Newt wtaszczył na górę ostatnie kartonowe pudło pełne niepotrzebnych rupieci i teatralnie wierzchem dłoni otarł niewidzialny pot z czoła.
- Uf! - zawołał i ruszył w moją stronę o mało nie przewracając się o dopiero co przyniesiony karton. - Naprawdę potrzebne nam aż takie wielkie mieszkanie?
- Wielkie? - uniosłem jedną brew do góry i rozejrzałem się dookoła. - To tylko dwa pokoje, kuchnia, niewielki salon i mała łazienka z ogromną wanną.
- Koniec z prysznicem? - zapytał, choć bardziej zabrzmiało to, jak stwierdzenie.
- Lubiłem prysznic - westchnąłem z udawanym żalem i przygryzłem wargę na wspomnienie naszych wspólnych chwil spędzonych pod strumieniami gorącej wody, która dla mnie zawsze była za ciepła, a dla niego w sam raz. - Z tobą - dodałem.
Cieszyłem się, że zaczynamy wszystko od nowa, w nowym mieszkaniu z dala od tego, co miało miejsce kilka miesięcy temu. Teraz byliśmy już na neutralnym gruncie, bez małych sekretów i ogromnych tajemnic. To nam dobrze zrobi.
- A ja lubię wannę. - Uśmiechnął się chytrze, po czym podszedł do mnie bardzo blisko. - Z tobą - dodał szeptem, a po moim ciele rozszedł się przyjemny dreszczy.
Nagle cały zapał, jaki miałem do pracy, gdzieś uciekł, a zastąpiło go pożądanie. Oczami wyobraźni widziałem Newta rozebranego do naga, siebie i wannę pełną gorącej wody.
- Eh, my tego w życiu nie skończymy - westchnąłem. - Chodź.
Chwyciłem blondyna za rękę i poprowadziłem do małej łazienki. Odkręciłem gorącą wodę, a następnie zabrałem się za ściąganie jego koszulki. Nie protestował, a w zamian wsunął swoje dłonie pod moją.
- Przecież mamy dużo pracy - zauważył z krzywym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Doskonale wiedział, że teraz to nie miało żadnego znaczenia.
Złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, który z każdą sekundą stawał się głębszy, przepełniony czystą miłością i wspólnym pożądaniem.
Opuszki moich palców błądziły po jego torsie poznaczonym bladymi bliznami, które były pamiątką po dniu, o którym nie chciał pamiętać żaden z nas, a już na pewno nie ja. Ciągle nie potrafiłem wybaczyć sobie krzywd, które mu wyrządziłem i codziennie dziękowałem mu za to, że mi wybaczył, choć na to nie zasługiwałem.
Po chwili oderwałem się od twarzy blondyna i spojrzałem w oczy, które przepełnione były czystą miłością, a uśmiech na jego ustach przywodził wspomnienia tych beztroskich chwil w strefie, kiedy to nieświadomi cierpień, które na nas czekały, mieliśmy siebie. Potem przyszło się nam zmierzyć z pustynią, na której o mało go nie straciłem. Gdybym wtedy pociągnął za spust... Jedno jest pewne: też pewnie już bym nie żył. Nie potrafiłbym funkcjonować bez niego. Newt od zawsze był moim powietrzem, a bez powietrza nie da się żyć.
- Wszystko w porządku, Tommy? - zapytał ze zdziwieniem, gdy zbyt długo wpatrywałem się w jego twarz.
- W jak najlepszym - uśmiechnąłem się i cmoknąłem go w czubek nosa.
Pozbyłem się reszty ubrań, a następnie chlapiąc wodą na płytki, wszedłem do wanny wypełnionej gorącą wodą. Newt zrobił dokładnie to samo, wsunął się za mnie i oplatając moje ciało swoimi nogami, przyciągną mnie do siebie. Powoli odchyliłem się do tyłu, opierając o jego tors, wtedy jego usta zaczęły muskać płatek mojego ucha, a następnie moją szyję.
- Kocham cię, Newtie - wyszeptałem.
- Ja ciebie też, Tommy.
***
(Newt)
CZYTASZ
PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONE
Fanfiction⚠Małe poprawki dotyczące przecinków, ale jak czas pozwoli, zajmę się również stylistyką pierwszych rozdzałów! ⚠ Minęło pięć lat od horroru, który Thomas wraz z przyjaciółmi przeżył w Labiryncie i na pustyni. Lek na Pożogę został wynaleziony, DRESZCZ...