Pozycja 12 - Eichen

848 92 83
                                    

„Mężczyzna jest zazdrosny, gdy zaczyna płonąć. Kobieta – jeszcze zanim pokocha."

Gorące przemyślenia

        Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu podróż metrem mogłam uznać za coś przyjemnego. Trzydziestominutowa jazda minęła mi, jak z bicza strzelił. Zajęłam jedno z wolnych miejsc pod oknem, włożyłam do uszu słuchawki, niczym się nie przejmując. Nie bałam się wracania po nocach, nie przejmowałam się tłumem w przedziale. Od przekroczenia progu wagonu, budowałam wokół siebie trwałą bańkę dobrego humoru, w który uzbrajałam się przez cały wieczór.

       I także wysiadając z metra, idąc w kierunku swojego domu, wesoło kiwałam głową w rytm piosenek Banks, czując się po prostu dobrze. Kawa z Roscoe była najlepszym, co mnie dziś spotkało. Przypuszczałam, że gdybym jednak odmówiła i tak po prostu wróciła do domu, straciłabym naprawdę wiele. Może nie dowiedziałam się o Rossie rzeczy, które sprawiały, że z góry mogłam założyć, iż zostaniemy przyjaciółmi, ale lepiej go poznałam, co uznałam za dobry krok w przód. Skoro mieliśmy razem trenować, musieliśmy nawiązać jakąś mocną nić zrozumienia.

        Energicznym ruchem otworzyłam drzwi domu i szybko wyswobodziłam się z płaszcza. Kiedy trudziłam się ze ściągnięciem botków, jednocześnie wyplątując się z szalika, mama wychyliła się zza wnęki, która prowadziła do kuchni, a potem uśmiechnęła się do mnie. Trzymała w dłoni drewnianą łyżkę, pokrytą czerwoną mazią. W domu roznosił się zapach gotowanej ciepłej kolacji, co sprawiło, że od razu zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam nic od popołudnia i naprawdę zdążyłam zgłodnieć.

— Jak się masz, słonko? — spytała mama, podchodząc bliżej, by odebrać mój płaszcz i powiesić go na garderobie. — Jak tam trening? Późno wracasz, chciałam już dzwonić do taty, żeby cię odebrał.

— Pojechałam późniejszym metrem, byłam w kawiarni ze znajomym. — Na twarzy mamy pojawił się tajemniczy uśmiech.

        Nie byłam tym typem córki, która zwierza się mamie ze swoich miłostek, ponieważ ich nie miałam. Nie opowiadałam jej o swoich kolegach, bo moje relacje z chłopakami ograniczały się do spisywania lekcji i zdawkowego przywitania albo uderzenia mnie piłką w twarz na wuefie. Z facetami po prostu trudniej mi się rozmawiało, chociaż to nie znaczyło, że dogadam się też z każdą dziewczyną.

— Ze znajomym w kawiarni? — upewniła się, przyglądając mi się badawczo. — Kim jest ten wielkomiejski młodzieniec?

        Zaśmiałam się krótko z tego dziwnego określenia, a potem weszłam za mamą do kuchni. Umyłam dłonie w zlewie i usiadłam przy stole, patrząc, jak kobieta podnosi pokrywę patelni i miesza coś, co znajdowało się w środku.

— Mam ciągnąć cię za język, Eichen? Nie powiesz mi zupełnie nic? — zachęcała mnie.

— Kto wie...

        Nie widziałam przeszkód w powiedzeniu mamie o Rossie. Oficjalnie uczyłam go tańca, był moim podopiecznym, z którym miałam spędzać czas. Trenowałam przed kursem na instruktora i byłam z siebie dumna. A Roscoe był chłopakiem, o którym warto było opowiedzieć mamie. Nie miałam się czego wstydzić.

        Zanim zaczęłam opowiadać jej o dzisiejszym dniu, wyjęłam z kieszeni telefon i odblokowałam go, chcąc napisać do Rossa. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że obiecałam napisać do niego, kiedy dotrę do domu. Po wyjściu z kawiarni jeszcze raz proponował mi podwózkę, ale stwierdziłam, że metro to zdecydowanie lepsze rozwiązanie.

Ja: Hej, wróciłam! Jeszcze raz dziękuję za dziś!

Roscoe: Co tak długo? Mam nadzieję, że nie zanudziłem cię na śmierć.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz