Nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem o Zoey i o tym, co mi powiedziała. Pomimo tego, że czułem się jak rozpuszczony kutas, byłem szczęśliwy, że postanowiła się tak przede mną otworzyć. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. To oznaczało, że mi ufa, a ja nie mogę tego spieprzyć. No właśnie. Nie mogę, a wykonanie zakładu oznaczałoby po prostu świństwo z mojej strony. Jestem dupkiem, że w ogóle się na to zgodziłem. Usiadłem na łóżku i przetarłem twarz. Nie mogę jej, kurwa, zawieźć. Powiem jej o wszystkim jutro. A chłopaki? W dupie ich mam. Liczy się tylko jej zdanie.
- Co ty stary? Jeszcze nie śpisz? – Zack przekręcił się na łóżku w moją stronę. Popatrzyłem na niego. – Coś ty taki przestraszony?
- Zack ja chyba coś do niej czuję. – powiedziałem szeptem.
- Do Zoey? – kiwnąłem głową. – Przecież wiem. Tylko jeśli faktycznie się do tego przyznajesz to... chyba nie jej tego nie zrobisz? Wiesz, chodzi mi o zakład.
- Nie! – niemal krzyknąłem, ale na szczęście nie obudziłem chłopaków. Jedynie Erick (głupi chuj i jedyny chłopak, którego, kurwa, nie toleruję) poruszył się na łóżku, ale dalej smacznie chrapał. – Oczywiście, że nie. Nie mogę zawieść jej zaufanie. Tylko ja...
- Ty co? – zapytał ziewając. W tym mroku nie widziałem nawet wyciągniętych przed siebie rąk, a co dopiero przyjaciela.
- Ech nic. Idę spać. Ty lepiej też. – uśmiechnąłem się słabo i położyłem na łóżku. Po chwili usłyszałem wyrównany oddech Zacka.
Obudziłem się jako pierwszy. Bezszelestnie wyciągnąłem ubrania z torby i wyszedłem do łazienki znajdującej się na korytarzu. Zamknąłem się w kabinie i ubrałem bokserki i czarne, wąskie spodnie. Powiesiłem czarną koszulkę i ciemnoszarą bluzę na haczyku przed kabiną i zacząłem myć zęby. Kiedy skończyłem zaczesałem włosy do tyłu i ubrałem pozostałe części garderoby. Przejrzałem się w lustrze i uśmiechnąłem do swojego odbicia. Pomimo podkrążonych oczu (tak, nie spałem całą noc) wyglądałem nieźle. Wyszedłem z łazienki wciskając ręce do kieszeni. Szedłem wąskim korytarzem wgapiając się w morze za oknem, aż nagle poczułem jak czyjeś drobne dłonie obejmują moją szyję. Odwróciłem głowę zdezorientowany. Zoey wtulała się w moją klatkę piersiową z szerokim uśmiechem na twarzy i z zamkniętymi oczami. Uśmiechnąłem się lekko zaskoczony jej gestem. Wyciągnąłem ręce z kieszeni i przycisnąłem ją do siebie.
- Co tam? – zapytała odklejając się od mojego ciała. Momentalnie poczułem pustkę i ogarniający mnie chłód.
- Mmm... nic specjalnego. – podrapałem się po karku. – A u ciebie?
- Dobrze. – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Mam dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Idziemy na stołówkę? Pozwalam ci ze sobą usiąść.
- Och, naprawdę? Cóż za zaszczyt! – zaśmiałem się i ruszyliśmy w stronę dużej sali, gdzie odbywały się wszystkie posiłki. Pomyślałem, że to dobra pora, żeby pogadać z nią o zakładzie. Wiem, że to będzie trudna rozmowa i że może się o to na mnie obrazić, ale postaram się wytłumaczyć to jak najlepiej potrafię. Usiedliśmy przy sześcioosobowym stoliku pod oknem i zaczęliśmy robić sobie kanapki. Zoey jak zwykle zjadła jedną małą kromkę z zerem żółtym. Ja pozwoliłem sobie na trochę więcej. Pijąc kawę zerknąłem na Zo, która rozglądała się po całej sali.
- Zo. – przełknąłem głośno ślinę. – Musimy pogadać.
Dziewczyna zesztywniała. Widziałem jak w jednym momencie jej ramiona robią się spięte, a szczęka zaciska.
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomancePrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...