Drzwi uderzyły z impetem o ścianę aż zamyślony Minho podskoczył w fotelu. Rzucił Christopherowi wrogie spojrzenie, ale jego wyraz twarzy momentalnie uległ zmianie, gdy tylko dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy chłopaka.
Chris nie zawracając sobie głowy przeprosinami, pokonał dzielącą ich odległość i usiadł na przeciwko, rzucając na biurko teczkę wypchaną jakimiś papierami.
- Co to? - Minho zaczął uważnie przyglądać się teczce po czym zabrał się za przeglądanie jej zawartości.
- Chyba wiem gdzie może być Sonya i Thomas - odezwał się Chris, rozgrzebując i rozkładając papiery na biurku. Wziął do ręki starą mapę i rozłożył ją na stercie papierów. - Kojarzysz opuszczone magazyn pięćdziesiąt kilometrów na zachód od Nowego Jorki? - wskazał na mamie palcem - Tam kiedyś była podziemna baza wojskowa. Podejrzewamy, że to tam mogą ich przetrzymywać.- Więc na co do cholery czekamy?
- Heeej spokojnie ogierze. Nie wiemy ilu mają ludzi po swojej stronie. Trzeba opracować plan. Nie możemy tak po prostu tam wejść zabrać twoją dziewczynę i przyjaciela, i wyjść. Zresztą nie wiemy czy jeszcze...
- Żyją? - dokończył za niego Azjata. Jego twarz była poważna, ale oczy płonęły wściekłością.
Chris nie odpowiedział, spojrzał na niego pełen współczucia, ale szybko odwrócił wzrok. Nienawidził litości. To było paskudne uczucie, którym się brzydził. Wiedział, że prędzej Minho zruga go za jakikolwiek przejaw litości niż wypłacze mu się w koszulę.
- To chciałeś powiedzieć? Myślisz, że mogą być już martwi?
- Minho, szczerze mówiąc nie wiem. Ale... Gdyby chcieli ich śmierci, zabiliby ich od razu.
- Żyją. Czułbym gdyby było inaczej. Sonya i ten przemądrzały klump żyją, a my ich wyciągniemy. Ich i Newta.
- Newta? Tego Newta? Ale przecież on...
- Żyje. A przynajmniej żył dopóki nie wpadł w łapy tych świrów.
Chris chciał o coś jeszcze zapytać, o Newta, który był dla wszystkich legendą, legendą którą opłakiwała śliczna blondynka, legendą, którą jego szef wspominał na każdym kroku. Nikt tak naprawdę nie wiedział co się z nim stało. Wiedziano tylko, że zachorował, ale i tak do końca stał po stronie streferów, nawet wtedy gdy DRESZCZ kusił obietnicą leku... Chciał dowiedzieć się więcej jednak Minho zbył go machnięciem ręki i kontynuował:
- Mów jaki masz plan? Bo masz plan, prawda? - Minho obserwował go bardzo uważnie i przysiągł sobie w duchu, że jeśli ten czegoś nie wymyślił, solidnie zdzieli go w twarz...
Odpowiedział mu tylko chytry uśmiech Chrisa.
***
(Thomas)
- Dlaczego mnie nienawidzisz? - zdołałem wychrypieć. Mój głos brzmiał głucho pośród wysokich ścian Labiryntu. - Co ja takiego ci zrobiłem?
- Pojawiłeś się tutaj, czy to mało?
- To nie moja wina!
- Nie ośmieszaj się! - krzyknął blondyn prosto w moją twarz. Zbliżył się niebezpiecznie blisko i szarpnął za pnącza ciasno oplatające moje ciało. Wszystkie moje mięśnie drgały choć nie byłem pewien czy to ze strachu przed blondynem czy przed tym co zamierza zrobić. Przysuną się na tyle blisko, że nasze ciała prawie przylegały do siebie. Chciałem krzyczeć! Ale to nic by nie dało. Było mi niedobrze, żołądek robił fikołki zalewając moje wnętrzności falą obrzydzenia. - Podoba ci się to, prawda? -Zapytał muskając przy tym ustami płatek mojego ucha. - Mógłbym cię mieć tu i teraz parszywa wszo, ale już późno... Niech Buldożercy się z tobą zabawią - wypowiedziawszy te słowa wybuchnął śmiechem po czym oddalił się w głąb labiryntu zmierzając ku bezpieczniej strefie.
- Proszę - wyszeptałem, ale odpowiedziała mi cisza. Blondyna już nie było... Był bezpieczny.
Z minuty na minute robiło się coraz ciemniej, a może były to godziny? Czas płynął szybko, a ja nie mogłem uwolnić się z więzów... Nawet gdybym to zrobił gdzie bym poszedł? Do strefy? Do tego psychopaty? Nie zdążyłbym, ale nie mogłem się poddać. Wolałem zginąć w walce z Buldożercami niż czekać, aż przyjdą i mnie rozerwią na strzępy... Mrok zapadł, a ja resztkami sił szamotałem się przy ścianie, aż udało mi się oswobodzić, ale było już za późno... Z dwóch stron zbliżali się Buldożercy. Cholerne pnącza! Cholerny Labirynt, Cholerny Newt!
***
- Tom! Tom! - usłyszałem nad sobią głos Rachel. - Uspokój się! To tylko zły sen, zły sen...
____________________________________
Przepraszam, za tak długą przerwę... Nie mam na to usprawiedliwienia no chyba, że wstawanie o 5.00 i uganianie sie z upierdliwymi ludźmi... 😂
Wiem, że się nie popisałam i penie poprawiałabym ten rozdział jeszcze z pięć razy, ale moja przyjaciółka uświadomiła mi, że zaczynam 10 opowiadań, a potem nie ma kto ich skończyć 😞😞
Więc wielkie dzięki Marchewcia 😘💗Kochani do następnego 💪💝
CZYTASZ
PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONE
Fanfiction⚠Małe poprawki dotyczące przecinków, ale jak czas pozwoli, zajmę się również stylistyką pierwszych rozdzałów! ⚠ Minęło pięć lat od horroru, który Thomas wraz z przyjaciółmi przeżył w Labiryncie i na pustyni. Lek na Pożogę został wynaleziony, DRESZCZ...