Part 18

151 9 2
                                    

Sytuacja mogła wydawać się zabawna, przynajmniej mi. Szybki bieg mojej mamy i Zoey z salonu do kuchni przypominał raczej ucieczkę przed jakimś lwem czy coś, niż chęć odratowania maminych ciasteczek. Zrobiły je razem. Tak – moja mama i Zoey zrobiły razem czekoladowe ciastka z orzechami. Super. Ale mi nie chodzi tu tylko o smak tych ciastek. Zobaczenie Zo chodzącej po kuchni z twarzą umazaną mąką w białym fartuszku mojej mamy było bezcenne i sprawiło, że polubiłem te ciastka jeszcze bardziej.

 - A ta blacha? – zapytałem wskazując na osobną blachę jeszcze niewypieczonego ciasta i wszedłem do kuchni. Podebrałem jedno upieczone ciastko z talerza, za co dostałem po rękach od mamy. Zoey przetarła czoło brudnym od mąki fartuchem, przez co jeszcze bardziej się ubrudziła. Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. 

 - Mówiłeś coś? – zapytała podpierając biodra rękami. Uśmiechnąłem się widząc jej policzki, czoło i ogólnie całą twarz. – Z czego się tak cieszysz?

 Wyjąłem telefon i pstryknąłem jej parę zdjęć. Ku mojemu zdziwieniu zapolowała do paru zdjęć, ale po około trzech jej się znudziło i znudzona sięgnęła, żeby wyrwać m telefon z rąk. Uniosłem go ponad głowę, przez co nie mogła go dosięgnąć. Była ode mnie niższa o głowę.

 - No pokaż! – zaśmiała się skacząc w górę z wyciągniętymi rękami. – Chcę zobaczyć! Zaśmiałem się, szybkim ruchem chowając komórkę za gumkę bokserek. Uniosłem puste ręce i uśmiechnąłem się do niej szeroko. 

 - Sama go sobie wyjmij. – powiedziałem szczerze z siebie zadowolony. Zo uśmiechnęła się do mnie zadziornie i już sięgała do moich pośladków, ale moja mama zdzieliła nas oboje ścierką. 

 - Jak macie zamiary się miętosić to wynocha z kuchni! – krzyknęła schylając się do piekarnika. 

 - Nie moja wina, że ma pani takiego seksownego syna. Jak tylko na niego poparzę to mam a niego ochotę. – westchnęła Zo przyciągając mnie do siebie ciągnąc za materiał koszulki.

 - Wynocha! – tym razem ścierka nas nie dosięgła. – Sama dokończę te ciastka! 

 Poszliśmy do mojego pokoju śmiejąc się z sytuacji. 

 - Idź lepiej do łazienki się umyć czy coś. – poradziłem dziewczynie. Zmarszczyła brwi i weszła do łazienki. Chwilę potem usłyszałem lecącą wodę. Poszedłem do pokoju i usiadłem przy biurku. Postanowiłem się zabrać za pracę domową dopóki Zoey nie skończy się „odświeżać". Po około piętnastu minutach matematyki weszła owinięta ręcznikiem w talii i na głowie. Nachyliła się nade mną, zarzuciła ręce na szyję i pocałowała w nią delikatnie. 

 - Nie możesz sobie z tym poradzić? – zapytała układając głowę na moim ramieniu. 

 - Nie. Dlaczego pytasz? – popatrzyłem na nią i uśmiechnąłem się. – Sądzisz, że potrzebna mi pomoc? 

 - Skąd. Ty i pomoc w matmie? Chyba sobie żartujesz! Przecież jesteś panem mądralińskim! – zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek. Podeszła do komody i zaczęła grzebać w niej szukając jakichś ubrań. – Nie widziałeś mojej sukienki? No wiesz, tej białej w kwiatki, co ci się tak podoba.

 - Hmmmm... - obróciłem się na krześle i zlustrowałem szufladę, a przy okazji seksowne nogi dziewczyny. – A w szufladzie niżej? 

 - Jest. Dziękuję. – uśmiechnęła się. zabrała jeszcze świeżą bieliznę i zaczęła się ubierać. Odkąd pierwszy raz uprawialiśmy seks nie wstydziła się już niczego. Przebierała się, chodziła nago nie bojąc się co pomyślę o jej ciele. A ja myślę zawsze i wszędzie tylko jedno: seksowna i ponętna. – Może jak już skończymy ogarniać wszystko na wykłady to wybierzemy się do parku?

 - Bez geniusza i piosenkarki czy z? – zapytałem gryząc ołówek. To zadanie serio było trudne. 

 - Jak wolisz. I przestań tak o nich mówić, to twoje rodzeństwo! – zaśmiała się i rzuciła we mnie mokrym ręcznikiem. Westchnąłem i przewiesiłem go przez oparcie drugiego krzesła przy biurku.

 – Właśnie dlatego tak o nich mówię. Ciesz się, że nie gorzej, - zaśmiałem się. 

 - Dobra, dobra. Lepiej zobacz jak wyglądam. – obróciłem się i uśmiechnąłem się do razu. Totalnie, jeden rzut oka na nią i już „banan" na twarzy. Podniosłem się z krzesła i przyciągnąłem ją do siebie. Złączyliśmy swoje wargi na dłuższą chwilę leniwie nimi poruszając. Pisnęła w moje usta, kiedy ścisnąłem jej pośladki. Odsunęła się chichocząc i uderzyła mnie w ramię. Pokręciłem głową. Pomimo tego, że jesteśmy ze sobą rok, że widziałem ją nago tysiące razy i że robiłem z nią rzeczy, o których prawdopodobnie nawet nie śniła ona czasami potrafiła zacząć piszczeć kiedy weszłam do łazienki wtedy kiedy ona w niej przebywała. Podobało mi się, a zarazem śmieszyło, że została w niej jeszcze ta niewinność nastolatki.


- A nie uważasz, że lepiej byłoby po prostu podejść i zapytać go na zajęciach? Wykładowcy są przede wszystkim od tego, Milo. – marudziła Zoey. Westchnąłem i przeczesałem włosy dłonią. 

 -Jakoś to załatwię. Zmiana tematu. – pocałowałem przelotnie jej policzek, przez co uśmiechnęła się szerzej i przytuliła mocniej do mojego ramienia. 

 -Co chcesz dostać na urodziny? – zapytała. No fakt, już za dwa tygodnie dobiję do pełnej dwudziestki. Zerknąłem na nią i zastanowiłem się przez chwilę co mam odpowiedzieć.Wiedziałem, że za odpowiedź typu „nie wiem, wszystko co kupisz będzie super"grozi mi pobicie i tygodniowy foch, więc wysiliłem się na konkretną odpowiedź. Chociaż nie wiadomo czy to też jej podpasuje. W końcu to kobieta*

 - Jakiś kryminał Jo Nesbo, jeśli to nie problem. – uśmiechnąłem się niepewnie. Byłem pewny, że mnie przejrzy. Tak też się stało. 

 - Przecież masz je wszystkie.– stwierdziła marszcząc brwi. – Milo, skup się i nie próbuj robić ze mnie idiotki. 

- Ugh, okej, okej. To może... - wymyślenie prezentu serio było trudne! - ... eeee... 

 - A nie przyda ci się jakaś ładna torba na aparat czy coś takiego? – zapytała z nadzieją w głosie. Całkiem niezły pomysł. Od niedawna zacząłem interesować się fotografowaniem i jeszcze nie zdążyłem kupić sobie żadnego pokrowca ani nic z tych rzeczy. Tylko aparat i parę akcesoriów. 

 - Jasne, czemu nie. To dobry prezent. – uśmiechnąłem się i cmoknąłem czubek jej głowy. Uśmiechnęła się radośnie i jeszcze bardziej niż przedtem wtuliła w moje ramię. Coś czuję, że powoli dostaję martwicy. – Nie jest ci jeszcze zimno? Słońce już powoli zachodzi. 

 -Dobra, wiem o co ci chodzi. – machnęła ręką i wstała z ławki. – Dzisiaj jest jakiś mecz w TV, tak? 

 - Za piętnaście minut. – wstałem i złapałem ja za rękę. – Chodź, bo się spóźnimy.

 - To było takie do przewidzenia.


***

* - Ach te szowinistyczne teksty.. :)

Przepraszam za tak cholernie długą przerwę! Jestem zła: na siebie, szkołę, nauczycieli itp. za to, że przez prace domowe, lektury i inne domowe pierdoły nie mogę znaleźć czasu na pisanie kontynuacji :( A już mam wszystko tak ładnie zaplanowane ;((( Piosenka może nie do końca pasuje do rozdziału, ale towarzyszyła mi przy pisaniu :)

Zuzanka xoxo

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz