19.

2.1K 167 35
                                    

Ten poranek nie należy do najlepszych, nawet nie mogę powiedzieć, że był choć w najmniejszym stopniu znośny. Z samego rana do mojego namiotu wbiegła zdyszana Liv, prosząc o przysługę. Nie wierzę, że to ja jestem osobą, która dla niej jeździ do apteki po tabletki antykoncepcyjne. Powinien to robić jej chłopak, ale tylko ja nie leczę kaca od rana z prawem jazdy w portfelu. Zmęczona i poirytowana wstałam natrafiając na Irwina siedzącego przy wygasłym ognisku. Po tym jak usłyszałam, że bzykałam się ze Stylesem co jest kompletną paranoją, udało mi się nakłonić go do użyczenia samochodu żeby jakoś dotrzeć do tej cholernej apteki, w której właśnie się znajduje.

Uśmiechnęłam się lekko podchodząc do kobiety przy ladzie. Kupiłam tabletkę dla siostry, notując w głowie, że będzie musiała mi oddać pieniądze. Schowałam wszystko do kieszeni bluzy i wyszłam na zewnątrz, mimo lata to o ósmej rano jeszcze jest dość chłodno. Otworzyłam drzwi i wsiadłam do auta zapinając pas.

- Myślałem, że dłużej to potrwa - powiedział zdzwiony Irwin.

- A ile miało trwać? - spytałam odpalając silnik a chłopak jedynie wzruszył ramionami.

- Nie wytrzepałaś butów wsiadając - odezwał się po chwili, nie odpowiedziałam włączając radio i podgłaszając je.

- To było dość jednoznaczne - powiedział rozbawiony przyciszając muzykę o kilka tonów ciszej.

Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową. Po kilkunastu minutach spędzonych w przyjemnej ciszy dojechaliśmy na kemping, wysiadłam oddając kluczyki rozbawionemu blondynowi.

- No co? - spojrzałam na niego delikatnie marszcząc brwi.

- Przeżyliśmy skarbie - złożył dłonie przed sobą i wypuścił powietrze z ust ukazując swoje dołeczki.

- Nie jesteś zabawny - dźgnęłam go palcem w brzuch.

- Kochasz moje poczucie humoru - zacmokał ustami, gdy szłam w kierunku namiotów.

- Wmawiaj sobie skarbie - zaśmiał się pod nosem.

Weszłam do namiotu, w którym siedziała Liv i podałam jej opakowanie. Otworzyła je szybko połykając tabletkę.

- To niedorzeczne żeby siostra ci latała za tabletkami no nie? - spojrzałam na nią przygryzając usta.

- Wiem, przepraszam - zmarszczyła nos przeczesując włosy dłonią.

- A teraz chodźmy coś zjeść - uśmiechnęłam się lekko.

Dziewczyna pokiwała głową i razem wyszłyśmy z namiotu. Wyjęłam torbę z jedzeniem robiąc nam kanapki.

- Dziękuję - powiedział Irwin zabierając mi kanapkę z dłoni i gryząc kawałek.

- Chyba żartujesz - spojrzałam niego gdy usiadł obok.

- Oddawaj - wyciągnęłam dłoń po moją własność a chłopak jedynie pokręcił głową.

- Zaklepana - uśmiechnął się wesoło.

- Niby od kiedy? - zmarszczyłam brwi.

- Odkąd zaczęłaś ją robić - odpowiedział wzruszając ramionami.

- Jesteś okropny - burknęłam robiąc kolejną kanapkę.

- Tylko w weekendy - wzruszył ramionami rozbawiony.

- Irwin - uśmiechnęłam się mimowolnie patrząc na blondyna przez chwilę.

- Nie denerwuj się skarbie, jakoś Ci się odwdzięczę - powiedział i przeciągnął się wstając.

GOOD'SISTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz