◀(Rozdział 1)▶

2.1K 199 62
                                    


- Nazwisko?

- Thomas - odpowiedziałem znużonym głosem.

- Nazwisko - powtórzyła głośniej pani z recepcji. Wydawała się znudzona i zirytowana swoją pracą.

- Gdybym je miał to bym je podał, nie sądzi pani?

- Thomas! - rozległ się za moimi plecami czyjś głos. Czym prędzej odwróciłem się, a moim oczom ukazał się...

- Minho! - zawołałem podchodząc szybkim krokiem do dawnego przyjaciela. - Nie widziałem cię całe wieki!

- Zniknąłeś bohaterze. Tuż po przedostaniu się przez plaski przenos z siedziby DRESZCZu. Wystarczyło ci kilka godzin i już cie nie było. - Pokręcił głową.

- Ja... Przepraszam. Co ty tu robisz? - powiedziałem usiłując zmienić temat.

- Pracuje - odpowiedział po czym odwrócił się do pani za biurkiem - Doro nie łącz mnie z nikim.

Nie rozumiem. Co? Minho pracuje w tym biurowcu? Ten Minho, ten narwany sztamak, którego zajęciem było bieganie przez cały dzień po labiryncie? Dał się zamknąć w czterech ścianach? Ogay wiem jaką funkcję pełni (a raczej pełnił po ucieczce), ale nie sądziłem, że nadal siedzi w tym wszystkim. To co było, jest tylko mroczną przeszłością.

Labirynt, pogorzelisko, Denver, Enklawa Poparzeńców, Chuck, Teresa... Newt. Potrząsam głową. To przeszłość. Minęło już pięć lat, świat wrócił do - o ile tak to mogę nazwać - normy. Obszar międzyzwrotnikowy jest całkowicie pozbawiony roślinności. Sam piach, piach, piach, gdzie tylko okiem sięgnąć. Wątpię żeby kiedykolwiek ten obszar ziemi wrócił do dawnej wspaniałości. Na pozostałych obszarach wszystko jest już w porządku.

- Chodź. Muszę z tobą porozmawiać - powiedział.

Bez słowa ruszyłem za nim wchodząc do pomieszczenia z szeregiem okien, paprotką, biurkiem, dwoma krzesłami i szafką na dokumenty stojąca pod ścianą po prawej stronie. Typowe pomieszczenie biurowe.

- Bez jaj Minho! Ty dałeś się tu zamknąć? - zapytałem z kpiącym uśmiechem.

- Z czegoś trzeba żyć tak? Zresztą ty nic nie rozumiesz.

- Uświadom mnie.

- Siadaj - wskazał krzesło na przeciwko biurka po czym mówił dalej - Minęło pięć lat od czasu gdy udało nam się wydostać z Labiryntu, przeżyć na pustyni i uciec przed DRESZCZem. Pięć lat odkąd DRESZCZ przestał istnieć. Cztery lata od wynalezienia przez ciebie leku.

- Do czego zmierzasz?

- Ktoś próbuje reaktywować to cholerstwo. Być może ktoś wtedy przeżył i teraz chce zacząć wszystko od nowa. Nie mamy pojęcia po co.

- To nie możliwe - potrząsnąłem głową - nie ma już pożogi, nie muszą już szukać leku, prowadzić testów.

- Thomas purwa! Czy ty naprawdę wierzysz w to, że celem DRESZCZu bylo tylko wynalezienie leku? To przez nich światem zawładnęła pożoga. Sądzisz, że chcieli wszystkich pozabijać, a potem ratować w wielkim stylu?

Nie odpowiedziałem.

Minho miał rację. Wynalezienie leku nie było trudne. Zajęło mi to raptem trzynaście miesięcy, bez żadnych prób, bez zmiennych.

- Chcieli wszystkich kontrolować. - kontynuował, a jego mina wyrażała coś pomiędzy irytacją, a chęcią mordu. - Pożoga rozwijała się w mózgu zmieniając postrzeganie świata przez poparzeńców. Nie potrafili logicznie myśleć.

- Do rzeczy Minho - przerwałem mu - prowadziłem badania na ten temat. Doskonale wiem jakie procesy zachodzą w mózgu, w którym rozwija się pożoga.

- Dobrze. Wiec wiesz, że wirus zamiast umożliwić kontrolę nad ludźmi zaczął ich dziesiątkować.

Przewróciłem oczami.

- Rządy ocalałych państw przejrzały na oczy. Stworzyły organizację, która zajęła się rozpowszechnianiem leku. Ale o tym doskonale wiesz. Kilku naszych naukowców pracowało razem z tobą nad lekiem. Do tej pory zastanawiam się dlaczego tamtej nocy zniknąłeś bez słowa, dlaczego po wynalezieniu leku nie dołączyłeś do nas.

- Miałem swój powód.

- Teraz to jest najmniej ważne. Tak jak już mówiłem DRESZCZ wrócił chcąc z powrotem przejąć kontrolę nad ludźmi tyle że tym razem próbuje przejąć władze nad dawnymi streferami, którzy nie byli odporni, a w których mózgach nadal znajduje się to ustrojstwo DRESZCZu dzięki, któremu nas kontrolowano. Większość z nas ma to usunięte jednak pozostali jeszcze tacy, którzy nadal mają to dziadostwo w głowie.

- Newt... - wyszeptałem głucho.

Po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Nie słuchałem już Minho. Jego słowa zlewały się w jeden bełkot. Krzyczał na mnie? Nie ważne. Newt był w niebezpieczeństwie.

- Thomas! Coś ty purwa powiedział? Thomas!

- Newt żyje.

- Jak to Newt żyje? Dlaczego nie powiedziałeś o tym wcześniej? Dlaczego do nas nie dołączył?

- Bo... On nic nie pamięta.

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz