„Optymistę spotyka w życiu tyle samo niepowodzeń i tragedii, co pesymistę, ale optymista znosi to lepiej."
Obojętne spojrzenia
Jechałem na zajęcia, modląc się, by nie odbiło mi, kiedy wreszcie znajdę się w szkole. Nie spałem przez całą noc, nadal słysząc w głowie głos zapłakanej Eichen. Poznałem ją dostatecznie dobrze, by wiedzieć, że dziewczyna nie zasługiwała na to, co ją spotkało. Ale przecież oboje chcieliśmy spróbować. Gdyby Eichen nie zgodziła się na coś takiego, nie zmuszałbym jej. Miała prawo odmówić i odejść, ale tego nie zrobiła.
Wysiadałem właśnie z samochodu, kiedy zobaczyłem ją na drugim końcu dziedzińca. Wyskakiwała właśnie ze szkolnego busa, idąc wraz z jedną ze swoich przyjaciółek. Pogoda była dzisiaj o wiele lepsza, słońce od rana grzało, a ja gotowałem się w swojej bluzie. Eichen miała jednak na sobie ciepłą czapkę, szalik i puchową kurtkę. Wyglądała jak mały, blond włosy niedźwiadek, podczas gdy inni korzystali z ożywczych promieni słońca. Dziewczyna szła przed siebie, nie rozglądając się na boki, bo wpatrzona była w chusteczkę higieniczną, którą raz po raz przytykała do nosa.
Przyłapałem się na tym, że ciągle na nią patrzyłem. Stałem przy samochodzie, mijali mnie inni uczniowie, a ja po prostu wgapiałem się w jedną z uczennic. Chciałbym teraz móc podejść do niej i pocałować ją w czoło na przywitanie. Tak jak i setki innych par to robiły. Nawet jeśli oficjalnie nie była moją dziewczyną, to... Przecież coś do mnie czuła, w końcu zdecydowała się podjąć to ryzyko, by ze mną być. W ciągu ostatniej nocy przeczytałem wiele artykułów o nauczycielach, którzy molestowali swoje uczennice. Wiedziałem, że nasz związek nie ma prawa istnieć, ale nawet te wszystkie nagłówki na stronach mnie nie odstraszały. Sam wieszałem się na szubienicy, a wystarczył jeden ruch, by stołek, na którym stałem, przewrócił się. Wtedy byłem martwy.
— Dobry, panie Walker! — zawołał ktoś.
Odwróciłem się z wolna. Dwóch chłopaków stało tuż za mną, przyglądając mi się głupkowato. Zmarszczyłem brwi, mierząc ich wzrokiem. Wyższy z nich, szatyn o smagłej cerze, trzymał w zębach gumowego papierosa, przygryzając jego koniec. Niższy, także brązowowłosy, dźwigał cały stos grubych segregatorów.
— Dobry? — odpowiedziałem, a oni zaśmiali się.
— Spoko, niech pan się nie martwi, nowi zawsze tak mają — rzucił wyższy. — Swoją drogą jestem Tim, a to Peter. Wczoraj mieliśmy z panem zajęcia.
Kiwnąłem głową, zastanawiając się, co powiedzieć.
— Czyli że powinienem was pamiętać? — zapytałem w końcu, by rozładować dziwną atmosferę, a oni zaśmiali się głośniej, wymieniając się spojrzeniami.
— Raczej nie wyróżniamy się z tłumu — wyjaśnił Peter. — Podobała nam się ta wczorajsza lekcja. Ma pan charakterek.
Uśmiechnąłem się połowicznie, kiedy chłopak połechtał moje ego.
— Miejmy nadzieję, że następne też przypadną wam do gustu.
— Jeżeli potrzebowałby pan czegoś — zaczął Tim — niech pan wpadnie do biblioteki. Praktycznie na każdej przerwie tam siedzimy i służymy pomocą.
— Jesteśmy z ostatniej klasy, więc... — Peter uśmiechnął się — wie się to i owo.
Skinąłem głową na znak, że zapamiętam, a potem pożegnałem się z tą dwójką. Wydawali się być całkiem w porządku i raczej nie mieli nic wspólnego z paczką Gabe'a. A poza tym skoro wiedzieli coś o tej szkole, mogli mi się przydać.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ" TRYLOGII Cześć druga: lustrzane odbicie Cześć trzecia: schronienie Delikatny i subtelny piruet w jego zbyt dużych tenisówkach. Nie o tym marzyłam, nie tego chciałam. Nie oczekiwałam balowej sukni i księcia z bajki. Ch...