Tay:
Obudził mnie dźwięk przychodzącego esemesa, odsunąłem się delikatnie od Layli żeby nie zbudzić mojego aniołka. Spojrzałem na telefon. Była tam wiadomość od Asha.
Tay, bitwa jest za godzine. Szacujemy, że to nowonarodzeni. Spotykamy się na polanach za starym gmachem. Pozdrów Layle.
A już myślałem, że będzie spokój. A tu jak zwykle wszystko strzelił chuj. Pocałowałem moje słoneczko w głowę i poszedłem się zbierać. Założyłem czarną koszulkę i spodnie jeansowe też czarne i bluzę czarną z zamkiem..
W momencie kiedy myłem zęby, zobaczyłem jak do łazienki wchodzi mój kwiatuszek. Przytuliła się do mnie od tyłu.
-Hej skarbie – powiedziała, po czym klepnęła mnie w tyłek. Wypłukałem zęby i odwróciłem się do niej mocno ją do siebie tuląc.
-Hejka, jak się spało ? - spytałem
-Dziękuję, dobrze – powiedziała i pocałowała moje usta. Odsunęła się i poszła umyć zęby, a ja poszedłem zrobić śniadanie. Za chwilę Layla przyszła do kuchni ubrana w legginsy i crop top. Zrobiłem naleśniki z truskawkami i nutellą. Muszę jej powiedzieć.. przecież zaraz wychodzę.
-Layla, muszę iść na bitwę. - Automatycznie przestała jeść i się we mnie wpatrywała. Widziałem w jej oczach niepokój.. którego tak bardzo chciałem uniknąć.
-nowonarodzeni. - nie pytała, stwierdziła fakt i nadal cierpliwie patrzyła mi w oczy
-Tak
-Kiedy wrócisz?
-Powinienem około 15.
-Albo wcale. - powiedziała i schyliła głowę do dołu. Podszedłem do niej i podniosłem jej głowę patrząc w oczy.
-Kochanie, nic mi nie będzie.. mam dla kogo żyć. Wrócę.
-Mam nadzieje – pocałowałem jej usta a ona zatopiła palce w moje włosy przyciągając mnie do siebie mocniej. Oderwaliśmy się od siebie po chwili.
- Muszę już iść. Zostań ze Stellą, chciała żebyś ją czegoś nauczyła.
-Dobrze. - powiedziała odprowadzając mnie do drzwi. Wtuliła się we mnie jak małpka. Pocałowałem jej włosy, a gdy uniosła głowę zatopiłem się w jej ustach.
-Kocham Cię – powiedziałem patrząc jej w oczy
-Ja ciebie też, powodzenia. - mruknęła jeszcze i wyszedłem.
Layla pov:
No to poszedł.. Wróciłam jeszcze na górę do jego pokoju i rzuciłam się na łóżko które przesiąkło jego zapachem. Nagle usłyszałam pukanie do pokoju.
-Proszę -mruknęłam a do pokoju wpadła Stella jak huragan i położyła się obok mnie.
-Gdzie mój kochany braciszek? - spytała
-Pojechał coś załatwić. A ja cie chyba miałam czegoś nauczyć? - mu
-No tak, ale chciałam z tobą pogadać o Eathanie
-Zauroczył Cię, hm? - spytałam uśmiechając się do niej lekko
-Jest strasznie uroczy i przystojny – powiedziała cicho
-Wychowany też jest. A jak Cię skrzywdzi, to ja już się postaram, żeby Taylor się nim zajął.
-Czyli mam twoje błogosławieństwo? - spytała
-No pewnie, widać, że na ciebie leci. Tylko nic za szybko, daj mu siebie zdobywać powoli, a w żadnym wypadku nie dawaj mu swojej intymności. Tylko poczekaj z dwa trzy miesiące. Jeśli mu będzie zależeć na tobie, a nie na tym, żeby ciebie zaliczyć będzie czekał długo. Czyli innymi słowy, nie śpiesz się.
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! - pocałowała mój policzek i się przytuliła do mnie mocno. - Też lubisz to łóżko?
-Nawet bardzo – powiedziałam i przytuliłam się do poduszki.
-Jak byłam mała, często spałam z Tay'em bo uwielbiałam tu spać.
-Ja uwielbiam z nim spać. - mruknęłam cicho
-Ej!! Zostaw to dla siebie, nadal jestem jego siostrą!
-Tak, wiem - uśmiechnęłam się szeroko – cieszę się, że mnie akceptujecie, ty, twoi rodzice, rodzina.. to dla mnie bardzo budujące.
-Wiesz przecież jak było wcześniej. Taylor nie przyprowadzał tutaj żadnych dziewczyn.. a przecież miał ich od groma. Rodzice zawsze go pytali kiedy przyprowadzi im synową, albo nawet jego dziewczynę.. A miał je, co prawda tylko takie na „raz”. Rodzice strasznie się cieszą, że w końcu się ogarnął, że ty go zmieniłaś. Wiesz, jak mama była szczęśliwa, jak powiedziałaś, że jest o ciebie zazdrosny? Chodziła zadowolona ponad tydzień!
-Naprawdę? - mruknęłam nie dowierzając.
-Tak! Mówiła swoim koleżankom, że jesteś cudowna!
-To strasznie miłe z jej strony. Nie wiem co powiedzieć.. - uśmiechnęłam się delikatnie
-Idziemy jeść? - spytała
-Ja już jadłam, chcesz może naleśniki z truskawkami i nutellą?
-o ile rodzice jeszcze ich nie zjedli – Powiedziała z uśmiechem na twarzy
-To zrobimy świeże. - powiedziałam i zeszłyśmy do kuchni. Tak jak mówiła Stella byli tam rodzice Tay'a i zajadali nasze naleśniki.
-Smacznego – powiedziałyśmy obie ze Stellą
-Dziękujemy, jak tam Laylo? - spytała mama Tay'a
-Bardzo dobrze, dziękuję.
-A gdzie Taylor ? - Mruknęła kiedy smażyłam naleśniki
-Pojechał coś załatwiać.
-A kiedy zamierzacie się hajtać? - spytał tym razem tata Tay'a
-Nie zamierzamy jeszcze – powiedziałam z bananem na twarzy – jeszcze mi się nie oświadczył, poza tym nie śpieszymy się.
-To dobrze czy źle? - spytał ze śmiesznym wyrazem twarzy
-Dobrze – powiedziałam i zaśmiałam się.
Po chwili usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu.
-Layla! -Usłyszałam głos Eathana i Asha
-Co się dziej.. - urwałam w pół słowa bo na ich barkach oparty był Taylor. Miał pozadrapywaną twarz i ledwo na mnie patrzył
-Idźcie na górę do jego pokoju – zdecydowałam – i połóżcie go na łóżku. - Poszłam za nimi. Kiedy to zrobili spytałam
-Jak to się stało?
-Jeden wampir rzucił nim o głaz.. połamał sobie żebra i zdrapał skórę – powiedział Ash
-Dzięki, chłopaki.. możecie iść.. Eathan.. Stella chciała się z tobą zobaczyć. - powiedziałam cicho i podeszłam do Tay'a biorąc po drodze apteczkę. Przemyłam jego twarz z potu i krwi, polałam wodą utlenioną, żeby nie wdała się infekcja i zakleiłam co się dało.
-Prze.. pr..asz..am -wydukał ledwo co
-Cśś.. nic się nie stało.. poradzisz sobie. - rozcięłam nożyczkami jego koszulkę i zobaczyłam jego posiniaczone żebra. Po policzku spłynęła mi łza. Te miejsca też przemyłam.. i dałam mu leki przeciwbólowe. Zadzwoniłam po mojego starego znajomego lekarza.
-Derek, hej, masz czas? - spytałam
-Pewnie, o co chodzi?
-Potrzebna mi jest kroplówka ze środkiem przeciwbólowym. Mógłbyś przyjechać z tym?
-Pewnie, już jadę – powiedział i rozłączył się.
Dziękowałam mu w duchu, że nie zadawał pytań. Podeszłam do Taylora który miał przymknięte oczy.
-Kochanie, zaraz przyjedzie tu mój dobry znajomy z kroplówką.
-Po..o co nic mi nie-e jest – mrukną lewo co.
-Ulży Ci. - złapałam go za rękę i usłyszałam kroki po schodach. Po rozmowie na dole zrozumiałam, że to musi być Derek. Wszedł do pokoju i kiedy zobaczył mnie uśmiechnął się delikatnie.
-Hej, Layla, miło mi Cię widzieć. - powiedział i ucałował moją dłoń
-Mi ciebie też – powiedziałam cicho. - zrób to co trzeba.. - mruknęłam cicho a Derek pokiwał w skupieniu głową. Założył „motylka” przy zgięciu ręki Tay'a i podłączył pod kroplówkę.
-Dziękuję. - powiedziałam siedząc na krześle obok jego łóżka – za ile kroplówka będzie działać? - spytałam cicho
-Powinna za 5-8 minut. A jeśli będzie potrzebna następna, zostawię Ci jeszcze parę.
-Dzięki, ile ci za to dać? - spytałam
-Nie żartuj sobie, nic od ciebie nie chce. Widać, że bardzo go kochasz.
-To prawda, ale nie zmieniaj tematu. Proszę, żebyś zachował to tutaj dla siebie.
-Oczywiście, obowiązuje mnie tajemnica lekarska. -powiedział cicho
-Jeszcze raz bardzo dziękuję.
-Nie ma za co, odzywaj się jak coś będzie nie tak – powiedział z widoczną szczerością w oczach
-dzięki. - powiedziałam i przytuliłam go. On oddał uścisk i wyszedł. Wróciłam na górę do Taylora.
Miał otwarte oczy i patrzył w sufit. Jego rany zaczęły się już goić.
-Jak się czujesz, skarbie? - spytałam cicho
-Kto to był? - puścił moje pytanie mimo uszu.
No pewnie, najlepiej olać moje pytanie...
-Mój stary znajomy, a co?
-Mhm.. jasne.
-Kochanie.. ile razy mam cię zapewniać o swojej wierności.. Przykro mi, że mi nie ufasz.
-Ufam Ci.
-Nie prawda. Moje zdanie, na temat innych facetów zawsze jest dla ciebie kłamstwem. Chciałam ci tylko pomóc.. A ty swoim powątpiewaniem uświadamiasz mi, że jestem dziwką i lecę na każdego.
-Layla..
-Proszę.. odpoczywaj.. -mruknęłam cicho i chciałam wyjść z jego pokoju
-Zostań ze mną. - mruknął cichym lamentem. -Proszę.. połóż się obok mnie – szepnął a ja wykonałam tę czynność. Objęłam go w pasie delikatnie.
-Kocham Cię -powiedział cicho Taylor. Nie odpowiedziałam mu, tylko się w niego wtuliłam -Spierdoliłem prawda? - bardziej stwierdził, niż spytał
-Znasz mnie. Ja chce po prostu tego, żebyś mi zaufał.
-Layla..
-Jeśli tego nie zrobisz.. będę zmuszona odejść. Wiesz przecież, że związek opiera się na zaufaniu. A ty mi nie ufasz.
-Layla, przepraszam, ale ..
-Ale? Zaufasz mi kiedyś? - spytałam
-Ale nie potrafię Ci zaufać. Nigdy tego nie zrobię. Mówiłem tak tylko, żebyś była przy mnie, bo potrzebowałem cię jak powietrza. Jesteś moim słoneczkiem. Lecz nigdy nie dam rady Ci zaufać. Kocham Cię całym moim sercem. Jesteś moim marzeniem, jedyną, tą najważniejszą kobietą w życiu. Ale czy będziesz potrafiła zaufać człowiekowi, który nie potrafi ufać? Nie chcę cię tracić, jesteś moim skarbem. Ale zasługujesz na kogoś lepszego, kto Ci zaufa. Przepraszam..
Milczałam, przetwarzałam dane. Czy jestem w stanie zaufać człowiekowi.. który nie obdarzy mnie ufnością? Dam radę, nauczę go ufać. To jest możliwe.
-Layla, powiesz coś? - mruknął
-Ufam ci i kocham Cię. Nie odpuszczę sobie i nauczę Cię ufać mi.
-Dziękuję, Layla, ja nie zasługuje na kogoś tak dobrego jak ty.
-Po to tu jestem. Żeby Ci pomóc odnaleźć zaufanie. I uda mi się. Czuję to. - mruknęłam cicho całując jego usta, długo i mocno. On odpowiedział mi na ten pocałunek wlewając w niego całą wdzięczność a jednocześnie niepewność.
-Jak się czujesz skarbie? - spytałam głaszcząc jego policzek
-Jest już okej.. - mruknął i otworzyły się drzwi. W nich stali rodzice, Stella, Eathan, Ash, Seth i Alice
-Jak się czujesz synku? - spytała Elisabeth mama Taylora.
-Już dobrze.
-Bądź dumny ze swojej dziewczyny Taylor – powiedział jego tato – tylko ona by się zdobyła na ściągnięcie tutaj dobrego lekarza który by dał ci kroplówkę. Synu, mam nadzieję, że w przyszłości ta oto panna będzie stała u twojego boku dumnie jako twoja żona. Zdecydowaliśmy z matką, że już teraz macie nasze błogosławieństwo.
-Dziękujemy -powiedzieliśmy oboje a Tay przytulił mnie do siebie ramieniem.
-Alice? Co tu robisz? - spytałam
-A co, nie mogę odwiedzić mojej przyjaciółki w potrzebie i jej chłopaka, który jest niesamowity? Tak, Taylor, ufam, że zaopiekujesz się moją księżniczką i będziesz się starał z całego serca jej nie zawieść.
-Zaufaj jej. Wiem, że to potrafisz. - mruknęła Stella patrząc mu w oczy
-Dam radę. Obiecuję, ogłaszając to wszem i wobec, że postaram się jej nie zawieść. A jeśli tak będzie, mam nadzieję, że moje słoneczko mi wybaczy ten incydent.
Pocałowałam jego policzek i pogłaskałam po głowie.
-Taylor, to kiedy opijamy wasz związek? - spytał Ash
-Jutro? - powiedział, na co wszyscy się zaśmiali.
-No pewnie - powiedział Ash
-Ej ludziska, opijemy jeszcze nową pracę Laylii, od wtorku zaczyna pracę w banku jako prawnik! - powiedział Taylor na co wszyscy zaczęli klaskać
-Gratuluję, Laylo. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jesteś idealną partnerką dla Taylora – powiedział pan Steven, tato Taylora
-Dziękuję, to dla mnie bardzo ważne usłyszeć te słowa z pana ust.
-Kochana, mówię tylko jak jest. Jesteście niesamowici. - stwierdził, na co ja jeszcze mocniej się zarumieniłam
-Nie zawiodę państwa – powiedziałam i wtuliłam się w bok Taylora
-O to się nie martwimy kochanie – powiedziała jego mama – jesteś naprawdę cudowna – a ja na jej słowa spaliłam buraka już całkowicie
-Dziękuję bardzo, nie wiedzą państwo ile to dla mnie znaczy -powiedziałam z wdzięcznością
-Kochana, my wiemy, że Taylor jest trudnym człowiekiem, dlatego doceniamy, że to z tobą chce się spotykać i spędzać czas. Jesteś dla nas wzorem. Marzyliśmy o takiej dobrej, mądrej, miłej, zadziornej, inteligentnej, uśmiechniętej kobiecie dla naszego syna. Dlatego też, znając naszego syna, przyda się tobie nasze wsparcie. - Na te słowa wstałam powoli z łóżka i przytuliłam do siebie mamę a następnie tatę Taylora
-Dziękuję, naprawdę dziękuję. - powiedziałam bardzo szczerze
-Nie dziękuj nam kochanie. Ja już się czuję, jakbyś była moją synową. - stwierdziła Elisabeth i promiennie się uśmiechnęła
-Mamo proszę, nie zawstydzaj mi MOJEJ ukochanej – powiedział Taylor z naciskiem na „mojej” z uśmiechem tak pięknym, że aż mi poleciały łzy szczęścia.
Kiedy jego rodzice wyszli zmieniłam mu kroplówkę.
-Jak się czujesz, kochanie? - spytałam
-Już dobrze.. Powoli przestaje boleć. - mruknął cicho
-Cieszę się – mruknęłam i pocałowałam jego skroń. Zdezynfekowałam jeszcze raz jego rany. - jesteś głodny ?
-Nie, skarbie, nie kłopocz się
-Żaden kłopot. Na co masz ochotę ?
-Na żeberka – uśmiechnęłam się delikatnie i pocałowałam jego usta
-zaraz będą, Stella mi pomoże. Tylko musisz chwilę poczekać – mruknęłam
-Będę czekał tyle ile trzeba – powiedział z uśmiechem i dotknął mojego policzka
- Tak bardzo Cię kocham, Layla.. dziękuję, że jesteś
- Ja Ciebie też kocham Tay. - patrzyliśmy sobie w oczy które wyrażały wszystkie nasze uczucia które nami targały. Pocałowałam jego usta i poszłam robić jedzonko, po zrobieniu z pomocą Stelli pysznych żeberek, poszłam z talerzem do pokoju Taylora. Ku mojemu zdziwieniu siedział na łóżku i próbował sobie odpiąć tzw „motylka”.
-Co ty robisz? - On popatrzył na mnie i uśmiechnął się kłopotliwie
-Już dobrze się czuję.. nic mnie nie boli.
-Ale nie zdejmuj tego. – powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu
- A to czemu?
- Bo ja tak mówię – mruknęłam siadając obok niego i dając mu do paszczy kawałek mięsa
-mm dobre – powiedział kiedy już przełkną
-Kładź się – mruknęłam
-Co??
-No połóż się, zrobię ci badanie
-Przecież ty nawet lekarzem nie jesteś – powiedział i zaśmiał się pod nosem
-pokazać ci później certyfikat? Nie wierzysz mi ?
- nie wierzę, ale później pokażesz skoro tak.. - powiedział i położył się. Zrobiłam mu podstawowe badanie brzucha a przede wszystkim żeber. Kiedy ich dotykałam mimowolnie się krzywił, co powstrzymywał.
-leżysz i się nie ruszasz. - mruknęłam cicho. Nie odezwał się. Dawałam mu kawałki mięsa do buzi a on w ciszy je jadł. Kiedy skończył, odłożyłam talerz na stolik pokazałam mu zdjęcie mojego certyfikatu pierwszej pomocy.
-Już mi wierzysz? - spytałam cicho
-Tak, skarbie, przepraszam..
-Nic się nie stało – mruknęłam przytulając się do niego delikatnie.
Nastał już wieczór a ja poszłam do swojego domu sprawdzić czy wszystko z mamą jest w porządku. Kiedy weszłam do domu mama gotowała jakieś pyszności a Naomi siedziała w salonie. Miała pięknie zaokrąglony brzuch. Wyglądała cudownie.
-Hej mamo, cześć Naomi! - powiedziałam gdy przekroczyłam próg kuchni łączonej z salonem.
-Hej ! - odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie
-Cześć córciu, co tam słychać ?
- Dobrze wszystko, tylko Tay gorzej się czuje. Zostanę u niego dzisiaj na noc, dobrze?
- Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki mamo.
Poszłam do swojego pokoju, wzięłam parę ubrań na przebranie. Jutro niedziela, więc będę musiała się przygotować na zajęcia. Spotkam się jutro też z Williamem i wręczę mu moje CV. Fajnie będzie zacząć nowy etap w życiu jakim jest praca.
Poszłam do Taylora domu i weszłam do jego pokoju. Co było dla mnie zdziwieniem, to to, że jego nie było na łóżku. Było puste. A miał nie wstawać..
Zostawiłam swoje ubrania na fotelu i usiadłam. Tay wszedł po pięciu minutach mokry z założonym ręcznikiem na biodrach. Po walce nie było ani śladu.
- O jesteś już – mruknął
- Jak się czujesz? - spytałam
- dobrze. Nic mnie nie boli.
- Na pewno?
- Tak. - powiedział i ubrany w bokserki podszedł i przytulił mnie do siebie mocno – Kocham Cię aniołku – mruknął w moje włosy, wziął mnie na ręce i przeniósł na łóżko. Nie odpowiedziałam mu. Całował moją szyję, delikatnie ją podgryzając.
-Jesteśmy dzisiaj sami przez całą noc.. Kochanie, musimy to wykorzystać bardzo pracowicie..
-Jestem za – powiedziałam a on zdziwił się, zdejmując ze mnie koszulkę.. - ale najpierw pójdę się umyć – mruknęłam
-Nie pozwalam.. - powiedział stanowczo i pocałował mój brzuch robiąc piękną dużą malinkę
- to chodź ze mną – powiedziałam – umyj mnie, ogól i wszystko inne
-no dobrze, masz dwadzieścia minut – mruknął
-dzięki – powiedziałam – ale zanieś mnie do łazienki na rękach.
-i może jeszcze frytki?? - spytał mnie z wyrzutem ale prześmiewczo
-Chętnie.. ale później – uśmiechnęłam się szyderczo i poszłam się ogarniać. Kiedy skończyłam, do łazienki wszedł Tay i przyglądał mi się jak się rozbieram. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie. Była to świetna okazja żeby mu utrzeć nosa. Rozbierałam się zmysłowo kręcąc biodrami, coś w stylu striptizu.. On patrzył na mnie tak głodnym i pożądliwym wzrokiem..
- Kochanie.. - mruknął cicho
- Z tego co wiem, miałeś mi nie przeszkadzać w myciu się – burknęłam
- Z tego co ja wiem kochanie, twój czas dobiegł końca. Więc albo idziemy się pieprzyć jak stoisz bo już nie mogę wytrzymać, albo idziemy razem pod prysznic i tam dokańczamy sprawę. To jaka jest twoja decyzja skarbie?
- Prysznic – powiedziałam cicho odwrócona tyłem do niego
- dobry wybór.. bardzo dobry. - poszedł i objął moje ramiona delikatnie całując kark i schodząc na barki. Przeniósł swoje dłonie na moje piersi i delikatnie je ugniatał.. Weszliśmy pod prysznic i jak Tay to określił dokończyliśmy „sprawę”. Było niesamowicie dobrze. Po prysznicu czekał na nas pyszny omlet w jego pokoju.
- Sam to wszystko przygotowałeś ? - byłam pod wrażeniem
-Tak skarbie – powiedział i przytulił mnie do siebie.
- dziękuję, to miłe – mruknęłam z zadowoleniem pieszcząc jego czarne bujne włosy.
-Miłe to było to przed chwilą – powiedział i sugestywnie poruszył brwiami, na co się zaśmiałam. Nie powiem, wymęczył mnie baaardzo.
-Idziesz jutro do pracy – mruknęłam trochę smutna
-Przecież ty też idziesz kochanie
- ale mam dopiero na 13 – położyłam się na łóżku i uśmiechnęłam się leniwie
- a ja na 14! I co ? Podskoczysz ? - powiedział chichocząc
-Zawieziesz mnie do pracy? - spytałam
- a o której kończysz ?
- Jakoś koło 18 – powiedziałam, gdy mnie przytulił otulając delikatnie kołdrą
-W takim razie i przyjadę po Ciebie, co ty na to?
-Pewnie, dziękuję kochanie. - pocałowałam go czule, a on objął ręką mój pośladek mocno go ściskając. Przytuliłam się do niego mocniej i poszłam spać._________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Rozdziały będą teraz szły maratonem.
Pozdrawiam serdecznie wiernych czytelników.
Wasza Kimberly 😘😘😘
CZYTASZ
Story of My Dreams
FanfictionOna - zwykła-niezwykła dziewczyna On - rozpuszczony samiec, który potrzebuje rygoru. Zgubiony, próbuje odnaleźć swoją tożsamość, którą potrafi okazać tylko w rzadkich momentach.