Epilog

382K 13.4K 52.3K
                                    

6 miesięcy później

- Chcę pani znać płeć dziecka? - spytała doktor Daphne.

Siedzę na łóżku z odkrytym brzuchem, który wygląda, jak piłka, a on jeszcze będzie się powiększał... Alan siedzi obok mnie i trzyma moją dłoń. Przykuwa mocną uwagę do urządzenia, który wydaje z siebie ten dźwięk... ślimaka? I na dodatek monitor, który jest koloru czarno-szarego i ni chuja nic nie widać. Skąd ona będzie wiedzieć, co to za płeć? 

Omg! Dziewczynka, chłopiec?!

- Proszę powiedzieć, chcę mieć to za sobą... - wypuściłam powietrze z ust.

- Dziewczynka! - uśmiechnęła się.

Spojrzałam na Alana z rozchylonymi ustami ze zdziwienia. Będę mieć dziewczynkę... Jejku, będziemy mieć dziewczynkę! 

- A jeśli chodzi o pozostałości, to dziecko rozwija się bardzo dobrze - na swoim krześle przeleciała przez pół sali prosto do biurka. 

Wzięłam chusteczkę do ręki i starłam maść z brzucha. Alan pomógł mi wstać i stanęliśmy jeszcze przed biurkiem.

- Jeśli chodzi pani  o badania z bezpłodności... - spojrzała na mnie. - Na prawdę, nie mamy pojęcia, co spowodowało u pani ciążę. Wszystkie z możliwych badań nie wskazywały na nic, a w ciągu dalszym wynika, że jest pani bezpłodna.

- To co ja mam jakieś święte plemniki? - rzucił rozbawiony Alana.

Prychnęłam pod nosem i pokręciłam głową. Nawet tutaj potrafi żartować i spowodować u mnie uśmiech. Doktor także się zaśmiała.

- Na razie to tyle - skinęła głową. - Proszę przyjść za trzy tygodnie na następne badania. 

- Dziękujemy, do widzenia - pożegnałam się i chwyciłam Alana za rękę, a on od razu splótł nasze dłonie.

- Święte plemniki, serio? - szepnęłam, kiedy opuściliśmy pokój.

- Na to wygląda - uśmiechnął się.

- Alan... mamy dziewczynkę - powiedziałam.

- To teraz imię. 

- Kurcze, nie wiem jakie... - wyszliśmy z budynku. 

- Może... a nie, nie wiem - prychnął.

- Pomyślimy nad tym jeszcze. Przecież mamy dużo czasu - uśmiechnęłam się.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4 stycznia, 2023 rok 

- O kurwa mać! - pisnęłam. 

Przed oczami miałam mroczki i migające światła. Ból był masakryczny, najgorszy, najboleśniejszy. Tego nie da się określić. To jest jakby ktoś palił ciebie żywcem, a nawet i gorzej. To chore, jak można takie coś czuć... Dlaczego taki ból istnieje?!

Ja rodzę.

Ja rodzę.

Ja właśnie jestem przewożona na salę porodową!

- Spokojnie, jestem tutaj... - pocieszał mnie Alan, który głaskał mnie po głowie i dotrzymywał tempa pielęgniarkom.

- To tak boliiiii... - jęknęłam. Łzy ze mnie ciekły, jak chciały. 

Byłam cała gorąca, spocona, obolała, nie wytrzymywałam. To okropnie boli, tak bardzo... Wydzierałam się, nie zwracałam uwagi na ludzi wokół, a po prostu się wydzierałam. Miałam to w dupie, co sobie o mnie pomyślą. Będę drzeć ryja, czy im się to podoba, czy nie!

Mój mały mężczyznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz