Pozycja 24 - Eichen

584 74 99
                                    

„Przywiązanie sprawia, że stajemy się niewolnikami własnych uczuć"

Inna perspektywa codzienności

        Potrzebowałam neutralności. Potrzebowałam świeżego spojrzenia na świat i kilku słów otuchy. Niestety nie znalazłam osoby, która mogłaby przyjść do mnie z takimi intencjami, to też po prostu brnęłam do przodu. Minęło kilka dni, odkąd rozmawiałam z Roscoe o wypisaniu się z zajęć, a ja wciąż wracałam do tego pamięcią. Chłopak sięgnął po ciężką artylerię, zrzucając jogurt na mój dokument, ale to było chyba jego kartą przetargową. Nie powiedział "Eichen, musisz się zastanowić", "Eichen, pomyśl jeszcze". Nie sprawiał, bym rozważyła inną opcję i zmieniła decyzję. On zmienił ją za mnie. Zdecydowanie, z tym błyskiem w oku i z głową, bo ja ją straciłam.

        Roscoe miał rację. Potrzebowałam punktów, a wypisanie się z zajęć wszystko by skomplikowało. On uważał mnie za swoją przyjaciółkę, a ja... Byłam kłębkiem sprzecznych myśli. Przywiązałam się do niego i chciałam być blisko. Problem w tym, że Roscoe był kimś, kto stał za cholerną kurtyną marzeń. Nie mogłam go mieć, bo to sprowadziłoby na nas same problemy. Z jednej strony wierzyłam, że dalibyśmy radę, ale z drugiej... Nie ufałam mu do tego stopnia.

        O wilku mowa. Szłam korytarzem w kierunku sali do języka angielskiego, kiedy natknęłam się na niego. Zawsze się tutaj spotykaliśmy, odkąd on zaczął tu pracować. Mijaliśmy się w połowie drogi do pokoju nauczycielskiego.

— Dzień dobry, panie Walker — przywitałam się cicho, posyłając mu lekki uśmiech.

        Chociaż podjęłam decyzję, nie mogłam i nie potrafiłam się od nieco odciąć tak całkowicie. Pierwszym powodem był fakt, że spotykaliśmy się w szkole, a także w Artem. Drugim... Był mi zbyt bliski.

         Poczułam lekkie ukłucie w piersi, kiedy odpowiedział na moje przywitanie, a potem po prostu zatrzymał się, uśmiechając się do mnie szeroko. To nie trwało dłużej, niż dziesięć sekund, ale i one wydawały się być latami. Każda sekunda była nowym milenium, a ja zdążyłam przyjrzeć mu się lepiej. Wydawał się taki spokojny i radosny. Zielone oczy migotały, a ja pomyślałam, że to może z mojego powodu. Gdyby Sarah wiedziała, że się nad tym zastanawiam, ucięłaby mi łeb.

— Mam nadzieję, że nie zamierzasz więcej uciekać z moich lekcji — rzucił, patrząc na mnie kpiąco.

— Nie. Miał pan rację, muszę zostać na zajęciach.

          Ross rozejrzał się dookoła, a potem odetchnął cicho, na moment zamykając oczy. Kiedy je otworzył, patrzył na mnie z troską, która aż wwiercała mi się w serce. Zaczynałam myśleć, że zakochuję się w jego spojrzeniu. Chociaż chciałam się od niego oddalić, ten głupi proces nadal trwał. A ja zakochiwałam się we wszystkim, co było z nim związane.

         W tych zielonych oczach, które zawsze tak bezczelnie się na mnie gapiły, w ustach, które kryły piękny uśmiech. I mogłabym tak wymieniać, ale wiedziałam, że to znów zaszło za daleko. Nie mógł poznać moich myśli, ale ja obiecywałam sobie, że nie dam się temu poddać.

— Pamiętasz, jak kiedyś zaproponowałem ci wspólny jogging po Chicago? — zagadał nagle, a ja skinęłam głową. Nie wiedziałam, dlaczego akurat teraz o tym wspominał. — Znam wiele miejsc, o których nie masz pojęcia i pomyślałem, że może jednak chciałabyś je zobaczyć.

— Roscoe, mówiłam ci już, że... — zaczęłam oponować, ale przerwał mi.

— Nie chciałaś być moją dziewczyną — zniżył głos do szeptu, a ja ledwo go słyszałam — ale nie wierzę, że nie chcesz być moją przyjaciółką. To tylko jogging, Eichen. Nie zapraszam cię na randkę. Zgódź się.

Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz