◀(Rozdział 34)▶

717 88 41
                                    

Zanim zdążyłem otworzyć oczy, wiedziałem, że ten dzień nie może być dobry. Ogromny ból już rozsadzał moją czaszkę, a gdy tylko się podniosę, będzie jeszcze gorzej.

Powoli uchyliłem powieki, przyzwyczajając oczy do światła wpadającego przez niczym nie przysłonięte, wielkie okno.
Gdzie ja do cholery byłem?
Poruszyłem się niezdarnie, próbując podnieść z niewygodnej kanapy.

  - O, dzień dobry! - usłyszałem, a kubek pełen czarnego, parującego płynu znalazł się pod moim nosem. – Jak się spało?

I już wiedziałem, gdzie się znajdowałem. Obrazy z poprzedniego wieczoru zaczęły napływać mi do głowy, a uczucie zażenowania przewyższyło dyskomfort spowodowany pulsowaniem w czaszce.

  - Jak możesz być taki radosny o tej porze? - westchnąłem i przyjąłem z wdzięcznością przyrządzoną kawę - Bo o twoim wczorajszym stanie już nie wspomnę.

  - Jest południe.
 
  - Jak to południe?! - przecież miałem dziś rano jechać do Gladers!

   - A ja - kontynuował - mimo że mam słabą głowę, rzadko kiedy miewam kaca - uśmiechnął się i usiadł obok.

Upiłem łyk kawy i skrzywiłem się w momencie, gdy gorzki smak rozszedł się w moich ustach, ale mimo to opróżniłem kubek do dna i odstawiłem na mały stolik.

  - Przepraszam za kłopot - wyznałem w końcu, przerywając tym samym krępującą ciszę.
 
  - To żaden kłopot - odparł i odstawił swój kubek. - Jaki on jest? - zapytał po chwili.
 
  - On? - udałem zdziwienie - Skąd wiesz, że to nie ona?

  - Gdy zacząłem cię wczoraj całować, nie protestowałeś, więc pomyślałem, że gramy do tej samej bramki, ale niech ci będzie - uśmiechnął się i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek - Jaka ona jest?

  - To on. Ma na imię Newt i... - chciałem powiedzieć, że nienawidzi mnie całym sercem, ale w ostatniej chwili ugryzłem się w język. - I nie mam już u niego żadnych szans.

  - A kiedyś miałeś?

  - Kiedyś byliśmy zupełnie innymi ludźmi, dlatego...

  - Ludzie się nie zmieniają, Tom - uciął mi. - Mądrzeją, dorastają, dostrzegają więcej, ale w środku zawsze są tacy sami. Więc nie mów, że teraz jesteście kimś innym, bo to nie prawda i tam w środku wiesz, że mam rację. Sam powiedziałeś, że byłeś w labiryncie i nadal jesteś tym samym chłopcem, ale mury labiryntu zmieniłeś na labirynt, którym jest życie. Ciągle biegniesz przed siebie, szukając wyjścia i obawiasz się, co przyniesie każdy kolejny ranek, każdy możliwy zakręt. To świat się zmienia, otoczenie, sytuacje życiowe, ale nie my. Jeśli byłeś dupkiem, będziesz nim zawsze. - wzruszył ramionami. - Ale jeśli nim nie byłeś, to nie kreuj się na niego.

  - Nic nie rozumiesz - pokręciłem głową. - Skrzywdziłem go i wiem, że mi nie wybaczy nawet za sto lat.
 
  - Pamiętasz, co ci wczoraj powiedziałem o czasie i ranach?

  - Że czas nie leczy ran?
 
  - Właśnie! - pokiwał głową. - I, że czynami możemy naprawić wyrządzone krzywdy i pozbyć się wyrzutów sumienia. Więc na co czekasz, Tom? Powinieneś biec do niego i pokazać mu jak bardzo go kochasz.

To nie miało większego znaczenia. Newt był nieprzytomny, a ja już podjąłem decyzję, z którą powoli zacząłem się oswajać. Nie mogłem teraz wszystkiego zaprzepaści.

  - Dzięki za wszystko - wyszeptałem i podniosłem się z kanapy - Dzięki, że mogłem się wygadać. Pójdę już.

Michael odprowadził mnie do drzwi, a na pożegnanie rzucił "do zobaczenia" i uśmiechnął się radośnie, jakbyśmy byli dobrymi kumplami i znali się od lat, a nie od wczoraj. Cieszyło mnie to, bo mimo że mieszkałem w Nowym Jorku już od kilku lat z nikim tak naprawdę się nie przyjaźniłem, a moje znajomości opierały się na zwykłym "cześć". Potem gdy Newt na nowo zbliżył się do mnie, nie zależało mi na bliższych kontaktach z innymi, bo miałem jego, ale teraz znów zostałem sam.

***

Po dotarciu do domu wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w świeże ubrania. Zebrałem wszystkie rzeczy Newta, jakie udało mi się znaleźć w domu i wybiegłem na zewnątrz, pędząc w stronę peronu metra, na którym często widywałem Newta. Na to wspomnienie moje serce zacisnęło się z żalu, a do oczu napłynęły łzy, które starałem się odgonić.

Teraz gdy już stałem przed ogromnym budynkiem, w którym znajdowała się siedziba Glasers oraz ich szpital, przystanąłem i spojrzałem do góry. To był ostatni raz, a ja czułem, jakbym zamykał za sobą bardzo ważny i bolesny rozdział w swoim życiu.
Odetchnąłem głęboko i przekroczyłem próg, od razu kierując się do windy i wjeżdżając na piętro, na którym swój gabinet miał Minho. Bez pukania wszedł do środka, a on w momencie podniósł się zza biurka i podszedł do mnie.

  - Całe szczęście, że już jesteś! - powiedział z ogromną ulgą w głosie - Gdzie ty do cholery masz telefon?

Dopiero teraz dostrzegłem zmęczenie malujące się na twarzy chłopaka.

  - Martwiłeś się o mnie?

  - Newt... - zaczął, a moje serce zamarło. Jeśli coś mu się stało... - Obudził się dziś w nocy.

Kamień spadł z mojego serca, które w momencie zrobiło się lekkie jak piórko. Był bezpieczny, żył, a teraz jeszcze się obudził.

  - Powinieneś iść do niego - powiedział.

  - Co? Nie, nie - pokręciłem głową - przyniosłem jego rzeczy i list do niego. Czy mógłbyś mu go przekazać?

  - Nie chcesz się z nim zobaczyć? - zdziwił się.

  - Pragnę tego bardziej niż czegokolwiek, ale nie mogę. Lepiej będzie, jeśli już nigdy się nie spotkamy.
 
  - On ciągle o ciebie pyta, a ty chcesz tak po prostu zniknąć z jego życia?! Znowu? Bez pożegnania? Bez wyjaśnienia? - pokręcił głową, a jego twarz wyrażała chęć mordu. - Co się stało z tamtym sztamakiem, który stawiał czoło każdym przeciwnościom, a nie uciekał jak tchórz?!

  - Minho, zrozum...

  - Rozumiem. - uciął mi - Rozumiem, że się obwiniasz za to, co zrobiłeś, ale teraz krzywdzisz go dużo bardziej, a ja nie zamierzam iść tam i po raz kolejny słuchać pytań na twój temat i widzieć ból w jego oczach, bo nie ma cię przy nim!

  - Tak będzie lepiej - upierałem się przy swoim.

  - Może dla ciebie, ale nie dla niego - warknął. - Jeśli do niego nie pójdziesz, nie zmuszę cię, ale też nie mam zamiaru nic mu od ciebie przekazywać.

  - Ogay - odpowiedziałem wkurzony do granic możliwości i odwróciłem się na pięcie.

  - Thomas! - spojrzałem na niego, trzymając już ręką na klamce - Jeśli go kochasz, sam to zrobisz.

Odczekałem kilka sekund, wlepiając wzrok w przyjaciela i wyszedłem bez słowa. 

____________________________________

Witam w kolejnym rozdziale ❤

PROSZĘ, TOMMY. PROSZĘ. | ✔ ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz