◀(Rozdział 4)▶

1.3K 160 36
                                    

(Newt)

Rachel obudziła mnie pocałunkami. Nie powiem, że mam coś przeciwko temu. Lubię,  gdy to robi muskając mnie przy tym swoimi czarnymi kosmykami włosów.
Ranek był całkiem przyjemny dopóki jakiś klump nie wpakował się na mnie na peronie. Dopiero po chwili skojarzyłem, że to ten sam chłopak z którym jeżdżę od jakiegoś czasu metrem. Thomasem. Późnym popołudniem zobaczyłem go siedzącego na ławce. Chwilę zastanawiałem się czy do niego podejść. Coś mnie do niego ciągnęło. Sam nie wiem co, ale już będzie dwa lata gdy zobaczyłem go po raz pierwszy. Wydawał się znajomy jednak w głowie nie mogłem odnaleźć jego twarzy. Nic dziwnego, bo praktycznie nic nie pamiętam z przed dwóch lat. Byłem Poparzeńcem, osobą zarażoną pikolonym wirusem. Umarłbym, ale jakiś sztamak wynalazł lek. No cóż wraz z Pożogą zabrał też wspomnienia rodziny, wspomnienia dzieciństwa i wszystkiego co mnie spotkało wcześniej.

Na początku myślałem, że jest osobą z mojej przeszłości: kolegą, znajomym, a może kimś z rodziny jednak on zachowywał się jakby w ogóle mnie nie znał. Tylko czasem wpatrywał się we mnie gdy myślał, że nie widzę więc porzuciłem myśli, że to ktoś bliski. Dziwne było to, że tylko względem niego coś mnie ciągnęło, tylko w nim widziałem kogoś, kto nie był mi obcy. Może po prostu tylko przypomina mi kogoś? Tak, to logiczne wyjaśnienie.

Gdy spotkałem go na peronie siedzącego na ławce, zebrałem się na odwagę, bo co gorszego może mnie spotkać niż pożoga, która zżerała mi mózg? Thomas okazał się całkiem w porządku. Sztamak, który był w labiryncie. Słyszałem o tym cholernym miejscu. Gdy rozbłyski spaliły wiekszą część globu i Pożoga dopełniła dzieła zniszczeń powstał DRESZCZ, a jak i to cholerstwo to i dwa labirynty. Do jednego trafiły dziewczyny, do drugiego chłopcy tak zwani odporniacy. Labirynt był próba i testem dlaczego są zdrowi skoro inni (np. ja) już nie. Z tego co słyszałem wszystko wzięło licho i DRESZCZ nie wynalazł leku, a co się potem okazało sam doprowadził do wypuszczenia wirusa. Tym którzy przeżyli udało się pokonać DRESZCZ. Chodzą pogłoski, że jeden z DRESZCZu trafił do labiryntu i to on poprowadził wszystkich do zwycięstwa nad DRESZCZem stając przeciw swoim. Potem wynalazł lek. Ja oczywiście wpadłem mu w ręce i tak oto straciłem pamięć. Nie wiem ile z tego jest prawdą, jak stałem się szczurem doświadczalnym, czy osoba która wynalazła lek jest tą samą osobą, która pokonała DRESZCZ, ale jednego jestem pewien: chciałbym pamiętać choć wiem, że wtedy na świecie nie było za dobrze. Z drugiej strony dlaczego świat nigdy nie poznał imienia osoby która uratowała ludzkość? Być może ma coś na sumieniu. Teraz pewnie pławi się w luksusach, a ja purwa?! Ja w obcym facecie upatruje kogoś bliskiego.

- Newt, coś się stało?

- Nie, nic. Poznałem dziś kogoś.

Rachel uniosła lewą brew udając zainteresowanie, a ja wzruszyłem ramionami i ciągnąłem dalej:

- Ma na imię Thomas. Wiesz ten z którym jeździmy metrem. Był w labiryncie wiedziałaś o tym?

Na dzięki moich słów Rachel odwróciła się gwałtownie o mało nie strącając na ziemię naszej kolacji.

Zaskoczyło mnie jej zachowanie, ale nie było sensu pytać. Nie miałem już ochoty słuchać "nie opowiadaj bzdur".

- Jak to był w labiryncie? Thomas? O czym ty mówisz? - zapytała.

- DRESZCZ, labirynt, pożoga, mówi ci to coś?

- Nie musisz być niemiły!

- Nie jestem. Czekaj, ty wiedziałaś?

- Ciekawe skąd? Zresztą nie obchodzi mnie niczyja przeszłość.

Nic nie odpowiedziałem.
 
- Może zamiast przejmować się czyjąś przeszłością pomyślisz o naszej przyszłości - wysyczała przez zęby rzucając na stół fartuch.

(Thomas)

  - Hej szczylniaku! No no ale się urządziłeś!

Minho rozsiadł się wygodnie na mojej kanapie i uważnie przyglądał się mieszkaniu po czym spojrzał na mnie z udawanym podziwem.

  - Rozmawiałeś już z Newtem?

  - Taa. - odpowiedziałem.

Nie miałem pojęcia co mogłem mu więcej powiedzieć. Wciąż przepełniał mnie strach, że coś spikole, że powiem za dużo przy Newcie i... I go stracę.

Wzruszyłem ramionami i rzuciłem Minho puszkę piwa.

  - Thomas, proszę nie spikol tego. Newt był moim przyjacielem od dawna i... Myślałem, że nie żyje, a teraz dowiedziałem się, że jest cały i zdrowy. Do tego mieszka w tym samym mieście! Bardzo mi zależy żeby nic mu się nie stało. Może to nie jest priorytet dla ciebie, ale dla mnie owszem.

Nie wierzyłem, że był w stanie powiedzieć coś takiego!

  - Sądzisz, że mi na nim nie zależy? Purwa, Minho, czy ty siebie słyszysz?! To właśnie dla niego was zostawiłem! Zabrałem go z pogorzeliska, ukryłem i wziąłem się za badania! To ja wielokrotnie słuchałem jak płacząc bądź mi grożąc błagał o śmierć, a ty mi mówisz, że Newt nic dla mnie nie znaczy?!
 
  - Thomas, posłuchaj... - zaczął, ale nie dałem mu dokończyć.
 
  - Nie, to ty posłuchaj! Ja i Newt...
 
  - Thomas, purwa! Ogay, przepraszam! Nie było tematu, po prostu się martwię, ogay? Wiem, że Newt to także twój przyjaciel i nie powinienem tak mówić. Sorry stary - uśmiechnął się przepraszająco.
 
Nie było sensu dalej ciągnąć tego tematu.

  - Ogay - odpowiedziałem. - A co z innymi? Nie tylko Newt ma to fujstwo w głowie. Zresztą przez pięć lat mogli także testować swoje ustrojstwa na zwykłych ludziach.
 
  - Nasi ludzie wszystkim się zajmują. To nie takie proste i o ile wiemy kto był w labiryncie o tyle nie wiemy kogo mógł DRESZCZ dorwać potem i czy my także nie będziemy ich celem.
 
Po słowach Minho zapadła długa cisza, aż w końcu ją przerwałem:

  - Nie pozwolę go skrzywdzić.

___________________________________

Wiem, wiem, że ten rozdział mogłby być chociaż ciutke ciekawszy, ale pomalutku 😜😘

No i dziękuję za gwiazdki i komentarze 💟

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz