Part 12

172 12 5
                                    

- A co wy tu państwo robicie? – zachrypnięty głos policjanta wyrwał mnie z mojego pięknego snu. Byłem z Zo na Tower Brigde, całowaliśmy się i... Chwila. To nie sen. Jestem tu z nią, ona tuli się do mnie skulona i pochrapuje cicho. Przetarłem oczy i spojrzałem zaspany na mężczyznę. Był starszawy, przy kości z siwym, bujnym wąsem. Uniósł do góry krzaczaste czarne brwi i czekał na moją odpowiedź. Rozejrzałem się wokół. Trzeba coś wymyślić.

 - Zwiedzamy, proszę pana. – powiedziałem z uśmiechem na ustach. Świetnie Milo, właśnie osiągnąłeś nowy poziom swojego debilizmu! W myślach palnąłem sobie w czoło dłonią za tą odpowiedź. 

 - Zwiedzacie? Z tego co wiem, zwiedzanie nie polega na spaniu w częściach miejsc turystycznych, do których nie wolno wchodzić. – odchrząknął uśmiechając się półgębkiem. Westchnąłem cicho. Chyba nas, kurwa, ma. – Nie wyglądacie na parę, która chciałaby skoczyć z tego mostu. 

 - A gdzie tam. – zaśmiałem się. – Dlaczego miałbym przerywać nam takie super chwile, panie władzo? – wskazałem głową na Zo, a staruszek wybuchł śmiechem, po czym podrapał się po ogolonej brodzie. No, może dwóch brodach. 

 – Ale coś muszę z wami zrobić. 

 - A mógłby być pan trochę łagodny? Spełniam jej marzenie. – uśmiechnąłem się krzywo. Jedyne czego mi brakowało dzisiejszej nocy to wylądowanie z nią w środku nocy na komisariacie. Mężczyzna zamyślił się i westchnął.

 - Zróbmy tak: wy zaraz się stąd zwiniecie, a ja nie zawiadomię patroli i nie wylądujecie na komendzie. – uniósł brew. 

 - Jasne, zaraz nas tu nie będzie. – popatrzyłem na niego zaskoczony. Był serio nadzwyczaj miły. – Dziękuję. 

 - Nie patrz tak na mnie chłopcze. Dobrze wiem jak to jest przezywać pierwszą miłość. – uśmiechnął się i zerknął w gwiazdy. – Tkwię w tym stanie z moją żoną od trzydziestu lat.

 Uśmiechnąłem się szeroko i nagle poczułem jak Zoey odsuwa się od mojego torsu. Przetarła oczy i rozejrzała się dookoła. Staruszek spojrzał na nią, a ona nagle zamarła otwierając szeroko oczy. Dosłownie, wyglądały jak spodki. Zaśmiałem się i pociągnąłem ją w górę. 

 - Chodź już. – szepnąłem do jej ucha zabierając torby z podłogi. Kiwnęła szybko głową i ruszyła ze mną w stronę schodów. Popatrzyłem na mężczyznę z uśmiechem. – Dziękuję jeszcze raz. 

 Zo popatrzyła na niego zdezorientowana, zmarszczyła brwi i wykrzyknęła w końcu „dziękuję!". Facet zaśmiał się głośno i odsalutował jej.


- Milo? – mama była wyraźnie zdziwiona kiedy wszedłem do domu z torbą na ramieniu i Zo przy boku. – A kim jest ta urocza dziewczyna? – sarkazm. Moja matka nie znosi dziewczyn z kolczyki, tatuażami, nietypowymi kolorami włosów i w ogóle. Obrzuciłem ją wściekłym spojrzeniem, a ona tylko przewróciła oczami. 

 - Dzisiaj wracaliśmy z wycieczki. Dzięki, że przyjechaliście mnie odebrać. – wzruszyłem ramionami. – Zoey zostanie u mnie na noc, bo jej rodzice zapomnieli zostawić jej klucza wyjeżdżając do dziadków. 

 Mama związała ciaśniej różowy, puchaty szlafrok i wyszła z salonu do sypialni. Jasne. Nic ją nie obchodzi. 

 - Mamo. – zatrzymała się i odwróciła zaciekawiona, co mam jej do powiedzenia. – Coś zrobił?

 Zerknęła na Zoey, po czym pokręciła głową i zniknęła w sypialni. Tyle dobrze. Wziąłem Zo za rękę i zaprowadziłem do mojego pokoju. Pokazałem gdzie jest łazienka, a ona od razu zabrała z torby kosmetyczkę i piżamy i poszła się odświeżyć. Ściągnąłem ubrania zostając w samych bokserkach, które również były mokre od wcześniejszego deszczu. Przebrałem je i naciągnąłem na nogi czarne szorty. Zszedłem na dół, do kuchni i wstawiłem wodę na dwie kawy. Zrobiłem sobie kanapki i już miałem zabierać się za zrobienie ich dla Zoey, ale w tym momencie uświadomiłem sobie, że w sumie nie wiem co może jeść, a czego nie. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem czytać. „Warto pić wodę, herbatę bez cukru, niewskazane są napoje typu kakao, tłuste mleko, lemoniada. Z pieczywa naturalnie zjadamy ciemne, typu Graham, razowiec, omijamy szerokim łukiem ciasta i bułki maślane. Jemy chude wędliny, chude ryby morskie, darujemy sobie serki topione, pasztetową, salceson. Przyprawiamy delikatnie, unikamy pieprzu, ostrej papryki, chilii". Okej, trochę to skomplikowane... Zalałem swoją kawę, a jej zrobiłem zieloną herbatę. Nie słodziłem. Wyciągnąłem parę kromek ciemnego pieczywa i położyłem na nich sałatę, pomidor, i ser żółty. Rzuciłem wzrokiem na przygotowany posiłek i kiwnąłem głowę stwierdzając, że nie umrze jeśli to zje. Zaniosłem wszystko na górę na szerokiej, drewnianej tacy dumny z siebie. Wszedłem do pokoju, Zoey siedziała na moim łóżku oglądając album ze zdjęciami. Cholera. Pamiętam, że w tym albumie są moje zdjęcia z dzieciństwa, jak latam na golasa po ogródku i takie tam. Syknąłem widząc, że właśnie przewraca stronę, a na następnej widniał właśnie taki obrazek. Zaśmiała się cicho. 

 - Od dziecka byłeś słodziutki. – popatrzyła na mnie. Wystawiłem jej język stawiając tace na biurku. Popatrzyła na jedzenie, a potem na mnie. 

– Ty to zrobiłeś? 

 - Mhm. – kiwnąłem głową prężąc klatę jak idiota. Po prostu fajnie było czuć, że mogę jej tym zaimponować. Wstała z łóżka zostawiając na nim album i podeszła do tacy. Przyjrzała się wszystkiemu dokładnie, a potem zerknęła na mnie wskazując herbatę. 

 - Jaka?

 - Zielona, nie słodziłem. – powiedziałem trochę nerwowo. A co jeśli jednak w czymś będzie za dużo cukru? W sumie to i tak wpierdziela te cukierki jak głupia, więc... Uśmiechnęła się i założyła ręce na piersi. 

 - Nieźle. Skąd wiedziałeś? – uśmiechnęła się patrząc na mnie z błyskiem w oku. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i pomachałem jej nim przed oczami z szerokim uśmiechem. Zmarszczyła brwi, po czym wybuchła głośnym śmiechem. Pochyliła się ściskając brzuch i opadła na łóżko. Usiadłem obok niej zadowolony i zacząłem machać nogami w powietrzu jak małe dziecko. Wziąłem do ręki talerzyk i zacząłem pałaszować swoje kanapki. Zo przestała się śmiać i leżała na łóżku uśmiechając się leniwie. Odwróciłem się w jej stronę. 

 - Jedz. – nakazałem przeżuwając chleb. Przewróciła oczami i sięgnęła po talerz. Posiłek nie zajął nam więcej niż piętnaście minut. Położyliśmy się na moim łóżku i zgasiliśmy światło. Po około pięciu minutach stwierdziłem, że Zoey już zasnęła. 

 - Śpisz już? – wyszeptała w tym samym momencie. Moje stwierdzenia są jednak błędne. Objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie. 

 - Nie. A czemu ty nie śpisz? 

 - A ty? 

 - Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – zaśmiałem się i pocałowałem ją przelotnie w czoło. Uśmiechnęła się i dotknęła ręką mojego nagiego torsu. 

 - Nie śpię, bo myślę. – odpowiedziała wodząc opuszkami palców po moim brzuchu. Zatrzymała palec na gumce bokserek, a ja gwałtownie wciągnąłem powietrze. Popatrzyła na mnie namiętnie zagryzając dolną wargę. 

 - Nie rób tak. – zaśmiałem się i pocałowałem jej nos. Uśmiechnęła się zadziornie. – O czym myślisz? 

 - O zachowaniu twojej mamy. – o nie. – To było dziwne, jakby w ogóle się tobą nie przejmowała. 

 – Wiesz... - rozpraszało mnie to, że bawiła się tą pieprzoną gumką. Sapnąłem kiedy zahaczyła paznokciem i pociągnęła w swoją stronę. – po części trochę tak jest. Z drugiej strony ona po prostu nie chciała budzić taty krzykami. To by się źle skończyło. 

 - W jakim sensie? – zmarszczyła brwi dalej bawiąc się moimi bokserkami. Sięgnąłem ręką do jej pośladków, spała w majtkach. Wsunąłem delikatnie palce pod materiał ściskając lekko jej pośladek. Westchnęła cicho i uśmiechnęła się do mnie, po czym ukryła twarz w zagłębieniu mojej szyi. 

 - Wiesz... - mogę jej o tym powiedzieć? – Ale obiecaj, że to zostanie pomiędzy nami.

 - Co zechcesz. – szepnęła całując mnie w obojczyk. Uśmiechnąłem się lekko i cmoknąłem ją w czoło.

 – Chodzi o to, że on nas... bije. No, mnie nie, postawiłem mu się, ale mama i mój brat i siostra nie. – westchnąłem. – Kiedyś zapytałem mamę czy nie możemy tego komuś powiedzieć, a ona stwierdziła, że jestem jakiś nienormalny i że nie szanuję tego co mam. Że tyle dla nas robi, a ja chcę go podkablować. Chciałbym jakoś pomóc mojej rodzinie, ale oni jakby mnie odrzucają. Czasami nawet nie chcą, żebym jadł z nimi obiad. „Zjesz coś na mieście z chłopakami". – zaśmiałem się gorzko. Zoey spojrzała na mnie ze zmarszczonymi ze współczucia brwiami. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem do niej słabo. Położyła dłoń na moim policzku i zaczęła głaskać go delikatnie kciukiem. 

 - Zack wie? – pokręciłem głową. – Musisz pogadać z mamą. Nie ma innego wyjścia.

 - Możemy pomyśleć o tym kiedy indziej? Chcę się nacieszyć tym, że jesteś w moim łóżku. – zaśmiałem się. przewróciła oczami z szerokim uśmiechem i wpiła się w moje wargi. Całowaliśmy się jak szaleni do około szóstej rano, po czym zasnęliśmy na godzinę.


***

Jakie to słodkie^^ 

Zuzanka xoxo

Ja się nie zakochuję.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz