Wtorek*
Tay pow:
Kiedy się obudziłem, mojego słoneczka nie było obok. Zobaczyłem tylko karteczkę na szafce.
Śniadanie jest na dole misiu. Poszłam do siebie się przebrać i jadę na wykłady. Do roboty jadę dopiero na 13 do 15. Później jadę na tańce. Powodzenia na bitwie. Daj znać jak będzie po ;*
Jest 6.30 mam pół godziny na dojazd na przedmieścia.. Szybko wstałem, ubrałem się i zjadłem pyszne tosty i kakao które było letnie, wsiadłem w mojego Jeepa i wyjechałem z garażu.
Kiedy byłem już w niewielkim lesie na przedmieściach usłyszałem nawoływania kumpli. Poszedłem do nich.
-Kiedy zaczyna się rzeź? - spytałem prosto z mostu.
-Pijawy powinny się pojawić za dokładnie dwie minuty. - Powiedział Eathan
-Eathan, jak z moją siostrą wam się układa? - mruknąłem bo przecież ostatnio nie widziałem się z moją gwiazdą.
-Jak na razie jest spokojnie, ona nie chce nic szybko. Także nie naciskam.
-To dobrze. Weź poprawkę, że jest od Ciebie młodsza.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
Poszliśmy na swoje stanowiska i zmieniliśmy się. Bitwa się rozpoczęła.
Layla pov:
Była już dziesiąta. Miałam ostatnie trzy godziny na uczelni.. Kiedy tam byłam niektórzy nauczyciele nawet gratulowali mi pracy.. bo oczywiście wszystko wiedzieli z prasy i mediów. Podeszła do mnie Alice
-Cześć kochana, jak tam – powiedziałam i przytuliłam ją. Miałyśmy teraz te same zajęcia.
-Hej. Ano nawet dobrze.. Ash na bitwie.. Ona nie powinna się już dawno skończyć?
-Może masz rację -w tym czasie napisałam do mojego skarba co i jak
-A tak poza tym, chciałam Ci z tatą bardzo podziękować za podjęcie się operacji przez Taya która okazała się bardzo pomocna.. Może wpadlibyście dzisiaj do nas na kolację? Tato naprawdę jest wam obojgu bardzo wdzięczny. Emmet też będzie.
-O super, pewnie, że wpadniemy.
W tym momencie właśnie dostałam wiadomość od Taya.
Miś*Wszyscy żyją.. chociaż nie było dzisiaj lekko. Jak tam, masz teraz przerwę?
*Tak, mam – odpisałam
Miś*Wpaść z jedzonkiem?
*Zawsze ;*
Odpisałam i czekając na Taylora usiadłam na ławce przed głównym wejściem do budynku. Po jakiś 5 minutach zobaczyłam wjeżdżającego jeepa, a w nim Tay. Zaparkował i wysiadł z samochodu z niewielką reklamówką.
-Hej misia – mruknął, przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
-Hej skarbie. Jadłeś coś dzisiaj ? - spytałam
-Oczywiście. Twoje tosty i drugie śniadanie po bitwie.
-Cieszę się – mruknęłam i zajadałam rogalika z czekoladą. -pyszny, chcesz spróbować?
-Jedz kochanie ty moje – powiedział i objął mnie ramieniem kiedy już siedzieliśmy na ławce. Kiedy skończyłam pałaszować moje jedzonko, popiłam sokiem i wtuliłam się mocno w Taylora.
-Ktoś tu tęsknił – zauważył i pocałował mnie we włosy.
-Martwiłam się – powiedziałam cichutko trochę zasmucona tym faktem
-Wiem skarbie, ja się martwiłem bardziej o to, czy zobaczę jeszcze twoje oczy.
-Naprawdę było tak ciężko? - spytałam odrywając się od niego i patrząc mu bacznie w oczy
-Trochę.. Kochanie, nie zamartwiaj się tak tym, ważne że wszyscy żyją.
-Niby tak. Alice się też martwi o Asha, kochanie co robisz po 17?
-Nic, a co?
-Pojedziemy na kolację do Alice. Jej tato chciał Ci podziękować, a ja chciałabym wiedzieć, dlaczego się nie dowiedziałam o tym, że operujesz jej tatę?
-Nie pytałaś – mruknął pd niechcenia
-Mhmm – mruknęłam – W porządku.. Kochanie, muszę już lecieć, wybacz..
-Już ? Masz jeszcze 10 minut, zdążysz – powiedział, znając mój rozkład zajęć niemalże na pamięć.
-Muszę jeszcze coś załatwić. Jednak chciałabym wiedzieć czy się zgodzisz tam pojechać.
-Oczywiście. Skoro to dla Ciebie ważne.
-Dziękuję – pocałowałam go w policzek a kiedy się oderwałam mocno mnie objął i pocałował w usta. Kocham go bardzo.
-Leć skarbie. Do zobaczenia. - mruknął
-pracę kończę o piętnastej.
-Wiem, będę o tej porze przed bankiem.
-Ale ja mam swój samochód. Poza tym potrzebuję jeszcze pojechać do mamy i kupić jakiś fajny kostium do pracy.
-Mhm.. no dobrze. Kocham Cię – powiedział patrząc mi w oczy -Bardzo. - dodał, ściskając jednocześnie moją dłoń
-Ja Ciebie też kocham skarbie – mruknęłam, dałam mu buziaka, pożegnałam się i poszłam na wykład.
Trochę mi przykro, że nic mi nie powiedział, no ale cóż, nie mogę przecież wymagać wszystkiego co mi się uroi. Poszłam na ostatni wykład. Zleciał szybciej niż oczekiwałam.
Będąc już w samochodzie przebrałam buty z botków na szpilki i pojechałam do pracy. Zaparkowałam, wysiadłam i weszłam do środka mówiąc „dzień dobry” wszystkim którzy obok mnie przechodzili. Najpierw odwiedziłam gabinet szefa uprzednio pukając w drzwi.
-Wejdź proszę – usłyszałam i tak też zrobiłam
-Cześć Will
-Cześć Laylo, co tam słychać na uczelni ?
-Wszystko po staremu. Czy jestem dzisiaj Tobie potrzebna? - spytałam
-Niestety nie. Dzisiaj możesz sobie zrobić wolne. Wczoraj odwaliłaś kawał dobrej roboty.
-Dzięki. To ja będę zmykać – mruknęłam – Cześć.
-Do jutra. - powiedział, a ja wyszłam z banku.
Wsiadłam w samochód i pojechałam na małe zakupy. Kupiłam potrzebne jedzonko do domku oczywiście tego mojego, to że chwilowo mieszkam u Tay'a bo jego rodzice pojechali w delegacje do Europy nie znaczy, że muszę robić tam zakupy. Ale na wszelki wypadek napisze do miśka.
-Kupić coś do jedzenia do domu?
Miś* -Nie, wszystko już kupiłem
-Cieszę się – odpisałam i poszłam w wir zakupowy.
Kupiłam sobie czerwoną rozkloszowaną sukienkę po kolano, nową parę czerwonych szpilek od Gucci, czarną torebkę przez ramię Versace, perfumy dla mnie i mojego misia od Calvina Kleina.. były piękne. No i weszłam do Victorii Secret. Byłam jak w innej bajce.
Kupiłam tam zestaw czarnej koronkowej koszulki z dopasowaną bielizną i pończochami. Mam nadzieję, że mój „narzeczony” będzie zadowolony.
Pojechałam najpierw do mojego domu zostawiłam zakupy, przywitałam się z mamą i bratem. Moja mama zaprosiła nas na obiad w niedzielę. Oczywiście że przyjdziemy.
Opowiadałam jej o tym, że Taylor operował tatę Alice, że mam dobrą pracę itp.
Kiedy weszłam do domu mojego „narzeczonego” po całym domu unosił się zapach kurczaka. Weszłam do kuchni i ujrzałam Stelle.
-Hej piękna – mruknęłam
-Oo Hej. Gdzie Taylor? - spytała a ja się zdziwiłam. Co? To go tu nie ma?
-A nie powinien być w domu? - No fakt nie jestem tu po 15 tylko ledwo po 14
-Niema go. - odpowiedziała – myślałam, że jest z tobą.
-Nie wiem gdzie jest. - mruknęłam – pozwól, że pójdę do jego pokoju
-Jasne
I tak zrobiłam. Poszłam i położyłam się na łóżku. Zdjęłam szpilki i chyba zasnęłam, bo obudziły mnie krzyki Stelli i Taylora. Po chwili wszedł do pokoju.
-O proszę, tu jesteś ! - warknął
-O co Ci chodzi? - mruknęłam jeszcze lekko zaspana
-Szukałem Cię. Czemu nie napisałaś że kończysz wcześniej co? - mruknął i usiadł obok mnie
-Byłam na zakupach, myślałam, że jesteś już tutaj – przytuliłam się do jego ramienia – Nie gniewaj się na mnie już..
-Nie potrafię się gniewać, przecież wiesz.. - pocałował moje czoło delikatnie i mocno przytulił do siebie.
Było już po 16 i trzeba by było się powoli zbierać na kolację do Alice. Ubrałam czarne dopasowane rurki z dziurami z wysokim stanem i srebrną krótką koszulkę a na to skórzaną kurtkę i do tego czerwone szpilki i czerwoną torebkę.
Taylor ubrał jeansowe spodnie od Levis'a i koszulkę z takim samym bordowym logo do tego również skórzana kurtka i airforce'y.
-Kochanie kupiłam Ci coś – mruknęłam podając mu opakowanie jego ulubionych perfum, które były także moimi ulubionymi.
-O dzięki, właśnie te mi się kończą – powiedział i obejmując mnie pocałował mocno w usta po czym rozpakował perfumy i popryskał się nimi.
Poszłam jeszcze do toalety poprawić delikatnie makijaż. Kiedy już to zrobiłam wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Alice.
Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył mi Emmet.
-Hej Layla – powiedział i przytulił mnie do siebie mocno podnosząc do góry – Moja mała Layla wypiękniała
-Dzięki Emmet, ty też – zaśmialiśmy się – poznaj mojego chłopaka. To Taylor
-Emmet, miło mi – podał dłoń Taylorowi a ten ją uścisnął
-Mnie również – powiedział mój miś i weszliśmy do salonu. W salonie czekała na nas Alice z Ash'em i jej tato. Przywitaliśmy się również z nimi.
-Spotkaliśmy się, żebym mógł osobiście podziękować Taylorowi za udaną operację a Laylii za poproszenie Tay'a o monitorowanie mojego stanu zdrowia. Jestem wam bardzo wdzięczny.
-Drobiazg – powiedzieliśmy oboje i uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Jeśli będzie taka potrzeba, będę mógł co miesiąc sprawdzać pana stan zdrowia w tutaj w domu, żeby nie musiał pan jechać do kliniki na pięć minut badań.
-To bardzo miłe, dziękuję. Laylo, jestem dumny z twojego narzeczonego.
-Narzeczonego?! - powiedzieli we troje Emmet, Alice i Ash
-Sytuacja jest taka, - zaczął Tay, kiedy popatrzył mi w oczy – że Layla powiedziała nieodpowiednim osobom że jest moją narzeczoną, żeby odgonić ode mnie pewne nieproszone kobiety, co jest zrozumiałe, też bym tak zrobił. Kiedy to dostało się do mediów, nie mieliśmy wyjścia i musieliśmy to ciągnąć. Kiedy moja mama się o tym dowiedziała i wytłumaczyłem jej o co chodzi, kazała mi dać Laylii pierścionek który dla niej kupiła. Tak też zrobiłem. Przed prasą i mediami uważamy się za narzeczonych, ale chciałbym, żeby najbliżsi dla nas ludzie znali prawdę.
__________________
Jutro next dwa rozdziały 😘
Miłego wieczorku 💋💋
CZYTASZ
Story of My Dreams
FanfictionOna - zwykła-niezwykła dziewczyna On - rozpuszczony samiec, który potrzebuje rygoru. Zgubiony, próbuje odnaleźć swoją tożsamość, którą potrafi okazać tylko w rzadkich momentach.