POV. Zoey
Czułam cholerny ból. Moja głowa, szyja i barki pulsowały niemiłosiernie, w ogóle nie mogłam się poruszyć. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Na początku obraz nie był ostry, tylko zamazany, częściowo czarny, a częściowo kolorowy. Zamrugałam parę razy i zobaczyłam, że leżę w jakimś białym pokoju. Przekręciłam delikatnie głowę, żeby zobaczyć co znajduje się obok łóżka, na którym leżałam. Od razu poczułam jak cały mój kark przeszywa ostry, kujący ból. Syknęłam głośno i odwróciłam głowę do wcześniejszej pozycji. Westchnęłam cicho. Jeszcze raz przesunęłam wzrokiem po ścianach i powoli zaczęłam zsuwać z siebie szorstką kołdrę. Jakimś cudem udało mi się usiąść. Dotknęłam bosymi nogami zimnej, wyłożonej kafelkami podłogi, przez co przeszedł mnie dreszcz. Wstałam i podeszłam do lustra wiszącego nad umywalką przy drzwiach. Wyglądałam koszmarnie, co tu dużo mówić. Uniosłam rękę do góry i o dziwo zaatakował mnie lekki, znośny ból. Rozplątałam włosy związane w kitkę i uczesałam je jeszcze raz, po czym odkręciłam kurek z wodą. Nabrałam w dłonie trochę zimnej wody i przemyłam twarz. Kolejny raz spojrzałam w lustro. Te moje „zabiegi upiększające" gówno dały. Dalej byłam rozczochrana, miałam podkrążone oczy i bladą twarz. Miałam wrażenie, że wyglądam śmierć. Przetarłam twarz jeszcze raz i usiadłam na łóżku. „Jak ja się tu, do cholery, znalazłam?", pomyślałam. Pamiętam... mój dom... rodziców... ojciec znowu wrócił pijany, zdenerwował się na mnie i mamę... uderzyła mnie wcześniej, potem dostałyśmy obie od niego, ale... w takim razie co stało się z nią? Gdzie ona jest? Gdzie jest ojciec? Czy policja już go aresztowała? Wstałam chwiejnie i naciągnęłam bladoróżową koszulę na kolana. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Na korytarzu kręciło się kilkoro ludzi. Pod moją salą siedziała jakaś kobieta z dwójką dzieci (chyba bliźniaki) i chłopak. Dzieci były do niego podobne, wywnioskowałam więc, że pewnie są rodzeństwem. Cała czwórka miała spuszczone głowy, ale chłopak wyglądał najgorzej z nich wszystkim. Blady, podkrążone oczy, niewyspany... no, okropnie. Hej Zo! Pamiętaj jak ty wyglądasz! Nie oceniaj innych, jeśli wyglądasz podobnie! Tak, w sumie to tak, masz rację moja podświadomości. Nagle kobieta zwróciła na mnie swój wzrok. Jej źrenice poszerzyły się momentalnie, a jej twarz wykrzywił grymas zdziwienia. Nie, zszokowania. Uśmiechnęłam się do niej słabo i zamknęłam za sobą drzwi. Musiałam znaleźć jakiegoś lekarza, żeby ktoś w końcu wyjaśnił mi co tu robię.
- Zoey? – usłyszałam za plecami głos kobiety. Odwróciłam się i spojrzałam na nią zastanawiając się skąd zna moje imię. Nigdy jej nie widziałam. Chłopak gwałtownie się wyprostował i spojrzał najpierw na swoją mamę, a potem na mnie. Na jego twarzy pojawił się tam sam wyraz co u jego matki. Uniosłam brew. Co się tu, do kurwy, dzieje? Nie znam tych ludzi, ale oni najwyraźniej znają mnie.
– Zoey, skarbie... Nic ci nie jest? Nic cię nie boli? – chłopak zalał mnie potokiem pytań gładząc mój policzek. Miał smukłe, długie palce... nagle ogarnęło mnie znajome uczucie i na sekundę poddałam się jego ruchom na mojej skórze, ale widząc, że chce mnie pocałować w czoło odsunęłam się. popatrzył na mnie zdezorientowany, ale potem uspokoił się. – Zoey, wiem, że jesteś zła na mnie, za to co wygadywałem, ale proszę cię daj mi tą cholerną szansę. Siedzę tu od trzeciej nad ranem tracąc zmysły. Jestem chujem, że zostawiłem cię w środku miasta w dodatku płaczącą, ale...
- Ale to nie tak. – o czym ten koleś wygaduje? – Przecież ja pana nawet nie znam. Ale jeśli widział pan tu jakiegoś lekarza to byłoby miło gdyby mnie pan do niego zaprowadził, bo potrzebuję...
- Zoey nie wygłupiaj się. – prychnął. Spojrzałam na niego zdenerwowana. – To nie pora na żarty. Naprawdę się o ciebie martwiłem.
- Dlaczego miałabym żartować? – zapytałam oburzona. To chyba on sobie ze mnie żartuje. Ale ja nie mam czasu na takie dyrdymały, muszę znaleźć tego pieprzonego lekarza. – Przepraszam, ale ja muszę już iść... - poczułam jak łapie mnie za nadgarstek i nie mogłam się ruszyć. Kurewsko mocny dreszcz przeszedł moje ciało kiedy jego palce ponownie dotknęły mojej skóry. Spojrzałam na niego przestraszona reakcją mojego ciała i wyrwałam rękę. – Co pan wyprawia? Naprawdę muszę już iść.
CZYTASZ
Ja się nie zakochuję.
RomancePrzechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pok...