◀(Rozdział 28)▶

768 93 35
                                    


  - Hej śpiochu.

Otworzyłem zaspane oczy i zamrugałem kilka razy. W pokoju było ciemno, ale doskonale widziałem cudowne oczy blondyna, wpatrujące się we mnie z czułością.

  - Newt? Co ty tutaj robisz? - podniosłem się na łokciach, przyglądając chłopakowi.

  - Posuń się - wyszeptał i wepchnął się na łóżko, spychając mnie pod ścianę. - Nie cieszysz się, że przyszedłem?

  - Cieszę, głupku! - zawołałem i wtuliłem się w jego tors - Tylko...

  - Tylko co? 

  - A co jeśli ktoś cię widział?

  - Jest pierwsza w nocy, Tommy. - zaśmiał się cicho. - Ludzie, przy zdrowych zmysłach teraz śpią.

  - Dlaczego nie śpisz?

  - Bo do mnie mówisz.

  - Pytam poważne. Boisz się?

  - A powinienem?

  - Nie wiem... To wszystko wydaje się straszne, ale...

  - Nie boję się labiryntu - westchnął cicho - Boje się stracić ciebie.

  - Nie stracisz mnie! Zrobię wszystko, żebyśmy niedługo się spotkali.

  - Chodzi mi o to, że nie chcę się z tobą rozstawać. Zostawić cię tu samego... Beze mnie.

  - Będę za tobą tęsknił - powiedziałem zgodnie z prawdą i jeszcze mocniej przywarłem do niego.

  - A ja nawet nie będę cię pamiętał...
 
Zabolały mnie jego słowa. Były ciosem zadanym prosto w moje serce, ale były także prawdziwe i nie mogliśmy nic na to poradzić. Gdy tylko trafi do labiryntu, nie będzie wiedział o moim istnieniu. To chyba było najgorsze, bo o ile przeżyłbym naszą rozłąkę, o tyle nie wiem czy zniosę świadomość, że o mnie zapomniał. Z drugiej strony, przynajmniej nie będzie za mną tęsknił, chociaż ta myśl wcale mnie nie pocieszała.

  - Dlatego chcę nacieszyć się tobą dzisiaj - wyszeptał i przycisnął moje usta swoimi, a po moich polikach spłynęły łzy. - Nie płacz, Tommy - powiedział i zaczął scałowywać słone krople. - Może i wyrwą cię z mojej głowy, ale nie z mojego serca. Ono zawsze będzie wiedziało, że gdzieś tam jest osoba, do której należy. Do której ja należę i która należy do mnie. Cokolwiek zrobią, nie rozdzielą nas, słyszysz?

Pokiwałem głową, mimo że wiedziałem, do czego zdolny był DRESZCZ, a ja i tak złamałem już zbyt wiele zasad. Jedną z nich było utrzymanie w tajemnicy procesu zatarcia. Nikt nie powinien wiedzieć, że będzie miał usunięte wspomnienia, ale nie mogłem znieść myśli, że niczego nieświadomy Newt, pójdzie na zabieg i tak po prostu o mnie zapomni.

  - To nasza ostatnia noc. - wyszeptałem i tym razem ja nachyliłem się nad starszym chłopakiem, całując go po szyi.

  - Nie prawda - zaśmiał się cicho - Będzie ich jeszcze wiele, aż ci się znudzę, ale nie myśl sobie, że cię komuś oddam.

   - Nigdy mi się nie znudzisz - powiedziałem i przygryzłem jego delikatną skórę na wystającym obojczyku. Chciał coś powiedzieć, ale mój język wsunął się do jego usta, skutecznie go uciszając.

Po chwili to ja leżałem przyciśnięty do materaca, a usta blondyna błądziły od moich ust, przez brodę, aż po szyję  To nie była pierwsza noc, spędzona z nim w jednym pokoju, jednym łóżku. Wiele razy zakradał się tutaj i spaliśmy przytuleni do siebie, a potem on wymykał się tuż przed świtem i uciekał, aby nikt go nie dostrzegł. Tyle że wtedy mieliśmy przed sobą wiele nocy. Jednak tym razem była ona już ostatnią. Ostatnią nocą Newta w ośrodku DRESZCZu. Jutro spędzi ją w śpiworze, w strefie. Blisko, bo zaledwie kilka poziomów niżej, a jednak tak daleko. Już nie wkradnie się do mojego pokoju, w środku nocy, już nie wtuli się we mnie nie mogąc zasnąć, nie obudzi mnie całusem w czubek nosa, czy kopniakiem w łydkę przez sen. Chciałbym go stąd zabrać i po prostu uciec gdziekolwiek pomimo niebezpieczeństw. Razem dalibyśmy radę, ale wiedziałem, że to się nie uda. Newt nie był odporny i tylko dlatego godziłem się na to wszystko. Dałbym pokroić się żywcem, byleby znaleźli lek, a Newtowi nie groziło zarażenie się śmiertelnym wirusem.

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz