Rozdział 30

5.9K 307 11
                                    

Ślub

Holly Minight

Po skończeniu moich paznokci, fryzury i makijażu przyszedł czas na suknie. Może nie była najpiękniejsza, ale była ładna.
- Daj mi ten pokrowiec muszę sprawdzić czy wszystko w nim jest. - powiedziała mama, zabierając ze sobą wszystko i zostawiając mnie samą.
Założyłam piękną, koronkową bieliznę. Pończochy i naszykowałam szpilki. Włożyłam na siebie szlafrok i czekałam na kreację.
- Proszę. - powiedziała mama. Rozsunęłam suwak, a moim oczom ukazała się suknia, o której marzyłam.
- Aaaa! - zapiszczałam. - Ale jak?
- Mama Chloe.
- Muszę ją mocno wyściskać. Ale się cieszę!
Pomogła mi założyć suknię i szpilki. Wpiąć welon, a po tym przyszły Laura, Chloe i Lou.
- Wow. - zachwyciła się Chloe. - Wyglądasz pięknie.
- Dzięki. Lou jaką ty masz ładną sukienkę.
- Dziękuję ciociu, a gdzie jest Alice?
- Na dole w salonie. Ogląda z dziadkiem telewizję.
Gdy wyszliśmy na zewnątrz, by zaczekać na audi zobaczyłam przed domem ładnie ozdobioną limuzynę.
- O ja nie mogę.
- Niespodzianka.
Wsiedliśmy wszyscy i pojechaliśmy pod kościół.
Jace podał mi bukiet krwistoczerwonych róż i pocałował w policzek.
- Wyglądasz pięknie, kochanie.
- Dziękuję. Ali, Lou trzymajcie koszyczki z płatkami róż.
- To co idziemy? - zapytał. - Wszyscy już czekają.
Wszyscy ruszyli w kierunku wejścia dopóki się nie odezwałam:
- Sam poprowadzisz mnie do ołtarza?
Jace uśmiechnął się do mnie, Sam nie wiedział co odpowiedzieć.
- Proszę.
- Tak, dobrze.
Stanęliśmy przed drzwiami.
- Dziękuję Holly za wszystko. Za to, że mnie zaakceptowałaś, za wszystko. - uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam w stronę ołtarza. Dziewczynki sypały kwiaty. Laura, Chloe i Penny, Thomas, William,Luke i wreszcie mój prawie mąż zwróceni w stronę gości.
- To też zasługa Jace'a.
- Idziemy?
- Yhym.
Idąc czerwonym dywanem zauważyłam wśród gości Mike'a, Olly'ego, Elsę i wielu innych znajomych.
...
- Czy ty Jace bierzesz sobie Holly za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuścisz aż do śmierci pomimo jej trudnego charakteru? - wszyscy zachichotali na słowa księdza.
- Tak.
- A czy ty Holly bierzesz sobie Jace'a za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuścisz aż do śmierci pomimo tego że będzie walczył z każdym mężczyzną o ciebie?
- Tak.
- Ogłaszam was mężem i żoną... Jace możesz pocałować swoją żonę. - po namiętnym pocałunku, oklaskach i życzeniach pojechaliśmy z Alice na cmentarz. Ukleknęłam i zmówiłam modlitwę, a na koniec powiedziałam w myślach:
Tato, dziękuję Ci za to, że zawsze wierzyłeś we mnie i w Jace'a. Od zawsze wiedziałeś, że będziemy razem. Dziękuję, za to, że mama znów doznała szczęścia i miłości. Kocham Cię mocno, brakuje mi Ciebie. - nagle poczułam na swoim ramieniu coś bardzo zimnego.
- Też to poczułaś, Holly? - kiwnęłam głową.
Dziękuję za twoją obecność. Kocham Cię. - tymi słowami zakończyłam modlitwę.
***
Jace przeniósł mnie przez próg domu weselnego i wznieśliśmy za nas toast i rozpoczęliśmy nasz pierwszy taniec. Walc wiedeński do piosenki I have nothing - Whitney Houston.
Siedzieliśmy zajadając pyszności, które podawała nam obsługa, tańczyliśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Nagle ucichła muzyka i wstał Samuel, w lewej dłoni trzymał zwiniętą kartkę, a w drugiej  kieliszek szampana.
- Chciałbym wznieść toast za Holly i Jace'a w tak ważnym dla nich dniu. Holly pamiętam twojego tatę. Byliśmy kumplami na studiach. Potem nasze drogi się rozeszły, spotkaliśmy się, gdy miałaś zaledwie trzy latka. Tata twierdził, że jak dorośniesz zostaniesz adwokatem, bo tyle mówiłaś, że głowa mała. Ostatnio Caroline znalazła list... dla mnie i... dla ciebie. Jeśli pozwolisz chciałbym kawałek przeczytać. - kiwnęłam głową. - "Piszę do Was ten list, ponieważ dowiedziałem się,  że jestem nieuleczalnie chory. Mam nowotwór trzustki. Za późno go zdiagnozowano i niestety... umieram. Piszę to dopiero w liście, ponieważ nie miałem odwagi powiedzieć Wam wprost. Wiem, że moja żona Caroline, syn Will i ty Holly byście to mocno przeżyli. Bardzo Was kocham. - po policzku spłynęła łza. - Chciałem was uchronić przed podwójnym bólem... - wyszukał drugi fragment i zaczął go czytać - Mam nadzieję, że to Jace będzie tym, z którym spędzisz resztę swojego życia i, z którym założysz rodzinę Holly. Bądź szczęśliwa i uśmiechnięta niezależnie od przyczyny. Piszę razem ten list do Ciebie Holly i do partnera Caroline, ponieważ wiem, że nowy mężczyzna w życiu mamy to dla ciebie najokropniejsza rzecz. Zawsze byłaś uprzedzona do takich związków, ale mam nadzieję, że godnie przyjęłaś go do NASZEJ rodziny. - łzy przebiegały mi po policzku, ale była uśmiechnięta. - Ja zawsze pozostanę twoim tatą, ale daj szansę i jemu... Jeśli nawet zechcesz mów do niego tato. Dbajcie o mamę i Will'a. Malcolm. - otarł mokry policzek i powiedział. - Dziękuję Holly, za wszystko. Twój tata byłby z Ciebie dumny... Tak jak ja jestem teraz.
Podniosłam się, puściłam rękę Jace'a i Alice i poszłam do Sama. Stanęłam przed nim i szepnęłam:
- Wiem, tato. - przytuliłam go do siebie, a kiedy oderwaliśmy się od siebie perkusista zespołu powiedział:
- Chyba nadszedł czas na taniec pana młodego ze swoją mamą i panny młodej ze swoim tatą.

***
Kurczę, nie wiem jak Wam, ale mnie ten rozdział bardzo się podoba. Jest chyba moim ulubionym❤. Uroniłam kilka łez na fragmencie czytania listu 😢. Było trochę komplikacji pisząc ten rozdział, ponieważ pisałam go trzy razy, bo dwa razy mi się usunął. Napiszcie jak Wam się podoba i mam nadzieję, że jest taki jak sobie go wyobrażaliście. Ponad 9 tys. odsłon jesteście wielcy. Dzięki. Do następnego...

Odnajdę cięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz