Rozdział 11

557 36 4
                                    

Uśmiechnęłam się szeroko na słowa chłopaka, chyba już wiem, co będzie moim ulubionym zajęciem w najbliższym czasie. Zdecydowanie droczenie się z nim. Widok jego zawiedzionej twarzy był cudowny. 

- No weź, Roxi. - zrobił minę zbitego psa. - Chcę jeszcze. - wyszeptał. - Pragnę twoich ust. - chłopak delikatnie musnął moje wargi. Przez ciało przeszedł przyjemny dreszcz. - Nikomu cię nie oddam, a tym bardziej jemu. 

Jego słowa mnie zaskoczyły, ale cieszyłam się z tego co powiedział. Teraz wiem, że przy nim nic mi nie grozi. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chyba naprawdę się w nim zakochałam. Ponownie delikatnie musnęłam jego usta, kocham czuć ich ciepło. Za każdym razem czułam się idealnie, jakbyśmy byli w bajce. Poczułam jego język na mojej dolnej wardze, co wywołało u mnie lekki uśmiech. Jednak w jednej chwili moja radość znikła, a w oddali zobaczyłam stojącą i obserwującą nas postać. Odsunęłam się od Geralda.

- G, ktoś nas obserwuje. - powiedziałam cicho nie spuszczając wzroku z osoby stojącej w oddali. Gerald spojrzał na mnie ze zdziwioną miną i odwrócił się, by zobaczyć o co mi chodzi. 

- Roxi, ale tam nikogo nie ma. - odpowiedział zwracając się do mnie. Skierowałam wzrok w miejsce, gdzie widziałam osobę i faktycznie nikogo nie było. Byłam pewna, że ktoś tam stał. - Pewnie jesteś zmęczona i ci się wydawało.

- Nie jestem zmęczona i nie wydawało mi się, jestem tego pewna. - spojrzałam mu w oczy, które przybierały coraz ciemniejszy odcień. Chyba nie jest dobrze.

- Kochanie, nie kłóć się ze mną. Być może ktoś się po prostu zatrzymał. - powiedział przez zęby. Widziałam, że próbuje być spokojny, a przynajmniej chce stworzyć taki pozór. Westchnęłam i przewróciłam oczami. Nie zgadzam się z nim i nie lubię jak ktoś narzuca mi swoje zdanie, ale nie chcę się kłócić, bo wiem, że nie mam szans. - Pojedziemy teraz do mnie, dobrze?

Kiwnęłam głową na znak potwierdzenia. Chłopak obszedł samochód i wsiadł do środka, otworzyłam drzwi. Ostatni raz spojrzałam w miejsce, gdzie widziałam postać, po czym również znalazłam się na siedzeniu auta. Gerald spojrzał na mnie i odpalił silnik. 

- Nawet jeśli kogoś tam widziałaś, to i tak jesteś bezpieczna, zaufaj mi. - położył dłoń na moim udzie i delikatnie ścisnął. Posłałam mu lekki uśmiech, odwróciłam głowę, a mój wzrok utkwił w martwym punkcie za szybą. 

Słyszałam jak wzdycha, po czym świat za oknem zaczął się poruszać, co oznaczało tylko to, że jedziemy. Jedyną osobą, która przychodziła mi namyśl to Mark. Nie znam nikogo innego, kto byłby zdolny mnie obserwować. Na samą myśl o tym, co mogło się wydarzyć, gdybym była sama, chce mi się płakać. Przez moją głowę przechodzi myśl, że faktycznie może mi się wydawało lub ktoś stał tam przypadkiem. Nie wiem czy wciąż będę bezpieczna, jeśli Gerald będzie musiał zająć się sobą. Spuszczam głowę i patrzę na swoje palce, boję się zostać sama. Przecież nie dam rady się przed nim obronić, jeśli będzie chciał mi coś zrobić. 

- Jesteśmy. - odzywa się Gerald, zatrzymuje auto i wyłącza silnik. - Coś się stało? - podnoszę głowę by spojrzeć na niego. Jego wzrok jest utkwiony we mnie. 

- Po prostu, boję się, że Mark mi coś zrobi, kiedy ciebie nie będzie. - przygryzam nerwowo wargę i zaczynam bawić się palcami. - Nie chcę zostać sama. 

- Nie zostaniesz sama, póki co, będę cały czas przy tobie. - chwyta mnie za podbródek i podnosi moją głowę do góry. - Poradzisz sobie, jesteś silna. - Gerald uśmiecha się do mnie. - Poza tym, przepraszam za tą sytuację na przystanku, nie powinienem tak reagować. 

- Nic takiego się nie stało. Sama nie wiem, czemu tak przeraziłam się faktem, że ktoś stoi po drugiej stronie ulicy. Miałam wrażenie, że to Mark. 

- Nawet jeśli to był on, to widział, że jesteś ze mną i nic ci nie zrobi. Nie musisz się go bać. - uśmiechnął si do mnie i odpiął swój pas. - Chodź do środka.

Również odpięłam swój pas, dopiero teraz rozejrzałam się dookoła. Znajdowaliśmy się na jakimś osiedlu domków jednorodzinnych. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Miejsce miało w sobie coś tajemniczego lub magicznego, sama jeszcze do końca nie wiem. Podążałam za chłopakiem w kierunku jednego z domów. Otworzył drzwi i przepuścił mnie, abym weszła pierwsza. Wnętrze było przytulne i skromne. Na ścianie w korytarzu wisiało kilka zdjęć rodzinnych, na które przelotnie spojrzałam. 

- Na lewo jest kuchnia, wejdź tam i rozgość się, ja zaraz wrócę. - powiedział Gerald i poszedł na górę. Zrobiłam to co kazał. Znalazłam się w kuchni, która była wykonana w bieli. Białe szafki, białe blaty, jedynie co było innego koloru to dodatki, wśród nich panowała czerń. Na środku pomieszczenia znajdowała się wysepka. Leżało tam sporo rzeczy, poczynając od kluczy, aż po rachunki, leki i słodycze. Uśmiechnęłam się na widok liściku najprawdopodobniej od jego mamy. To strasznie urocze. 

- Przepraszam za bałagan, zwykle tutaj są potrzebne rzeczy. - nerwowo śmieje się i zaczyna przerzucać przedmioty w jedną i drugą stronę. Łapię jego dłonie.

- Zostaw, jest dobrze. - uśmiecham się do niego, co odwzajemnia. 

- Niech ci będzie, chcesz coś do picia? Jedzenia? - podchodzi do mnie i staje ze mną twarzą w twarz. 

- Nie, dziękuję. Co chcesz robić? 

Nie otrzymuję odpowiedzi ponieważ Gerald złącza nasze usta w pocałunku i podsadza mnie na blat, tak abym na nim usiadła. Rozkoszuję się każdą chwilą spędzoną razem, jakby miała być ostatnią, ale własnie takie chwile, najbardziej lubię. Moja dłoń ląduje w jego włosach, którymi zaczynam się bawić. Już wiem, czym się zajmiemy tego wieczoru. 

***

Cześć, 

Jestem, żyję. Szkoła wchłonęła mnie totalnie. Najważniejsze, że dodaję ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Dziękuję za ponad 2,5 tyś wyświetleń, 205 gwiazdek oraz 50 komentarzy, to cudowne ile ludzi czyta moje wypociny. 

Lots of love
a xx 

Fake Lover // g-eazy ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz