◀(Rozdział 25)▶

909 105 20
                                    

Sonya biegła co sił w nogach, depcząc po piętach mężczyźnie, który prowadził ją do Minho. Czuła się rozdarta pomiędzy bratem, który gdzieś tam był ranny, a chłopakiem, za którym tęskniła i martwiła się o niego. Wiedziała, że Gladersi przyjdą im na ratunek, ale nie spodziewała się tylu ofiar. Gdy zobaczyła ogrom zabitych, krew w jej żyłach zmieniła się w lód, a przecież już tak wiele widziała i  przeżyła. Jednak cały czas wierzyła w to, że przeszłość już zostawili za sobą. Jak się okazało, niesłusznie.
Korytarz skręcał jeszcze dwa razy w lewo, aż mężczyzna dopadł do wielkich dwuskrzydłowych drzwi i otworzył je na oścież. Wszyscy zgromadzeni, w sali obserwacyjnej, wbili w nich wzrok, ale ona szukała tylko jednych oczu. Oczu jej ukochanego. Minho stał przy monitorach i gdy tylko dostrzegł drobną blondynkę podbiegł do niej i przyciągną ją do siebie, ukrywając swoją twarz, w jej włosach. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo się o nią bał. Teraz trzymał swój cały świat, w ramionach, a jego serce zalała ulga. Sonya była cała i zdrowa. Do oczy napłynęły mu łzy, które tłumił od tak dawna. Nie zwracał uwagi na zgromadzonych, był ich liderem, ale nie miał zamiaru ukrywać przed nimi swoich emocji. Łzy nie były słabością, były dowodem na to, że ma serce. Odzyskał swoją miłość. Zdawał sobie sprawę, że to nie koniec, walka dopiero się rozpoczęła, ale przez ten krótki moment pozwolił sobie wierzyć, w to, że świat składa się tylko z niego i Sonyi. Przez ten jeden krótki moment, który skończył się zbyt szybko.

  - Wszystko w porządku? - wyszeptał, w jej włosy, przyciskając ją do siebie jeszcze mocniej. - Skrzywdzili cię? Cholernie się o ciebie bałem.

  - Minho, wiem gdzie są inni - wyszeptała, odsuwając się od Azjaty. Z kieszeni wyszarpała kartę magnetyczną, którą dostała od Thomasa i podała ją Minho, ale chłopak wciąż przeszywał ją spojrzeniem pełnym troski. - Nic mi nic jest, naprawdę. - Uśmiechnęła się pocieszająco i zamachała kartą. Wreszcie spotkała Minho, który był cały i zdrowy. Przynajmniej jeden kamień spadł jej z serca, które przygniatała sterta głazów.

Azjata ujął w dłoń plastikowy prostokąt i przyjrzał mu się uważnie po czym pokiwał głową.

  - Ogay, sztamaki! - podniósł głos, rozglądając się po zgromadzonych. - Musimy uwolnić tych ludzi, ale nim to zrobimy, musimy mieć pewność, że wszystko pójdzie jak trzeba, że teren jest czysty. Nie możemy pozwolić, żeby spadł im choć włos z głowy! Zrozumiano? Gdzie jest Chris?

Sonya rozejrzała się ze zdziwieniem po pomieszczeniu. Przecież znajdowali się w sali obserwacyjnej, gdzie jedną ze ścian stanowiły same monitory. Sądziła, że to dzięki nim Chris ich odnalazł na korytarzu, a przynajmniej tak było do momentu, w którym ujrzała, że dokładnie każdy z nich śnieżył.

  - Chris jest razem z Newtem i Thomasem - odpowiedziała, krótko, rozglądając się na wszystkie strony ogromnej sali, wypełnionej do połowy członkami Gladers.

  - Gdzie oni są? - wypytywał Azjata - Czemu nie przyszli tu z tobą?

Sonaya poktótce opowiedziała swojemu chłopakowi, o tym jak Thomas przyszedł ją uwolnić i, że Newt potrzebował pomocy, dlatego się rozdzielili.

  - Musisz kogoś tam wysłać. - powiedziała, w końcu, zerkając na Minho błagalnym wzrokiem. Serce zabiło jej szybciej na myśl, że Newt może tego nie przeżyć. Dopiero, co go odzyskała, nie mogła go stracić. - Proszę.

  - Dadzą sobie radę. - odpowiedział, spoglądając przepraszająco na dziewczynę. Wierzył w to całym sercem i ufał Thomasowi jak i Chrisowi. Wiedział, że zrobią wszystko, aby wyprowadzić stąd Newta.

  - A jeśli nie? Co wtedy, gdy ich ktoś zatrzyma? Jeśli nie wyślesz nikogo, ja pójdę.

  - Nie pozwolę ci na to. Dopiero, co cię odzyskałem!

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz