Part 15

157 10 7
                                    

- Powiemy jej dzisiaj? – szepnęła Zoey kiedy szliśmy razem w stronę brzegu jeziora, na którym przebywała cała moja rodzinka. Popatrzyłem na nią. Pomimo tak prostego stroju składającego się z szarego T–shirtu i jeansowych spodenek wyglądała dla mnie jak gwiazda. – Nie martw się tak. Będzie okej. 

 Ścisnąłem jej dłoń i uśmiechnąłem się. 

 - Z tobą zawsze kochanie. – powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. Zatrzymała się i wpiła w moje wargi. Poruszała wargami powolnie i leniwie. Uśmiechnąłem się w jej usta i zjechałem na szyję. Zassałem jej skórę tuż nad obojczykiem zostawiając na niej czerwony ślad. – Piecze? 

 - Jak cholera. – ucałowałem jeszcze parę razy to miejsce, po czym znowu ruszyliśmy na plażę. Zo szła jednak wolniej niż wcześniej. – Milo? 

 - Tak? – uniosłem głowę do słońca rozkoszując się jego blaskiem. Letni wiatr rozwiewał włosy dziewczyny, przez co wyglądała jeszcze piękniej. 

 - Wiesz... mam pytanie. Trochę, a nawet bardzo intymne. Jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać ani nic... - to musiała być poważna sprawa skoro Zoey zaczęła się jąkać. Popatrzyłem na nią i uniosłem brwi. – No więc... jesteś prawiczkiem? 

 - Nie. Skąd to pytanie? – to nie było intymne. To znaczy, fakt, sprawy seksu są trochę intymne, ale Zo nie powinna wstydzić się zadawać mi takich pytań. 

 - Nie, nieważne. Już... nieważne. – zerknąłem na nią. Wydawała mi się jakaś przygaszona, zrezygnowana. Pewnie mi się wydawało. 

 - Co u was? – zapytał ojciec gdy usiedliśmy obok rodziców na kocu. 

 - Nic. – odpowiedzieliśmy równocześnie. Mama spojrzała na nas zaskoczona, po czym się roześmiała. Wyglądało na to, że ma dobry humor. Trochę głupio będzie jej go psuć, ale musimy jej powiedzieć. Nie chcę, żeby żyła w kłamstwie i sztucznej miłości. Zerknąłem na kobietę przytulającą się do ojca. Pomimo tego, że ją bił, upokarzał etc, ona jakby przy nim promieniała, jaśniała. Przy nim jakby czuła się bezpiecznie. Nie wiedziałem jak to możliwe.


POV. Zoey

Jutrzejszego ranka mieliśmy wracać do miasta. Chciałam zrobić to z Milo dzisiejszej nocy, ale fakt, że nie jest prawiczkiem trochę (bardzo) mnie zdołował. Nie chciałam tego spieprzyć, a mój brak doświadczenia najwyraźniej mi tego nie ułatwiał. Westchnęłam cicho siedząc obok chłopaka na kocu. Popatrzył na mnie swoimi szarymi oczami i uśmiechnął się szeroko obejmując mnie ramieniem. 

 – A czemu moje kochanie jest takie smutne? – szepnął mi do ucha zahaczając o małżowinę dolną wargę, przez co poczułam dreszcz na kręgosłupie. Uśmiechnęłam się do niego i dźgnęłam go łokciem w brzuch. Skuliłam się jeszcze bardziej przy gwałtowniejszym podmuchu wiatru tuląc się w jego grubą czarną bluzę. Przyciągnął mnie do siebie i ucałował w czubek głowy. – Kocham cię Zo. 

 - Kocham cię Milo. – wyszeptałam i pocałowałam przelotnie jego pełne różowe wargi. Oparłam głowę na jego ramieniu i wpatrzyłam się w drugi brzeg plaży. Z maleńkiego pomarańczowego namiotu wyszła kobieta trzymająca na rękach małego blondynka. Wokół jej nóg biegała podobnej urody jak chłopczyk dziewczynka, na oko pięcioletnia. Za nimi wyszedł mężczyzna. Ucałował córeczkę u czoło i usadowił sobie na barkach. Czy tak właśnie wyglądała idealna rodzina? Czemu ja nie mogłam zaznać takiego szczęścia? Co takiego zrobiłam? A może pokutuję za czyjeś grzechy? Jak tak, to czyje? 

 - Zoey. – Milo trącił mnie lekko ręką. Popatrzyłam na niego zdezorientowana. – Mama pytała cię czy chcesz coś zjeść. 

- Och, przepraszam. Zamyśliłam się. – uśmiechnęłam się blado. – Dziękuję, nie jestem głodna. 

 - Powinnaś coś zjeść, słabo wyglądasz. – nie usłyszałam w tym zdaniu ani krzty sarkazmu czy złośliwości. Spojrzałam na matkę mojego chłopaka. Wpatrywała się we mnie z troską i zmartwieniem. Czy tak wyglądała prawdziwa matka? Uśmiechnęłam się do niej i kiwnęłam głową powoli. Podała mi kanapkę z serem uśmiechając się szeroko. Co spowodowało taką zmianę jej zachowania? Czy jej mąż maczał w tym swoje ohydne paluchy? A może coś jej zrobił? Zamrugałam szybko, żeby wyrzucić te myśli z głowy. Wgryzłam się w kanapkę spoglądając znów na drugi brzeg. Mała blondyneczka stała obok namiotu zapłakana i całkiem sama. Rozglądała się wokół ocierając policzki. „Mamo!", krzyknęła. zamknęłam oczy i odwróciłam głowę wtulając ją w tors Milo. Dlaczego ta mała tak cholernie przypominała mnie jako dziecko?  


***

Jak tam rozpoczęcie roku? Ja już mam dosyć^^

Zuzanka xoxo  

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz