„Ilekroć wyrzekasz się czegoś, wiążesz się z tym na zawsze."
Skażone bukiety kwiatów
Wreszcie nadszedł wymarzony piątek. Do końca pracy zostały mi już tylko trzy godziny i od rana odliczałem minuty do ostatniego dzwonka. Zupełnie tak, jak moi uczniowie. Chciałem już wrócić do domu, posiedzieć w spokoju na swojej kanapie albo pójść do Nasha i zagrać w którąś z jego gier, jeśli miał dziś wolne. Potrzebowałem odpoczynku po tym całym tygodniu. Nie byłem zmęczony pracą, a cała tą sytuacją z Eichen. To spędzało mi sen z powiek.
Do tego wszystkiego wciąż myślałem o ostatniej rozmowie z Eichen. Kiedy poprosiła mnie o podpisanie tego głupiego świstka, który miał pozwolić jej na zmianę zajęć, aż się we mnie zagotowało. Co musiało nią kierować, że zdecydowała się na taki krok? Przecież lekcje wychowania fizycznego dawały jej dodatkowe punkty, a ona tak po prostu zechciała się z nich wypisać? To mnie zabolało. Nie dałem po sobie tego poznać, bo wtedy nie mógłbym jej przekonać do zmiany zdania. Po prostu zrobiłem z siebie idiotę i wylałem swoje śniadanie na ten przeklęty kawałek papieru, ale... Zadziałało.
Jasne, że w grę wchodziły także moje prywatne odczucia. Dużo myślałem o tej rozmowie z Lucy. Miałem dać Eichen czas i być jej przyjacielem. Pozwalając jej na taki krok, nie byłbym nim. Postąpiłbym egoistycznie, pozbawiając ją punktów. Eichen chciała się ode mnie odsunąć, a ja i tak zamierzałem to zrobić, tylko że nie w ten sposób. Cały czas myślałem, jak rozwiązać sprawę z akademią tańca. Zdobyłem odpowiedni dokument, miałem podstawy i pracę. Wracałem do domu później i niejednokrotnie byłem już zmęczony. Wiedziałem, że będzie mi tego brakować. Wiedziałem, że spotykanie się z Eichen w Artem było jedyną możliwością, byśmy mogli być razem, ale tym razem to ja nie mogłem tego ciągnąć ze względu na brak czasu.
Nigdy nie byłem fanem tańca, ale w jakiś sposób przekonałem się do niego. Zaczął mnie fascynować. Gdybym miał jedną godzinę doby więcej, pewnie nie zastanawiałbym się nad zrezygnowaniem z zajęć. Tym razem niestety jednak musiałem to zrobić. Musiałem zatęsknić za trzymaniem ją w ramionach, zapachem jej perfum i tej bliskości. Sam po prostu rezygnowałem z naszego koła ratunkowego, więc musiałem znaleźć inną możliwość, byśmy... Mogli po prostu być blisko.
Jak przyjaciele...
Wyszedłem z kantorka, idąc prosto do szatni chłopaków. Nauczyłem się, że dziewczyny, o dziwo, raczej nie spóźniały się na lekcję wuefu. Pamiętałem, że w starej szkole było zupełnie inaczej. Kiedy byłem na praktykach, obserwowałem, jak nauczyciele denerwowali się na dziewczyny, na które wiecznie trzeba było czekać. Tutaj chłopaki robili za primadonny. Już szykowałem się na wejście do strefy skażonej, więc tuż przed wejściem ostentacyjnie nasunąłem brzeg koszulki na nos. Kiedy zajrzałem do szatni, większość chłopaków po prostu przebierała się, gadając ze sobą, a dwójka z nich okładała się nylonowymi workami, biegając po szatni w samych bokserkach. To był naprawdę żałosny widok.
— Który wygrywa? — zapytałem głośno, uśmiechając się sztucznie.
Natychmiast przestali walczyć, odwracając się. Znałem już te twarze. To byli ci dwaj, którzy wygłupiali się na każdej lekcji. Gabe i ten drugi, którego imienia nie pamiętałem.
— My tylko... — zaczął jąkać się bezimienny, chcąc się jakoś wytłumaczyć, a ja nie pomogłem mu, przewracając oczami.
— Przerwa kończy się za minutę, jeśli nie zobaczę was na sali równo z dzwonkiem, znajdę wam piekielnie trudne ćwiczenie — rzuciłem do nich. — Ruszajcie tyłki na lekcję. A tak przy okazji, jak Boga kocham, jeżeli nie zaczniecie używać dezodorantów, to własnoręcznie wrzucę was pod prysznic. Śmierdzi tu jak w norze skunksa...

CZYTASZ
Zrobione z papieru: ich kłamstwa | TOM 1
Roman d'amourPIERWSZA CZĘŚĆ "PAPIEROWEJ" TRYLOGII Cześć druga: lustrzane odbicie Cześć trzecia: schronienie Delikatny i subtelny piruet w jego zbyt dużych tenisówkach. Nie o tym marzyłam, nie tego chciałam. Nie oczekiwałam balowej sukni i księcia z bajki. Ch...