◀(Rozdział 2)▶

1.8K 175 91
                                    

DRESZCZ powraca. Czy to możliwe aby po pięciu - w miarę spokojnych - latach znów zaczynał się ten koszmar? Labirynt się zawalił. Przynajmniej ten w którym przebywała grupa A. Nie mam pojęcia gdzie znajduje się drugi do którego trafiły dziewczyny. Po wysadzeniu siedziby DRESZCZu nie znaleziono najmniejszego śladu gdzie mógłby znajdować się drugi labirynt. Nie chcę o tym myśleć. Polubiłem swoje normalne życie, podróże do pracy metrem, hot dogi z budki, spacery...

- Kocham cię, wiesz? - wyszeptała dziewczyna stojąca w wagonie metra na przeciw mnie. Podniosłem głowę, aby spojrzeć w jej stronę. Nie musiałem tego robić, bo doskonale wiedziałem kto wypowiedział te słowa. Dziewczyna wtulona była w wysokiego chłopca, który obejmował ją z nosem schowanym w jej włosach.

Jego blond włosy błyszczały w jaskrawym świetle wagonu metra, skręcając się na skroniach i karku. Był szczupły, ale nie wyglądał na słabego. Pod swetrem rysowały się mięśnie. Podsunięte do łokci rękawy ukazywały liczne żyły na jego przedramionach świadczące o sile chłopaka.

Poruszył się gdy metro zatrzymało się na stacji i odsunął kawałek aby kolejni pasażerowie mogli spokojnie wejść w głąb wagonu.

Kulał.

Znam tego chłopaka. Znam go doskonale. Może nawet lepiej niż on zna siebie? Obiekt A5 - klej. Ciekawe czy zastanawia się skąd wziął się u niego ten tatuaż.

- Ja ciebie też - odpowiedział uśmiechając się i całujac ją w czubek głowy.

Znalazł swój raj. Znalazł spokój i szczęście u boku pięknej dziewczyny o kruczoczarnych włosach, smukłej figurze i czarnych oczach. Raj na który zasłużył po tym wszystkim czego doświadczył.

Spogląda na mnie.

Przeklinam się w myślach. Za późno, aby odwrócić wzrok. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko uśmiechnąć się do blondyna. O dziwo odwzajemnia uśmiech, a w jego oczach dostrzegam iskierki, które wcale nie są mi obce.

Poznał mnie?

Nie. To nie możliwe. Gdyby rozpoznał kim jestem... Nie wiem co by zrobił. Znienawidziłby mnie po tym co mu zrobiłem czy jednak podziękował?

Nie chcę zagłębiać się w te zakamarki mojego umysłu. Zresztą teraz mam większe zmartwienia.

Pociąg zatrzymuje się na mojej... Na naszej stacji. Uważnie obserwuje jak dziewczyna o czarnych oczach ciągnie za rękę swojego chłopaka do wyjścia. Nieśpiesznie ruszam za nimi.

Wyglądają naprawdę... Uroczo? Co to w ogóle za słowo? - kręcę głową - Nie ważne.

Po dwóch przecznicach znikają mi z oczy, a ja kontynuuję wyprawę do moich apartamentów godnych wybawiciela świata od pikolonej pożogi czyli małej kawalerki w starej kamienicy na poddaszu. Nie narzekam. Kocham moje małe mieszkanko i wcale więcej do szczęścia nie potrzebuję niczego. No prawie niczego.

Po dziesięciu minutach dotarłem do mojego mieszkanie. Rozmowa z Minho nie dawała mi spokoju. W skrócie odpowiedziałem mu o całym zajściu w Denver, o tym, że miałem zabić Newta, o tym że zabrałem go ze sobą, ukryłem w górolocie, a potem po wyprowadzeniu ludzi razem z resztą streferów z Labiryntu i z siedziby DRESZCZu wyruszyłem na poszukiwanie chorego przyjaciela. Po kilku dniach udało mi się namierzyć Lawrencea przez zwykły przypadek. Spotkałem go w mieście gdy robił zapasy żywności. Udałem się wtedy z nim do górolotu, aby zobaczyć się z Newtem, zabrać go i po prostu czekać razem z nim, aż przekroczy granice, aż doszczętnie zwariuje i mnie zabije. Na szczęście tak się nie stało. Lawrence miał znajomości w Europie. Polecieliśmy wowczas do Francji i tam zająłem się badaniami nad pożogą. Po sześciu miesiącach udało mi się odkryć na czym to wszystko polega. Wytworzyłem antygen, ktory natychmiast zaaplikowałem Newtowi. Było z nim coraz gorzej. Nie było czasu na więcej testów, na sprawdzanie czy to go nie zabije. Nie życzę nikomu takiego widoku. Newt owładnięty pożogą wyrywał sobie paznokcie i włosy wraz z płatami skóry. Nic nie dawało przywiązywanie go do łóżka gdyż szarpał się tak mocno, aż łamał sobie nadgarstki i kostki. Ocierał skórę aż do krwi. Nie mogłem znieść jego krzyków, ktore do dziś prześladują mnie w koszmarach. Musiałem zaryzykować i zaryzykowałem. Jak się okazało lek był daleki od doskonałości. W mózgu Newta zaszły nieodwracalne zmiany. Zapadł w śpiączkę, w której przebywał 14 miesięcy, dwa tygodnie i pięć dni. Oczywiście lek zachamował rozwój choroby, a nawet zaczął ją cofać jednak było drobne ale. Mianowicie cała pamięć Newta wyparowała.

Minho wówczas po moim nagłym zniknięciu dość szybko ogarnął się w nowej sytuacji kontaktując się z rządami ocalałych państw. Stworzył wraz z Brendą i resztą organizacje "Gladers". Jego ludzie odnaleźli także i mnie przez co otrzymałem pomoc od innych naukowców. Od tamtej pory pracowaliśmy dalej nad lekiem. Przeprowadzaliśmy eksperymenty, test, aż do uzyskania odpowiedniego leku, który następnie był dostarczony do zarażonych.

Najlepsi lekarze jakimi dysponowałem nie spuszczali Newta z oczu. Nie zgłaszali nic Minho. Dla nich Newt był tylko poparzeńcem który posłużył mi do sprawdzenia leku. Uważali, że to mój szczur doświadczalny. Jakże się mylili...

Także przy nim czuwałem do czasu, aż zaczął odzyskiwać przytomność. Po przebudzeniu Newta, nie pokazywałem mu się na oczy. Nie chciałem aby musiał mnie oglądać. Mnie który doprowadził go do takiego stanu. Ale też bałem się spojrzeć mu w oczy. Był silny, z ogromną wolą życia. Szybko, bo po czterech miesiącach doszedł do siebie. Tak minęły dwa lata. Zrobiłem wszystko co mogłem, aby zapewnić mu start: znalazłem mieszkanie w Nowym Jorku i prace, załatwiłem papiery a on nigdy nie dowiedział się tego kto go uratował, ale też kto mu odebrał pamięć i kto współpracował z DRESZCZem. Wkrótce sam przeniosłem się do Nowego Jorku i zamieszkałem nie daleko. To był impuls. Może chęć chronienia go, a może po prostu chęć bycia blisko niego nawet za cenę ukrywania się w tłumie, ale tego akurat Minho nie musiał wiedzieć.

Minho nieźle się wkurzył gdy skończyłem opowiadać. Nie dziwię mu się. Znał Newta od początku, a ja byłam pikolonym świeżuchem. Jednak to nie zachowanie Minho nie dawało mi spokoju, a to co mi powiedział.

Jedno było pewne: Newtowi groziło niebezpieczeństwo.


(Newt)

- Znasz tego chłopaka, który idzie za nami? - Zapytałem Rachel, trzymając ją za rękę.

- Czyżbyś był zazdrosny? - ścisnęła mocniej moją dłoń.

- A mam ku temu powód?

- Nie bądź śmieszny, oczywiście, że nie. - odpowiedziała przystając i spoglądając mi w oczy. - Kocham cie, Newt i tak już będzie zawsze, a co do tego chłopaka, nie znam go. Dlaczego pytasz?

- Tak po prostu. - skłamałem. Wzruszyłem ramionami i pociągnąłem ją do siebie, obejmując ramieniem i ruszając dalej.

Ciągle nie mogłem wyrzucić z pamięci uśmiechu nieznajomego. Wydawał się obcy, a jednak bliski. Sam nie wiem jak to wytłumaczyć. Nie mogłem powiedzieć o tym Rachel. Oczywiście, że nie. Co by sobie pomyślała gdybym wypalił z czymś takim: "on ma taki znajomy uśmiech, a przecież nawet go nie znam"? I tak pewnie sądzi, że jestem dziwny. W sumie wcale się jej nie dziwię. Spotyka się z dawnym Poparzeńcem. Czasami mam wrażenie, że z litości. Może trochę przesadzam. Nie zawsze jest kolorowo, ale to właśnie jej zawdzięczam wszystko, to ona pomogła odnaleźć mi się we wszystkim. Spadła mi z nieba, zainteresowała się mną gdy ja w ogóle nie miałem głowy do niczego, a już na pewno nie do dziewczyn. Pokochała mnie takiego jakim jestem.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy do naszego mieszkania.

- Naprawdę Newt, powinniśmy zmienić tę klitkę na jakieś porządne mieszkanie.

Spojrzałem na nią pytająco choć doskonale wiedziałem o co jej chodzi.

- Rozmawialiśmy już o tym. - wypaliłem przez zaciągnięte zęby. - Nie stać nas na inne mieszkanie. Zresztą co ci się tu nie podoba?

- Wszystko! - wykrzyknęła i wbiegła po schodach nie czekając na mnie.

Już miałem ruszyć za nią gdy moją uwagę przyciągnął mężczyzna stojący po drugiej stronie ulicy. Chował się w cieniu, a naciągnięty na głowę kaptur doskonale skrywał jego rysy twarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mężczyzna patrzył wprost na mnie, a robił to codziennie od jakichś dwóch tygodni.

Mam paranoję. Tak stwierdziła Rachel. No cóż może i miała rację.

Odwróciłem się ignorując nieznajomego i wbiegłem po schodkach.

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz