Part 20

145 8 3
                                    

- Kim była ta dziewczyna? – zapytała Zoey patrząc w okno. Zerknąłem na nią nie wiedząc czego się podziewać. Ciepły jesienny wiatr wpadający przez otwarte okno rozwiewał jej włosy, jednak nie mogłem zobaczyć jej twarzy, bo nawet na mnie nie spojrzała zadając to pytanie. Położyłem rękę na jej udzie i zacząłem kręcić kciukiem kółka na jej skórze, przez co dostała gęsiej skórki. Ścisnąłem ją lekko, a ona strąciła moją dłoń. Westchnąłem cicho. 

 - Dlaczego pytasz? – nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z Zo o Elenie. To zamknięty rozdział w moim życiu. Mój rudy skarb zdołał posklejać moje serce i tylko to się liczy. Ona i ja, nikt więcej (no, może w przyszłości nasze dzieci).

 - Po prostu odpowiedz. – burknęła, a ja jeszcze raz westchnąłem. – Jest kimś ważnym, tak? Kolejna panienka, którą bzykałeś? A może bzykasz, co? 

 - Zoey! O czym ty, do cholery, mówisz? – powiedziałem zdezorientowany jej nagłym potokiem pytań. Bezsensownych pytań. Przewróciła oczami. – Nikogo oprócz ciebie nie bzykam. Przecież wiesz, że odkąd cię poznałem pragnę tylko i wyłącznie ciebie. – znowu położyłem rękę na jej udzie i zacząłem masować je delikatnie. 

 - Wiem, przepraszam. Ale... ty nie widziałeś jak ona na ciebie patrzyła! To cud, że nie rzuciła się an ciebie na tym parkingu! – wzruszyła ramionami splatając nasze dłonie razem. – Czasami po prostu nie wiem, co mam robić z tymi tabunami dziewczyn, które na ciebie lecą. 

 - Co? Jakie tabuny? – zaśmiałem się. – Ja żadnych nie widzę. 

 - Daj spokój. Przecież wiem, że widzisz te dziewczyny, które suną za tobą wzrokiem na ulicy. Tego nie da się przegapić. – prychnęła. 

 - Daj już spokój. – uśmiechnąłem się. Zatrzymaliśmy się przed domem i zaczęliśmy wnosić do domu torby z zakupami. Rzuciliśmy kurtki na wieszak i zdjęliśmy buty. Mama od razu wyrwała nam torby z rąk zabierając się za ich rozpakowywanie i chowanie „różnych rzeczy", których moje młodsze rodzeństwo na razie nie powinno oglądać. Usiadłem na sofie i zacząłem latać po kanałach szukając czegoś, co mogłoby zainteresować moją wymagającą inteligencję. „Słodkie dzieciństwo"! Tak! Okej, może i program opowiada o małych zwierzątkach, a ja może i mam dwadzieścia lat, ale co z tego? Dzieckiem kochającym małe zwierzątka jest się na zawsze! Rozwaliłem się wygodnie na sofie i z zainteresowaniem wpatrywałem się w ekran. Mały buldog Eddie ma już tydzień i właśnie sobie smacznie śpi! Jaki on słodki! 

- Co ty oglądasz? – zaśmiała się Zoey. Opierając ręce o oparcie sofy i zerkając na mnie z góry. – Nie jesteś trochę za stary? 

 - Tak się składa, że nie. – odparłem trochę oburzony. Zerknąłem na nią i uśmiechnąłem się złośliwie. – Przypominam, że to nie ja oglądam po nocach fanarty* z My Little pony. 

 Spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba myślała, że tego nie widzę i śpię. Wybuchłem głośnym śmiechem na widok jej miny, a ona rzuciła we mnie poduszką. 

- Chodźmy na rolki. - uśmiechnęła się. – Dawno nie byliśmy. 

 - Przecież ostatnio byliśmy na spacerze. – westchnąłem. Wiedziałem, że i tak przegram tą potyczkę, ale czemu mam się poddawać vancouverem? – Nie możemy posiedzieć w domu? 

 - Chcesz, żebym przytyła i była gruba, tak? – założyła ręce na pierś i uniosła lekko brew. 

 - Dobra, chodź. – kobiety... nie mogłem dalej kontynuować tej dziwnej wymiany zdań, bo mogłoby skończyć się to dla mnie źle. Nie uważam, że Zoey jest gruba, ale nie mogę powiedzieć, że jest chuda. To znaczy... nie w tym sensie! Po prostu ma zaokrąglenia i kilogramy tam, gdzie akurat jest to potrzebne. Rozumiecie mnie? Zczołgałem się z sofy i poszedłem do pokoju po swój plecak, po czym wsadziłem do niego dwie wody i dwie czekolady. Ruszyłem do korytarza, gdzie Zoey stała już w całym oprzyrządowaniu, to znaczy ochraniacze, rolki, te sprawy. Zacząłem się przygotowywać, a kiedy już wszystko leżało tak jak powinno wyprostowałem się i otworzyłem drzwi. 

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz