Part 16

161 10 2
                                    

Ubraliśmy się i zaczęliśmy pakowanie. „Powiemy jej po przyjeździe do domu.", powiedziała mi Zoey wczoraj wieczorem. To była chyba najrozsądniejsza opcja. Złożyliśmy oba namioty z ojcem, a mam i Zo zajęły się w tym czasie przygotowaniem prowiantu na drogę. 

 - Carolyn, już wszystko gotowe do odjazdu. Możemy ruszać? – zapytał tata stając obok kobiet zawijających kanapki w sreberko. Mam pokiwała powoli głową chowając ostatnie kromki do kosza piknikowego. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie i na męża z uśmiechem. 

 - Jesteście do siebie tacy podobni. – westchnęła. Otworzyłem szerzej oczy zaskoczony tym, co powiedziała. Zoey wbiła we mnie wzrok uśmiechając się niezręcznie. Popatrzyłem na nią i skopiowałem ten uśmiech. Nie mogę dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. Muszę stwarzać pozory. Tata zaśmiał się cicho i poklepał mnie po plecach. Wyciągnąłem rękę do Zo, a ona wstała szybko i poszła razem ze mną do auta zająć miejsce. Usiadła na moich kolanach i oparła głowę na piersi. Westchnąłem ciężko. 

 - Wszystko w porządku? – zapytała cicho kręcąc kółka kciukiem na moim nadgarstku. Oparłem czoło o jej ramię. 

 - Nie Zoey. Nie jest w porządku. Boję się, że mama będzie chciała się przeprowadzić do dziadków po tym, co od nas usłyszy. – szepnąłem zrezygnowany. Już od paru dni chciałem jej o tym powiedzieć.

 – To znaczy gdzie? – uniosła mój podbródek, abym mógł na nią spojrzeć. 

 - Stany. – westchnąłem. Uniosła brwi, po czym odsunęła rękę od mojej twarzy. Jej ramiona opadły gwałtownie i odwróciła ode mnie zielone oczy, w których momentalnie pojawił się smutek. Przytuliłem ją do siebie, ale ona odsunęła ode mnie moje dłonie i wyszła z samochodu. Stanęła prosto, podparła ręce na biodrach, po czym schyliła się łapiąc się za brzuch, jakby było jej niedobrze. 

 – Zaraz wracam! – krzyknęła do mojej mamy siedzącej na brzegu i ruszyła w stronę lasu. Od razu za nią pobiegłem. Łatwo było mi ją dogonić, zaraz stanąłem przy niej. Położyłem dłoń na jej ramieniu, a ona od razu ją zrzuciła. Odwróciła się do mnie wbijając podeszłe łzami zielone oczy w moje – zmartwione i szare. Zmarszczyłem brwi i wyciągnąłem ku jej twarzy dłoń. Pokręciła głową, a łzy pociekły po jej policzkach. Otuliła się mocniej bluzą i zaczęła nerwowo chodzić w te i we wte. 

 - To nie może się tak skończyć. – mówiła łykając łzy. – Przecież ja cię kocham, nie dam ci tak nagle odlecieć na drugi koniec świata! Jakie to popieprzone! – zaśmiała się gorzko. – Nie myśl sobie, tak szybko się mnie teraz nie pozbędziesz! 

 Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem mocno nie zważając na to, że plami moją koszulkę łzami. Przecież to nie pierwszy raz. 

 - Nie dopuszczę do tego. – szepnąłem. – Albo zabiorę cię ze sobą. Nie masz nic do stracenia skarbie. 

 Zaszlochała głośno ściskając w dłoni materiał mojej koszulki. Złożyłem delikatny pocałunek na czubku jej głowy i zacząłem głaskać ją po włosach. 

 - Nie zostawię cię, przysięgam. Uwierz mi, że te dwa miesiące znaczą dla mnie tyle samo, co dla ciebie albo i więcej. Nie mogę tego tak łatwo przekreślić Zo. Po prostu nie mogę. – szeptałem do jej ucha próbując ją uspokoić. Mówiłem prawdę. nie chcę, ale przede wszystkim nie mogę jej zostawić. Za dużo dla mnie znaczy. I tak, jestem w stanie zabrać ją ze sobą do USA, pokazać jej cały mój świat i przyzwyczaić ją do nowego otoczenia. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobię to. 

 - Przepraszam. – powiedziała kiedy przestała płakać. Odsunęła się ode mnie i popatrzyła na mnie. – Nie powinnam tak histeryzować, przecież jeszcze nic nie wiadomo, prawda? 

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz