamy nadzieję, że mającsiebie dojdziemy do sukcesu. Będziemy się starać ile sił w kończynach.
-Idziecie tam razem? – tata zerknąłem na mnie, a potem na Zo. Kiwnęła głową zuśmiechem.
-Jesteś pewna, że dasz sobie radę? To bardzo elitarna szkoła. – stwierdziłamama. Zaczyna się.
-Mamo. – syknąłem marszcząc brwi. Popatrzyła na mnie zdziwiona.
-Nie, nie. W porządku. – uspokoiła mnie Zo. – Tak, jestem tego w stu procentachpewna, proszę pani.
– Myślę, żew życiu nie można być aż tak pewnym siebie. Trochę pokory, kochana. – mama uśmiechnęła się fałszywie, a ja przewróciłem oczami. Przecież ona nic nie wie oZo! Jak może mówić takie rzeczy?
-Nawet pani nie wie ile mam w sobie pokory, proszę mi wierzyć. – dziewczynamówiła cholernie przesłodzonym tonem. Ścisnąłem jej rękę chcąc dać jej trochęotuchy.
- Zpewnością. – prychnęła kobieta.
-Carolyn. – ton taty był chłodny i szorstki. Mama poparzyła na niegozdezorientowana. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Oboje nie byli, kurwa,dziwni i do każdego czułem swego rodzaju zawiść. Wstałem z ziemi, naciągnąłemkaptur na głowę i odszedłem. Po chwili Zoey złapała mnie za ramię. Odwróciłemsię i wziąłem ją w ramiona. Przycisnęła mnie swoimi chudymi ramionami dosiebie, a ja powoli osunąłem się na kolana zrezygnowany i bezsilny. Towszystko, co działo się wokół mnie... to mnie przerastało. Dziewczyna klęknęłaobok mnie i ułożyła moją głowę na swojej piersi. Przycisnąłem do niej czoło iwestchnąłem. Zaczęła głaskać mnie po brunatnej czuprynie i po plecach.
– Co się dzieje? – szepnęła.
- Ojciec zdradza mamę. Wdodatku ona cię nie lubi i tłamsi przy każdej okazji.
-Co? – jej powolne, kojące ruchy ustały. – Jak to zdradza? Co masz na myśli?
- To,co mówię. Ostatnio podsłuchałem jego rozmowę. Cytuję: „będę cię jebał do utratytchu suczko". A to i tak nie wszystko. – parsknąłem. – Zo, ja nie wiem corobić. Przecież mama mi nie uwierzy.
– Spokojnie Milo. Musimy myśleć rozważnie... - poczułem jej usta na czole.– Powiemy jej razem. Tylko już nie dzisiaj. Myślę, że jeśli usłyszy to od nas,a nie od samego ciebie to jest trochę większa szanse, że uwierzy.
Uniosłemgłowę i popatrzyłem w jej oczy. To mogło się udać. Może mama w końcu pojmie jaktraktuje nas ojciec i wyniesiemy się z tego pieprzonego domu. Ale jeśli jużbędziemy się przeprowadzać to gdzie? Do dziadków? Przecież oni mieszkają w USA!To po drugiej stronie globu! Dzieli nas pieprzony Atlantyk, cholerne kilometry...jeśli będziemy musieli się wynieść, będę musiał zostawić Zoey. Nie chcę. Pogłaskała mnie po policzku widząc, że się czymś zadręczam.
-Dziękuję, że ze mną jesteś, że nie zostawiłaś mnie pomimo tego pieprzonegoszajsu w domu. – wtuliłem twarz w jej szyję.
-Przecież to nie szajs się liczy. – zaśmiała się. – Tylko my.
***
Przepraszam za dwudniową przerwę :( Przygotowania do szkoły, te sprawy :/
Zuzanka xoxo
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomancePrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...