„Czasem człowiek dokonuje w życiu wyboru, a czasem to wybór stwarza człowieka."
Bilet do szczęścia
Zbierałem swoje rzeczy z sali, bo podczas zajęć posiałem gdzieś klucze z kantorka i swoją bluzę. Zajęcia jeszcze trwały, było po piątej lekcji, ale dziś kończyłem wcześniej, bo rocznik, z którym miałem mieć lekcje, poszedł do miejskiego muzeum. Cieszyłem się na wieść, że wrócę do Chicago trochę wcześniej, bo miałem na głowie kilka spraw do załatwienia i wolałem zrobić to przed wyjściem do Nasha. Był właściwie początek tygodnia i nie powinienem był chodzić do niego, ale musieliśmy porozmawiać. Sullivan za punkt honoru obrał sobie wyciągnięcie ze mnie informacji na temat mojej ostatniej rozmowy z Eichen. Jako że przez weekend Nash siedział w robocie, nie mogliśmy spotkać się wcześniej.
Miałem ochotę wyjść do klubu, ale wiedziałem, że nie mogłem tak po prostu wszystkiego rzucić. Może nawet Nash zgodziłby się pójść ze mną, może trafilibyśmy na zabawną Violet i jej przyjaciółki, ale póki co nie mogłem sobie na to pozwolić. Musiałem przełożyć to na za dwa tygodnie.
Już za kilka dni, w okresie Wielkanocy, wyjeżdżałem do Detroit. Urlop miałem już zaplanowany i zatwierdzony, wystarczyło zabukować bilety tam i z powrotem. Miałem zostać w Michigan trochę ponad tydzień, więc dopiero po powrocie mogłem się gdzieś wybrać. No chyba że Aussie byłaby chętna wyjść ze mną do jakiegoś klubu, a któryś z moich starych przyjaciół nagle zechciałby odnowić znajomość.
Moi starzy najlepsi przyjaciele chyba nie zamierzali tego robić, ale miałem w pamięci, by skontaktować się z nimi. Cóż, w pewnym sensie naprawdę szkoda było, że moje kontakty z czasem usychały. Teraz poza Nashem nie miałem do kogo napisać. Pewnie ludzie ze studiów byliby chętni wyskoczyć na piwo, ale... Ta sprawa była trochę zawiła.
Chociaż dobrze wspominałem okres studiów, naprawdę zmieniłem się od tamtego czasu. Roscoe, który był na drugim roku, i Roscoe teraz, byli dwoma różnymi facetami. Wtedy ciągle chodziłem na jakieś imprezy, zaznawałem prawdziwego życia amerykańskiego studenta, jakie pokazywano na znanych filmach i robiłem różne głupie rzeczy. Mogłem zaliczyć do nich szoty z pępków, kilka zgonów, a także szybki numerek, który pamiętałem do dziś. I z tych wszystkich rzeczy to właśnie jego się wstydziłem. No, może nie tyle, co wstydziłem, ale żałowałem go. Nie byłem typem faceta, którego interesowały sprawy na jedną noc, a jednak. Przeleciałem laskę w kiblu jakiegoś studenta, nawet nie znając jej imienia.
Właściwie to przywodziło mi na myśl mój pierwszy raz. Nigdy nie przykładałem do tego wagi, ale dziewczyna, z którą wtedy przez chwilę byłem, była dziewicą. Nazywała się Leslie i jej imię akurat pamiętałem. Less była naprawdę piękną dziewczyną i nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego wybrała akurat mnie. Miała długie, miedziane włosy i wielkie, zielone oczy. Całą jej twarz pokrywały piegi, ale ona zawsze ukrywała je pod makijażem, bo twierdziła, że wyglądała z nimi jak dzieciak. Leslie należała do otwartych i śmiałych dziewczyn. Chociaż mówiła wprost, że chciała się ze mną przespać, nie chciała robić tego byle gdzie. Właśnie tak padło na stary materac, który trzymałem na strychu. Rodziców nie było w domu, a my postanowiliśmy skorzystać z okazji.
Właściwie nie wiedziałem, dlaczego akurat wtedy o tym myślałem. Siedziałem w szkole, a mój umysł chyba szalał, postanawiając jakoś mnie nakręcić. Westchnąłem, a potem powędrowałem do kantorka, by zabrać stamtąd swoje rzeczy.
Miałem dziś lekcję z Eichen i wcale nie wspominałem jej dobrze. Nie ze względu na Morgan, a jej przyjaciółkę, Sarah, która starała się zrobić wszystko nie tak, jak trzeba. Setki razy tłumaczyłem jej rzeczy, które powinna znać i wiedziałem, że coś się za tym kryło. Wkrótce jednak zdezerterowałem i kazałem jej odmaszerować do Craiga, samemu zajmując się resztą grupy. Sarah jednak patrzyła na mnie tak, jakby chciała mnie zabić, a Eichen i Lucy kręciły głowami, jakby ze zniesmaczeniem.
CZYTASZ
Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1
RomancePIERWSZA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ" TRYLOGII Cześć druga: lustrzane odbicie Cześć trzecia: schronienie Delikatny i subtelny piruet w jego zbyt dużych tenisówkach. Nie o tym marzyłam, nie tego chciałam. Nie oczekiwałam balowej sukni i księcia z bajki. Ch...