„Co nie boli, to nie życie, co nie przemija, to nie szczęście."
Gra na uczuciach
Od chwili, w której dowiedziałam się o tym, że Roscoe od dziś pracuje w mojej szkole, ciągle miałam jeszcze tę malutką nadzieję, że to tylko żart. Bardzo boleśnie przekonałam się jednak, że powinnam wierzyć w kłamstwa, którymi naprawdę próbowałam się karmić. Siedziałam w szkolnej toalecie, wypłakując sobie oczy. Dusiłam się łzami, ale nie mogłam siedzieć tam w nieskończoność. Musiałam pozbierać się i wrócić na lekcje. Nauczycielka, z którą miałam mieć lekcje, pewnie i tak odnotowała moją nieobecność, a ja nie miałam żadnej przepustki.
Kiedy zjawiłam się w szatni, Lucy i Sarah natychmiast do mnie doskoczyły, pytając, co się stało. Nie mogłam prosto z mostu powiedzieć im, czego się dowiedziałam, więc rzuciłam tylko, że zobaczą. Bałam się ich reakcji, bo nie wiedziałam, co zrobią, jeśli odkryją prawdę o Rossie. Wiedziały o nim. Lucy doskonale znała przebieg mojej randki z nim, wiedziała, że się całowaliśmy. Nie było mowy, by go nie poznały. Jego imię nie było popularne, a one wiedziały, jak wygląda Roscoe. Bałam się, co powiedzą. Bałam się, że pójdą do dyrektora.
Zabawne, że kiedy weszłam na salę gimnastyczną, prowadzona przez dziewczyny, wcale się nie zdziwiłam. Roscoe pasował tam jak ulał. Stał w tych swoich dresach, z nieuczesanymi włosami, które wyglądały tak, jakby rozwiał je wiatr i... Dopełniał to miejsce. Zadając nam proste ćwiczenia, a potem grając z nami, udowodnił mi, że sport to jego żywioł. Odnajdywał się w tym i nie potrzebowałam żadnych zapewnień, że kochał to wszystko. W innych okolicznościach obserwowałabym go z wypiekami na twarzy, widząc jego uśmiech i zaangażowanie. Ale wtedy... Nie potrafiłam.
Przez całą lekcję czułam na sobie ich wzrok. Sarah, Lucy oraz Rossa. One dwie wcale nie kryły się ze swoim zaskoczeniem; kiedy tylko odkryły, że chłopak, którego im przedstawiałam, jest naszym nauczycielem, prawie zemdlały. Roscoe zachowywał profesjonalizm. Czasem zerkał w moim kierunku, ale nie próbował szukać kontaktu wzrokowego. Zachowywał pozorną obojętność, więc nie wiedziałam, co czuje i co myśli. Ja byłam kłębkiem nerwów i nie potrafiłam się otrząsnąć.
Przede wszystkim najbardziej bałam się, że bliźniaczki zrobią coś, co mogłoby zaszkodzić chłopakowi. Dziewczyny obiecały mi tylko, że porozmawiamy na ten temat wieczorem. Byłam więc pewna, że miałam kilka godzin na to, by coś wymyślić.
Trzasnęłam drzwiami, wchodząc do domu. Nie czułam się najlepiej, więc nie trudziłam się ściąganiem butów na wycieraczce, czy perfekcyjnym odwieszeniem swojego płaszcza. Nikogo nie było w mieszkaniu, z czego naprawdę się cieszyłam. Nie chciałam rozmawiać z mamą, a wiedziałabym, że przesłuchanie nie ominęłoby mnie. Moje oczy wciąż piekły, a gardło było wysuszone na wiór. Kobieta pewnie zajęłaby się mną, pytając, co takiego się stało. A ja nie mogłam jej powiedzieć. Miałam kompletnie związane usta.
Przeszłam do salonu, gdzie rzuciłam okrycie na sofę, a następnie sama na niej usiadłam. Roscoe dostał już mój adres domowy i miał przyjechać tutaj niedługo, by zabrać mnie do Chicago. Czekała nas długa rozmowa, ale ja nawet nie wiedziałam, co takiego powinnam powiedzieć. Przeprosić? Tylko za co? Wina leżała po obu stronach. Nie doszliśmy do porozumienia i najważniejszy fakt o naszym życiu... Po prostu umknął.
Gdyby to wszystko wyglądało zupełnie inaczej, zaprosiłabym chłopaka do siebie, by po prostu z nim pobyć. Śmialibyśmy się z filmików, które moglibyśmy razem znaleźć, oglądalibyśmy jakiś ciekawy film i po prostu rozmawiali, spędzając czas w miłym towarzystwie. Ale teraz to wszystko zostało przekreślone i postawione pod znakiem zapytania. Nie bardziej, niż konsekwencji po tym, co się stało, bałam się własnych uczuć.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ" TRYLOGII Cześć druga: lustrzane odbicie Cześć trzecia: schronienie Delikatny i subtelny piruet w jego zbyt dużych tenisówkach. Nie o tym marzyłam, nie tego chciałam. Nie oczekiwałam balowej sukni i księcia z bajki. Ch...