Trzy dni później...
(Thomas)
Obudziłem się po raz... Sam już nie wiedziałem który. W sali panował półmrok, ale nie byłem pewien czy to przez porę dnia, czy przez przysłonięte okna. W głowie mi szumiało, ale nie było to uciążliwe. Przekręciłem głowę na bok i spojrzałem na Minho, który w zamyśleniu przyglądał się mojej karcie zdrowia. Nawet nie zauważył tego, że się obudziłem.
- Co z Newtem? - wbiłem w niego wzrok.
- Uspokój się, Thomas - westchnął, niepodnosząc nawet wzroku.- Jak mam się Purwa uspokoić, jak o mało go nie zabiłem?! Gdzie jest ta pieprzona Rachel?! Zabije sukę za to, co zrobiła mi i Newtowi!
- Thomas mówię poważnie! - spojrzał na mnie - Uspokój się albo piąty raz podamy ci środki uspakajające, po których znowu nam odpłyniesz, a tego bym nie chciał. Musimy pogadać, zanim zjawią się tu służby pokoju, aby cię przesłuchać.
Wziąłem głęboki oddech i pokiwałem głową. Służby Pokoju były swego rodzaju stróżami prawa, a ja czy tego chciałem, czy nie, musiałem przed nimi stanąć. Pewnie już wiedzieli o tym, co zrobiłem Newtowi. Nie obchodziło mnie to, że spotka mnie kara. Zasłużyłem na nią, ale najpierw chciałem wiedzieć, co z nim. Chciałem go zobaczyć i wyszeptać mu do ucha słowo przepraszam, nawet jeśli nie będzie chciał mnie znać.
- Ogey - skapitulowałem - Ale powiedz mi co z nim.
- Jest przy nim Sonya - odpowiedział wymijająco.
- Purwa, Minho! Rzuciło ci się na słuch? Pytam, co mu jest, a nie kto z nim siedzi!
- Przeszedł transfuzję krwi, jest w śpiączce... Wystarczy?
W śpiączce.
Czemu ta informacja tak mną wstrząsnęła? Był w śpiączce, ale to się zdarza po takim zabiegu jak transfuzja. Owszem często jednak pacjent budził się osłabiony, a potem dochodził do siebie, ale krótkotrwała śpiączka także była normalnym zjawiskiem. Jednak po raz kolejny była ona z mojej winy.- Chciałbym go zobaczyć.
- Wykluczone.
- Ale...
- Przykro mi stary, to nie zależy ode mnie. - pokręcił głową.
- Proszę - wyszeptałem - Minho, ja... Ja pamiętam wszystko. Pamiętam, co mu robiłem. Ciągle mam to przed oczami! Pamiętam, co mi mówił, co ja mówiłem jemu...
"Jesteś dziwką DRESZCZu" rozbrzmiewały mi w głowie słowa chłopaka. Może miał rację? Jeśli nie byłoby to prawdą, czy stworzyłbym Labirynt?
- Wporządku - pokiwał głową. - Jak się czujesz?
- Minho!
Robił sobie ze mnie żarty?
- Ogay, ogay - podniósł do góry ręce - W szafce masz jakieś swoje rzeczy, które Brenda tu przytaszczyła z twojego mieszkania. Ubierz się, żeby nie paradować z gołym tyłkiem i pójdziemy do twojego złamasa.
Uśmiechnąłem się z wdzięcznością i zeskoczyłem z łóżka. Zabrałem z szafki wypchaną sportową torbę i pobiegłem na bosaka do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się w czyste ubrania. Po dwudziestu minutach stanąłem przed Minho.
- Ogay, idziemy? - zapytał, a ja tylko kiwnąłem głową i wyszedłem na korytarz, napotykając zdziwione spojrzenie lekarki.
- Pan się gdzieś wybiera? - zapytała Kali.
- Zaraz wrócimy - odpowiedział za mnie Minho, na co dziewczyna skinęła głową, a na jej poliki wypłyną rumieniec.
- Podobasz się jej - wyszeptałem, gdy już nie mogła nas usłyszeć.
- Oczywiście, że się jej podobam - prychnął - Znasz kogoś, kto byłby odporny na mój urok osobisty? Czy ty widzisz to ciało? - wskazał na siebie.
Otworzyłem usta z zamiarem przypomnienia mu, jak to kilka lat temu próbował poderwać dziewczynę, a ta biedna zasnęła, ale po namyśle zamknąłem je. Niech sobie żyje w tej błogiej świadomości, że jest uwielbiany przez cały świat.
Dotarliśmy do windy i wjechaliśmy piętro wyżej, po czym przeszliśmy korytarzem pod pokój mojej miłości. Moje serce przyspieszyło ze strachu na myśl, co mogłem tam zastać. Zawahałem się przed otworzeniem drzwi, ale Minho nie pospieszał mnie w żaden sposób. Stał i czekał, aż wreszcie odważę się nacisnąć na klamkę. Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem je na oścież. Wszedłem do środka i zobaczyłem blondyna przykrytego do pasa kocem. Jego blada skóra zlewała się z bielą bandaży i pościeli, w której leżał. Sonya siedziała oparta na niewygodnym krześle i ściskała dłoń blondyna. Gdy spojrzała na nas, uśmiechnęła się i ziewnęła.- Hej, Thomas - przywitała się.
Skinąłem jej głową, a ona bez słowa przeszła obok mnie i wyciągnęła na zewnątrz swojego chłopaka, zamykając za sobą drzwi.
Zostaliśmy sami.
Tylko ja i Newt.
Zbliżyłem się do jego łóżka i nachyliłem nad jego twarzą, składając na jego ustach delikatny pocałunek.- Newtie. Mój Newtie - wyszeptałem i pogładziłem jego włosy. - Tak bardzo cię przepraszam. Znowu cię skrzywdziłem, choć na to nie zasłużyłeś - po moich polikach popłynęły łzy, skapując na twarz blondyna. - Już tyle razy przeze mnie cierpiałeś. Zawsze byłem twoim bólem i cierpieniem, ale obiecuję ci, że to koniec. Już nigdy cię nie skrzywdzę. Zniknę z twojego życia raz na zawsze, a wtedy wreszcie będziesz mógł być szczęśliwy. Teraz odnalazłeś siostrę i dawnych przyjaciół, oni się tobą zajmą, będą przy tobie. Już nie będziesz sam. Kocham cię i zawsze będę. Byłeś tym jedynym. Nie wiem, czy cię jeszcze odwiedzę, ale na wszelki wypadek żegnaj.
Po raz ostatni pochyliłem się nad nim i wtuliłem twarz w zagłębienie jego szyi.
- Jesteś moim wszystkim - wyszeptałem i pocałowałem jego usta.
Gdy wyszedłem na korytarz, dwóch umundurowanych Strażników Pokoju rozmawiało już z Minho. Wytarłem oczy w rękaw i powolnym krokiem zbliżyłem się do nich. Bez żadnych sprzeciwów pozwoliłem skuć sobie ręce i poprowadzić w kierunku pokoju przesłuchań.
____________________________________
Eh eh... Znowu krótki rozdział. Chyba podświadomie nie chcę zbliżać się do końca 😭
Ale ma to też jakieś swoje plusy, bo rozdział jest szybciej niż zwykle ;)
Obiecałam w tym tygodniu i tadam! ❤🌸
CZYTASZ
PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONE
Fanfiction⚠Małe poprawki dotyczące przecinków, ale jak czas pozwoli, zajmę się również stylistyką pierwszych rozdzałów! ⚠ Minęło pięć lat od horroru, który Thomas wraz z przyjaciółmi przeżył w Labiryncie i na pustyni. Lek na Pożogę został wynaleziony, DRESZCZ...