Pozycja 10 - Eichen

802 97 63
                                    

„Wolno się uczyć nawet od wroga" 

Śliskie spóźnienia

        Lucy ciągnęła mnie korytarzem wzdłuż sali gimnastycznej. Od rana ciągle upiera się, że koniecznie musi zobaczyć układ, który udało mi się wymyślić przez weekend. Choreografia ciągle kulała, nie miałam przy sobie podkładu, ale Lu nie dała się zbyć. Próbowałam wszystkiego, od przekonywania ją, że to przecież może zaczekać, do argumentów o tym, że wchodzenie na salę w czasie przerw jest zabronione.

— To tylko pięć minut, które cię nie zabiją — rzuciła, kiedy doszłyśmy pod właściwe drzwi, a ta rozejrzała się w poszukiwaniu nauczyciela.

        Nie lubiłam łamać zasad, a smak ryzyka na języku wcale nie był przyjemny. Pracowałam nad swoją całkiem nieskazitelną opinią od początku liceum i nie chciałam nikomu podpaść. Nauczyciel wuefu należał do osób, do których wolałam się tylko uśmiechać, by jak najszybciej zniknąć z pola widzenia. Wystarczająco często zwalniałam się z jego lekcji w ostatnich latach, więc wolałam, by nie zapamiętał mnie jeszcze lepiej.

— Jeśli Craig nas złapie, mamy przechlapane! — zaprotestowałam ozięble, ale przyjaciółka tylko machnęła na to ręką.

       Sala świeciła pustkami, kiedy obie zajrzałyśmy do środka. Wypastowana podłoga lśniła, odbijając długie promienie słoneczne, dostające się do przestronnego pomieszczenia przez wielkie okna. Wszystkie piłki były ułożone w specjalnych boksach, a pomieszczenie, w którym składowano sprzęt sportowy, było zamknięte. Poza nami dwiema w progu nie było tam ani żywej duszy.

       Wuefista mówił jasno – w czasie długiej przerwy podłoga jest przecierana przez woźne, a płyn, którego do tego używają, jest cholernie śliski, więc trzeba po prostu zaczekać, nim wyschnie. Do tego, jeśli nie ma na sali nikogo, kto nie może nas przypilnować, musimy po prostu liczyć, że nauczyciel wróci i pozwoli nam wejść do środka.

— Daj spokój, Eichen. W razie czego powiemy, że chciałyśmy z nim porozmawiać i... — Wzruszyła ramionami, wymyślając dalszą część kłamstwa.

— Ty — wskazałam na nią palcem — chciałaś z nim porozmawiać, a ja tylko zgodziłam ci się towarzyszyć.

       Westchnęła z irytacją, ale nie powiedziała nic więcej, tylko bezceremonialnie ściągnęła mi plecak z ramion. Stanęłam na drewnianych deskach trochę zbyt szybko, bo niemalże w tej samej chwili pośliznęłam się, w ostatniej sekundzie łapiąc się drabinki, by złapać równowagę. Lucy zaśmiała się cicho, ale zdusiła śmiech kaszlem.

— Ściągnij buty, może będzie łatwiej! — zaproponowała z entuzjazmem.

— Fizyka tak nie działa, Lucy — odparłam, wiedząc, że gdybym jej posłuchała, na pewno wywinęłabym orła.

       Rozstawiłam nogi, a potem poruszałam trampkami w miejscu, by sprawdzić, czy nadal tak mocno się ślizgają. Miałam małą przyczepność, ale skoro już zgodziłam się pokazać Lucy choreografię, nie mogłam się wycofać. Ja i asertywność czasem kompletnie się nie rozumiałyśmy.

       Wyprostowałam się, licząc w głowie takt pod muzykę, którą znalazłam. Cały układ był dość prosty, zważając na powtarzające się sekwencje, jednak same w sobie fragmenty były skomplikowane, ponieważ postawiłam na taniec jazzowy, trudniejszy ze stylów. Zrobiłam kilka pierwszych kroków, poszły całkiem gładko. Skupiałam się na opanowanych wcześniej pozycjach, ale skrupulatnie omijałam te części, w których zawarte były wyskoki i inne podobne do nich kroki, bo wtedy na pewno wylądowałabym na podłodze.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz