POV. Milo
- Rozgość się. W końcu to też twój pokój, bez względu czy go pamiętasz czy nie. - zaśmiałem się kładąc jej torbę na podłodze obok łóżka. - Potrzebujesz czegoś?
Rozejrzała się niepewnie po pokoju, usiadła na łóżku i uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
- Nie. I tak już dużo dla mnie zrobiłeś. - powiedziała zakładając kosmyki rudych włosów za ucho.
- Zrobiłem tyle, ile powinienem zrobić. - odwzajemniłem jej uśmiech i wyszedłem z pokoju. Oparłem się o drzwi plecami i westchnąłem ciężko. Wiedziałem, że przywrócenie jej do dawnego życia będzie ciężkie, ale nie byłem przygotowany na takie słowa. "Jeśli tylko zdołam to poczuć..." To przykre. Wiem, powinienem był przygotować się na takie deklaracje, powinienem wiedzieć, że może mnie nie pokochać, ale nie wiedziałem, nie przygotowałem się. Nie robiąc tego zachowałem się jak głupi, pełen bezpodstawnej nadziei szczeniak. Zszedłem do kuchni rozczarowany własnym zachowaniem.
- Coś nie tak? - Cynthia nagle znalazła się obok mnie. To dziwne, że wcześniej jej nie zauważyłem. Ma teraz fazę ubierania się cała na czarno, a biorąc pod uwagę, że wnętrze naszego domu przeważnie jest jasne, nie trudno jej nie zauważyć. Popatrzyłem na nią zdezorientowany, jakby wybudzony z jakiegoś cholernego snu i po chwili pokręciłem głową. - Robię spaghetti dla siebie i Dylana. Chcecie też?
- Ja nie, dzięki. - odparłem pocierając kark.
- A Zoey? - zapytała nie patrząc na mnie. Schyliła się po folię po makaronie, która upadła jej na podłogę. Wzruszyłem ramionami kiedy na mnie zerknęła, co poskutkowało przewróceniem oczu. Obserwując ją jak krząta się po kuchni zdałem sobie sprawę jak bardzo podobna jest do taty. Miałem na myśli oczywiście charakter. Tak samo często jak on przewracała oczami, prychała i wzdychała kiedy ktoś nie zgadzał się z nią. Wykapany tatuś. - To może, nie wiem, idź ją zapytaj?
- Okej, nie musisz tak pyszczyć małolacie. - odpowiedziałem uśmiechając się szeroko. Posłała mi mordercze spojrzenie znad gotującego się makaronu, a ja szybko wybiegłem z kuchni na wypadek gdyby chciała mnie zabić. Przeskakiwałem po dwa stopnie, a gdy byłem już przy drzwiach lekko w nie zapukałem. Nie słysząc odpowiedzi pozwoliłem sobie wejść. Zoey siedziała skulona na łóżku trzymając w rękach parę karteluszków, a po jej policzkach płynęły łzy. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że to nie są jakieś tam karteluszki. Były to nasze wspólne zdjęcia. Różne, z wakacji, z zakończenia roku, z wycieczek. Uklęknąłem przy jej kolanach i położyłem dłonie na jej rękach. Spojrzała na mnie smutno.
- Przepraszam, że nie potrafię sobie niczego przypomnieć. To tak bardzo cię rani. - zaskamlała wciskając mi w ręce zdjęcia, a sama schowała w swoich dłoniach twarz. - Tak cholernie przepraszam.
- Hej. - usiadłem obok niej i odsłoniłem jej piękne, zapłakane, piegowate oblicze. Popatrzyła na mnie zaskoczona tym gestem, a ja ująłem jej policzki w dłonie. - Przecież to nie jest twoja wina, maleńka. Owszem, jest mi ciężko, ale na pewno nie tak jak tobie. Przejdziemy przez to razem. Jeśli tylko chcesz. Do niczego nie będę cię zmuszał, wszystko po kolei, małymi krokami.
Uśmiechnęła się do mnie, po czym otarła rękawem bluzy łzy zasychające na jej policzkach.
- Oczywiście. Małymi krokami. - zaśmiała się. A potem stało się coś nieoczekiwanego. Bynajmniej nie przeze mnie. Zbliżyła swoje usta do moich przez cały czas patrząc w moje oczy, a mnie jak zwykle onieśmieliła zieleń jej oczu. Delikatnie i niepewnie dotknęła swoją smukłą, bladą dłonią mojego policzka, a ja nawet nie drgnąłem. I w końcu nasze wargi dotknęły się tak, jak kiedyś. Chciałem potraktować to jako nasz drugi pierwszy pocałunek, robiłem więc wszystko delikatnie czekając na jej pozwolenie, aż w końcu musiałem pozwolić, by to ona prowadziła, choć nigdy nie byłem do tego przyzwyczajony. Trochę dziwnie jest być zdominowanym przez kobietę, ale w pewnym sensie to podniecające. Na chwilę oderwałem się od niej, żeby zaczerpnąć powietrza.
- Nie przerywaj, proszę. Chcę to poczuć. Chcę poczuć ciebie. - wydyszała dalej patrząc mi w oczy. - Chcę poczuć cię w sobie.
- Mówisz o...? - zapytałem niepewnie, a ona ochoczo pokiwała głową z wymalowaną ulgą na twarzy. Chyba cieszyła się, że nie musiała mi wyjaśniać swoich słów. - Zoey, ja nie chcę cię wykorzystywać i...
- W takim razie ja wykorzystam ciebie. - powiedziała stanowczo i ponownie wpiła się w moje usta. Nie będę opisywał co działo się potem, domyślcie się. Powiem tylko, że było gorąco. Cholernie gorąco.
***
Przepraszam za tak krotki rozdział, ale zagadnienia do lektury same się nie zrobią, a książki same się nie przeczytają :) Poza tym nie tylko szkoła zabiera mi czas. Ten tydzień był dla mnie bardzo wyczerpujący emocjonalnie i mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Możliwe, że uda mi się wrzucić coś jutro :))) Pamiętajcie, że Was kocham! <333
Zuzanka xoxo
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomancePrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...